Zajrzałem przez przypadek na to forum, poczytałem kilkanaście interesujących mnie tematów i poczułem nieposkromioną chęć dokonania aktu ekshibicjonizmu emocjonalnego.
W obecnych czasach poważnym problemem młodych, o ile moje 23 lata można jeszcze podciągnąć pod młodość, jest samotność, która także mi daje się we znaki. Wiem, że tego typu tematów założonych przez rozgoryczonych zalanych łzami chłopaków jest już tysiąc. Trudno, ten będzie tysiąc pierwszym, nawet jeśli nikt nie raczy na niego rzucić okiem.
Prawdopodobnie wywołam lawinę śmiechu, ale mimo wspomnianych 23 lat na karku, towarzyszy mi nieśmiałość, brak zdecydowania w stosunkach damsko-męskich, strach przed odrzuceniem. Tak samo niewiarygodnie brzmi to, że po dziś dzień nie miałem dziewczyny (nie liczę tutaj "wakacyjnych dziewczyn", relacji, które obojgu umilały czas, ale sfera emocjonalna których, nie miała nic wspólnego z miłością, czy choćby zakochaniem). A już pod absurd podchodzi fakt, że tylko raz w życiu dawno temu, na początku szkoły średniej uległem zauroczeniu, fascynacji, zakochaniu (?) i w ciągu 2 lat (sic!) tego stanu odezwałem się do mego obiektu westchnień 2 (słownie: dwa) razy. Taki strach, paraliż mi towarzyszył, zresztą miałem ku temu powód, bowiem wiek dojrzewania dał się we znaki mojej cerze. Było, minęło, przeszło, ale problem pozostał.
Nie jestem złym człowiekiem, trzymam się zasad moralnych, jestem kulturalny, inteligentny, bystry, obdarzony dużym poczuciem humoru w szerokim zakresie od wyrafinowanego po karczemny, jestem wysportowany, utalentowany muzycznie , studiuję na politechnice, interesuję się filmem, literaturą, (to brzmi jak autopromocja na randka.pl
Wiem, mogą pojawić się głosy, że jak nie ta to inna, że porażki są wliczone w próby, że jestem pipa i brakuje mi odwagi, męskości, że muszę się przełamać. Chciałbym móc, ale ta nieśmiałość jest w terminalnym stadium chorobowym.
Druga sprawa to niewielkie pole do poszukiwań. Nie jestem typem imprezowicza, który zdziera podeszwy na parkietach co weekend. Owszem, nie zamykam się w czterech ścianach, wychodzę "na miasto", rozrywam się w gronie znajomych, ale nie ma wśród nich dziewczyn, które by mnie interesowały, bo nie szukam pierwszej z brzegu. Jestem ślepcem wierzącym w mit wyjątkowości, przepołowionej pomarańczy, itp. Nie wiem gdzie mam szukać. Kiedy jestem ze znajomymi, to przebywam w ich towarzystwie, na dyskotekach raczej marne szanse na znalezienie nie byle kogo, podobnie się ma sprawa z pubami, internet odpada z wiadomych względów. A nawet jeśli zwróci moją uwagę interesująca dziewczyna, to (patrz: punkt poprzedni) ogarnia mnie paraliż i po wewnętrznej zawsze przegranej walce odchodzę na tarczy z opuszczoną głową wiecznie przegrywającego z nieśmiałością, strachem przed wyśmianiem.
Poradźcie gdzie mam szukać, jak mam szukać. Niepotrzebny mi podręcznik podrywacza, umiem się obejść bez tego, dopóki... mi nie zacznie zależeć. Zapewne zbyt poważnie podchodzę do tematu, niech zacytuję wulgarny lecz celnie oddający problem cytat z filmu "40-letni prawiczek", "wynoszę c..pke na piedestał". To fakt, mam szacunek do kobiet, ale chyba lepsze takie podejście, niż wręcz przeciwne. Czas ucieka, 23 lata to już swoje lata, czas ucieka, wizja wiecznego kawalera mnie napawa panicznym strachem.
Heh, sam siebie zdołowałem jak przeczytałem co wyślizgnęło się mi spod palców, nie jest to post najwyższych lotów, sporo w nim chaosu. Tak naprawdę to staram się dobrze układać sobie życie, ale ta straszna samotność jest wielką bolesną zadrą.
Pozdrawiam bywalców, gratuluję ciekawego forum
Dobranoc