Kobieta i rozstanie:
Uzależniamy się od partnera czy od serotoniny?

Jako kobiety niezależne i wyemancypowane powtarzamy sobie często: umiesz liczyć, licz na siebie. Choć bywa, że będąc w związku chcemy liczyć też na naszego partnera i zaczynamy na niego liczyć, albo wierzymy, ze któregoś dnia będziemy mogły na niego liczyć.

Nieświadomie zdejmujemy rękę z pulsu. Myślimy, że przecież umiejętność liczenia na partnera jest kwestią kluczową udanego związku. Lecz któregoś dnia zupełnie nieoczekiwanie partner nagle stwierdza, że się znudził, że musi się wyprowadzić i jeszcze sobie trochę poszaleć, bo to najwyraźniej nieodpowiedni moment na zarzucenie kotwicy. Kumpelsko do tego podchodząc myślimy: "jasne, nie ma sprawy", ale jako kobieta czujemy się zranione, nasze ego czuje się boleśnie dotknięte, budzi się w nas zlość, że dałyśmy się tak oddać miłości i zapomnieć w niej.

Nagle staramy się powrócić do poprzedniego etapu kobiety samowystarczalnej, która sama dochodziła do wszyskiego, która była współczesną amazonką. Złość narasta, gdy oto zdajemy sobie sprawę, ze duża część nas przestała myśleć w pierwszej osobie liczby pojedynczej "Ja", i całkiem sprawnie posługiwała się liczbą mnogą "my". Tylko, ze już owe "my" w rzeczywistości stało się nieaktualne i na nieszczęście wciąż oddbijało się echem w pustce mieszkania. Nie chcąc burzyć przed samą sobą wizerunku kobiety silnej i niezależnej, o który wlaczyłyśmy latami, nie możemy zrozmieć tego poczucia emocionalego uzależnienia od meżczyzny. Myślimy zimno: odszedł, nie będę ubolewać, życie toczy się dalej, umiem żyć sama. W praktyce wygląda to inaczej. Co za tym stoi? Emocionalne uzależnienie od mężczyzny, bo przecież nie obawa przed tym, że nie poradzimy sobie same?

Okazuje się, ze stoją za tym nie tylko duchowe i emocjonalne aspekty naszego "Ja", tylko też chemiczne reakcje jakie w naszym umyśle zachodzą. Więc, czy za rozżaleniem z podowu rozstania są odpowiedzialne hormony peptydowe, zwane potocznie "hormonami szcześcia". To właśnie one wpływają na nasz nastrój, dlatego też nazywa je się "molekułami emocji". Obszarem ich działania jest część mózgu uważana za siedlisko uczuć. Najbardziej znanymi hormonami szczęścia są endorfiny, które zawsze w pierwszej kolejności kojarzone są z czekoladą. Ale czekolada nie musi być nam koniecznie do szczęścia potrzebna, bowiem endorfiny powstają też w soposób naturalny w naszym organizmie poprzez odczuwanie silnych emocji jakich doznajemy w czasie zakochania, albo dzięki miłosnym uściskom partnera. To właśnie endorfiny i inne hormony szcześcia, jak serotonina i dopamina produkują w nas błogie poczucie szcześcia i satysfakcji. One sprawiają, że kochamy i czujemy sie kochani. To te "molekuły emocji" nastrajają nas radośnie do życia. Dzięki nim czujemy się bezpieczni, optymistyczni i pewni siebie. Wtedy zdaje się, że nic nie jest w stanie nas przygnębić. A jednak, On odchodzi i lawina łez mimo woli pcha się do oczu. Przeraża nas fakt, że dałyśmy uzależnić się od mężczyzny, tym bardziej, że wcześniej wielokrotnie żarliwie krytykowałyśmy taką postawę u innych kobiet. Zderzamy się boleśnie z tą myślą, gdy obserwujemy naszą opuchnientą od płaczu twarz. Przecież duma amazonek nie pozwala na uzależnienie, a tu proszę taka historia.

Lecz, czy nie pocieszjąca jest myśl, że to "uzależnienie" z psychologicznego punktu widzenia nie jest uzależnieniem od partnera, tylko od zwiększonej produkcji hormonów szcześcia? Nagle po rozstaniu brak nam uścisków, pocałunków, dotknięć. Spadek naszej samooceny więc nie jest spowodowany obawą, że same nie jesteśmy wiele warte, że przez urojone uzależnienie od partnera straciłysmy własny instynk samozachowawczy: za tym wszytkim stoi jednak spadek poziomu hormonów szczęścia. Gdy spojrzymy na to z tej strony, to okazuje się, że nie uzależniamy się od partnera tylko od zwiększonego poziomu wydzielania się endorfin, serononiny i dopanimy. Duchowa miłość zredukowana zostaje tu do pojęcia czysto biologicznego. Być może takie spojrzenie niweczy czar wyobrarzenia o romanycznej miłości, ale owe wyobrarzenie pogłębia nas w smutku po rozstaniu. To jak ubolewnie nad pękniętą bańką mydlaną. Za nasze emocje w dużej mierze odpowiedzalne są hormony, a nie osoby, nie partnerzy. Dlatego, gdy ich zabraknie, trzeba szukać innch źródeł, które zwiększą poziom naszych hormonów szczęścia, jak taniec czy sport. Tak oto w naturalny sposób zaczniemy ponownie być odpowiedzalne za własny dobry nastrój.