..::WdOwA::.. pisze:Wqreza mie, ze wy wszyscy głęboko w tyle macie co sie dzieje z ludźmi!
a skąd Ty to możesz wiedzieć?
człowiek, który dla cierpiących nic nie zrobił!
oto krótka notatka z działalności charytatywnej JPII z samego 2003 r.:
W ubiegłym roku Ojciec Święty dysponował sumą ponad 6 mln dolarów. Najwięcej środków, 2 474 000 euro, przeznaczono na 235 projektów realizowanych w 9 krajach subsaharyjskich przez Fundację Jana Pawła II na rzecz Sahelu. Powstała ona w 1984 r. w odpowiedzi na apel Papieża o pomoc dla tego regionu, wyniszczonego wskutek długotrwałych suszy i postępującego procesu pustynnienia, skierowany do wspólnoty międzynarodowej w 1980 r. podczas pielgrzymki do Wagadugu. W ciągu 20 lat działalności fundacji udało się zrealizować ponad 3,5 tys. projektów na sumę przekraczającą 30 mln dolarów.
Fundacja wspiera działalność zwłaszcza w takich dziedzinach, jak oświata (24,25% projektów), gospodarka wodna (21,70%), rolnictwo i hodowla zwierząt (18,3%) oraz ochrona środowiska (12,76%).
Zorganizowaną pomocą charytatywną zajmuje się także Fundacja «Populorum Progressio», założona przez Jana Pawła II w 1992 r. z okazji 500-lecia ewangelizacji Ameryki. Wspiera ona mikroprojekty pomocy ludności tubylczej i wiejskiej w Ameryce Łacińskiej. W ciągu 12 lat działalności sfinansowała ponad 1500 takich projektów o łącznej wartości przekraczającej 15 mln dolarów. W ubiegłym roku dysponowała ona sumą 1 843 200 dolarów, którą przeznaczono na realizację 221 projektów, dotyczących różnych dziedzin: sektora produkcji (36,29% projektów), lokalnej infrastruktury (23,55%), dzieci (18,15%), oświaty (16,6%) i służby zdrowia (5,49%).
Ponadto w ubiegłym roku Ojciec Święty przeznaczył 822 465 dolarów na pomoc doraźną dla ofiar trzęsień ziemi, m.in. w Algierii, Iranie i Turcji; powodzi, m.in. w Wietnamie; wojen, np. w Iraku; suszy, m.in. w Etiopii i Erytrei, oraz innych kataklizmów i epidemii, a 858 223 dolary na różne programy pomocy humanitarnej w 33 krajach świata. W tym czasie przewodniczący Papieskiej Rady «Cor Unum» abp Paul Cordes dwukrotnie udał się na prośbę Jana Pawła II, jako jego osobisty wysłannik, do krajów znajdujących się w wyjątkowo krytycznej sytuacji, aby w imieniu Papieża koordynować charytatywną działalność Kościoła. W styczniu 2003 r. abp Cordes był w Wietnamie, dotkniętym katastrofalnymi powodziami, a w maju w Iraku.
Rzeczywiście, nic nie zrobił dla potrzebujących.
W dodatku jest na tyle próżny, żeby wszędzie o tym trąbić, żeby w żadnej telewizji nie zabrakło informacji o jego charytatywnych działaniach. No bo wszyscy o tym wiedzą, prawda? Co tutaj m.in. widać
.... Ach, okropny ten papież, naprawdę.......
mrt pisze:to do części ludzi dotarło, że coś takiego jak śmierć w ogóle jest.
A nie pomyśleliście ze większość z nas widzi śmiefc na własne cozy? Widzimy ją codziennie,na ulicy, u sąsiadów,u siebie w domu! Nie przez cholerną telewizje!
No patrz, nie miałam pojęcia.....
