Mrrr... chwilkę mnie nie było, a tu już się tak temat rozwinał... tyle punktów do dyskusji się pojawiło
Po pierwsze:
Oszpecony pisze:Dlaczego uważasz, że nie lubię samego siebie? Łamię siebie dla własnego dobra.
Tak, uważam, ze nie lubisz siebie, tego, co w Tobie, pastwisz się nad samym sobą w imię celu uznanego za priorytetowy. Ironicznie piszesz:
Oszpecony pisze:że nie zasłużyłem sobie, bo jestem podłą bestią i na dodatek za mało się biczuję. Od dzisiaj będę sobie przypalał płonącą benzyną dłonię i wbijał gwodźie między żebra, ot tak, dla zabicia czasu. Nie mam zamiaru sobie zasługiwać na iluzoryczną przyejmność.
Jak dla mnie podobny samobiczownikom masochizm już uprawiasz. Łamiesz siebie, aby zasłużyć na iluzoryczną przyjemność błogiego spokoju, kiedy umysłu nie zaprzątają ci te rzeczy, które uważasz za marne. Tyle, że jeśli taka przyjemność leży w zmuszaniu siebie samego do rzeczy rozumowo wybranych, na przekór uczuciom - to dlaczego by nie łamać się w drugą stronę? Kochać na przekór, wbrew okolicznościom niesprzyjającym, szukać miłości w sobie i rozwijać ją nawet wtedy, gdy świat w tym przeszkadza? Satysfakcja z łamania będzie przecież ta sama
Ja wolę akceptować siebie, raczej przyglądać się z ciekawością temu, co wyrasta, zamiast wyrywać w zarodku. Szkoda byłoby przycinać pędy, które być może tylko raz w życiu zakiełkują, nigdy nie wiesz, co z nich powstać może. Rozumiem, ze czasem spokój jest najważniejszy, po prostu ja wolę żyć inaczej. Spokój według mnie jest efektem ubocznym, a nie celem, któremu należy świat i siebie podporządkować.
PFC pisze:Nigdy nie jest tak (poza genami i kalectwem), że człowiek ma coś dane raz na całe życie
Człowiek ma siebie danego na zawsze i wszystkie swoje możliwości. Jesteś w stanie zapomnieć wszystko, czego się nauczyłeś? Głupiej jazdy na rowerze i umiejętności pływania zapomnieć się nie da, a co dopiero miłości
PFC pisze:Chcesz z niego zrobić astronautę?
Ja niczego z niego robić nie chcę, ja wiem, ze astronautą być może, a jak nie chce - jego wybór
PFC pisze:w zasadzie każda spotkana kobieta może się stać "jedyną"
Oczywiście. Bo miłość jest w Tobie, a nie w obiekcie, obiekt może być katalizatorem reakcji, ale całość przemian zachodzi w Tobie. W ogóle zauważam tutaj, że zarówno Ty, PFC, jak i Oszpecony, jesteście ukierunkowani na zewnętrze, na to, co między ludźmi i na to, co się w tym spaprać może (a może dużo). To samo widać w wielu postach na całym forum rozsianych, kiedy to ludzie po usunięciu z ich życia jednego obiektu, na którym uczucie ogniskowali, gubią się zupełnie - i nie wiedzą, co teraz z tym uczuciem robić, bo oto nie ma już tej osoby, która pozwalała uwidocznić i zrealizować to, co w nich. Zabrakło pretekstu do miłości - a samej miłości nie potrafią potraktować jako wartości. Przekształcają ją, deformują, upychają w ramki nieodpowiednie, nienawidzą albo rzucają się na inną okazję i z innej osoby czynią znów płótno, na którym mogą swoją własną miłość pokazać. Miłość to także (a raczej przede wszystkim) sposób widzenia świata, reagowania na niego, wewnętrzny spokój i akceptacja rzeczywistości (także siebie, jako jej elementu), pięknie uwidacznia się na drugim człowieku - ale nie znika, kiedy tego drugiego człowieka zabraknie, fizycznie lub mentalnie (kiedy na przykład człowiek się z szują lub idiotką zadaje; trudno o rozkwit miłości wtedy, musi się ona wtedy skupiać na stronie dającej, a nie biorącej, jest upośledzona w sferze wyrażania - tym niemniej nadal istnieje i nie ma sensu jej istnieniu zaprzeczać).
Oszpecony pisze:Wyjaśnij jak to wygląda w praktyce? Troszkę nie rozumiem.
Efektem tego, co opisałam wyżej, w praktyce miłość porządna pozwala Ci przetrwać przeciwności losu, niegodnego partnera, manipulacje w związku i jego rozpad. Nie chodzi o to, że Twoja połówka dzięki miłości staje się idealna - chodzi o to, że całość rzeczywistości jest wtedy idealna, razem z jej mankamentami. Jesteś w stanie zaakceptować to, że ludzie bywają podli i głupi, że są osoby takie jak ja i takie, jak Ty, że mogłeś zostać rzucony albo rzucić. Zostałeś zdradzony - i nadal kochasz, co najwyżej szukasz innego, godniejszego obiektu, żeby z nim i na nim miłość rozwijać, a nie pozwalać jej karłowacieć.
Oszpecony pisze:Pisałem już kilka razy, że jestem zadowolony z mojego obecnego stanu życia, że czuję się wolny i spokojny, teraz mogę zacząć żyć szczęśliwie.
Popatrz, popatrz, całkiem jak ja
Ale ja miałam łatwiej, nie musiałam niczego łamać i nękać swej skromnej osoby, dlatego też uważam, że miłość jest całkiem dobrą drogą do szczęśliwości.
nadia pisze:Toż przecie piszę, że musi sobie zasłużyć
Akurat
Nawet Hitler miał swoją Ewę Braun