Eh... Chodzi o to, że papież ze swoim cierpieniem się nie krył - pokazywał, że cierpienie jest nieodłączną częścią ludzkiej egzystencji. Dlatego też dalej sprawował swoją funkcję, mimo słabego stanu zdrowia. Mimo tego cierpienia - w ten i w inny sposób pokazywał realizację chrystusowego hasła "weź swój krzyż i idź za Mną". A to ważne, bo przecież był osobą publiczną, głową kościoła katolickiego, osobą obecną w mediach i oglądaną przez miliony ludzi. I wreszcie pokazywał, że jest po prostu człowiekiem.... Jego poprzednicy byli zupełnie z dala od ludu, nie pozwalano ludziom do nich podejść nawet na kilka metrów, a ze słabościami to już w ogóle się kryli - i to właśnie oni zachowywali się jak bogowie. JPII był dla ludzi po prostu człowiekiem niosącym dobrą nowinę, człowiekiem na wysokim stanowisku, ale podkreślmy jeszcze raz: człowiekiem - z którym można było porozmawiać, dotknąć go... A to, że ludzie po śmierci żegnali go jak boga - to naprawdę jego wina? Cóż, a może po prostu sobie na to zasłużył? Ja też się trochę obawiałam tego narastającego kultu, bo więcej się mówiło o papieżu niż o Bogu, ale ja te reakcje po prostu rozumiem. Sama też nie byłam obojętna.
A co do samej śmierci, to owszem, ona jest, była i będzie zawsze wokół nas. Ale papież - jak już wspomniałam, był osobą publiczną, ważną dla milionów, nawet jeśli go nigdy osobiście nie spotkali. Był znany. Był kochany. Wielu mu coś zawdzięcza. Był to papież inny niż dotychczasowi, bo przede wszystkim wychodził do ludzi. I chociaż był daleko, to wielu codziennie go słuchało, oglądało w telewizji, przywiązywało się do niego, przywiązywało do serdecznego uśmiechu i szukało nadziei, pociechy w tym, co mówi, bo papież objaśniał ludziom Boga i zbliżał do Niego. A sam, mimo tylu trudności nigdy się nie poddawał, przebaczał, zawsze dażył serdecznością - to właśnie też, a może przede wszystkim zbliżało ludzi do jego osoby. Nie dziwne zatem, że żegnano go z taką pompą, nieprawdaż?
Bulwersujesz się tym strasznie, a popatrz wstecz: czy z wielką pompą nie żegnano np. Lady Di? Ile było o niej w wiadomościach, w prasie, jeszcze transmisje z pogrzebu, programy o niej... A ja właściwie uświadomiłam sobie o jej obecności dopiero wtedy, gdy zginęła. I dla mnie nie była nikim szczególnym, nie znałam jej nawet z mediów, a tylu za nią płakało, tylu jej żałowało - również w Polsce. A przecież na pewno żyło wielu ludzi, którzy może zrobili więcej niż ona, a nie było o nich w ogóle mowy, bo nie byli osobami publicznymi.
A ofiary zamachu w WTC? Można by zadać pytanie dlaczego ich tak opłakiwano, dlaczego tyle się o tym mówiło, dlaczego o niczym innym nie były wiadomości jak tylko o tym, skoro codziennie, nawet obok, giną w sposób tragiczny tysiące ludzi?
A tragedia w Katowicach? Dlaczego tak to rozdmuchiwano skoro śmierć jest wokół cały czas? Dlaczego rodzinom w żałobie się pomagało, a innym, którzy stracili bliskich gdzieś tam, nie pomagamy i nie mówi się o nich?
No zobacz, takie czepianie się jest bez sensu. Media zawsze nagłaśniają ważne wydarzenia, na skalę krajową, czy światową. Śmierć i cierpienie to coś powszechnego - na tyle, że nikt codziennie nie przypomina o tym w dzienniku.
A możemy przecież komuś uratować życie lub chociaż złagodzić cierpienie - wpłacając pieniądze, angażując się w wolontariat, adoptując dziecko z Afryki (co sama mam zamiar zrobić).
Zresztą jestem ciekawa, czy Ty robisz coś poza rozpisywaniem się na forum, czy się udzielasz charytatywnie czy coś w tym stylu. Jeśli tak, to chwała Ci za to, Wdowo. Jeśli nie, to nie oburzaj się na innych, że ludzki los ich nie obchodzi skoro i Ty nie działasz. Bo móić to jedno, robić to drugie.
Świadomość śmierci jest w nas cały czas, zatem nie wypowiadaj się w ten sposób, bo nas nie znasz, tak samo jak my Ciebie.
"Jeśli traktujesz życie ze śmiertelną powagą, nie licz na wzajemność" [A. Mleczko]