Lilka212 pisze:Ale właśnie chodzi o to, że często jest tak, że na początku obie strony mają dla siebie czas, a z czasem może zacząć go brakować.
Ale właśnie ja o tym przecież mówię od samego początku
Lilka212 pisze:I będę obstawać przy tym, że to czy się jest samotnym czy w parze ma znaczenie towarzyskie.
Ja raczej będę obstawał przy tym, że "niemanie" partnera/ki wcale nie oznacza bycia samotnym. Jeśli o mnie chodzi na przykład, to kobiety przychodzą i odchodzą, ale kumple pozostają ciągle ci sami. Dlatego właśnie są moimi kumplami. Jedni są singlami, inni w parach, a jeszcze inni w związkach małżeńskich czy już po rozwodach i to akurat nikomu w niczym nie przeszkadzało ani nie przeszkadza. Znaczenie towarzyskie ma nie to czy Ty masz partnera/kę, tylko to w jakim towarzystwie się obracasz. Czy to jest towarzystwo prawdziwych przyjaciół czy tylko farbowanych lisów.
A druga sprawa to:
jak ja poznałem dziewczyne to koledzy z akademika mówili, żem przepadł już, bo przestałem się pojawiać.
logiczne, że zamiast na imprezę do akademika szło sie do dziewczyny na noc.

wyjątkiem były tylko czyjeś imieniny lub urodziny.
No widzisz, dla jednych to jest logiczne, dla drugich nie za bardzo. Po prostu tak już w życiu jest, że punkt widzenia zależy często od punktu siedzenia.
Tu już nawet nie chodzi o bycie czy nie bycie w parze, ale ogólnie. Przecież każdy ma prawo do prywatnego życia i dysponowania własnym czasem. Jeśli dzisiaj o 18:00 zaczyna się Formuła 1, to żadnemu z moich kumpli nawet do głowy nie przyjdzie, żeby mnie ciągnąć na piwo do pubu. Przykład pierwszy lepszy z brzegu jaki przyszedł mi do głowy, ale takich mam kumpli i innych widocznie nie chcę mieć, skoro nie mam. Kilka lat temu, zaraz po rozwodzie, połowa chłopaków z dzielnicy nagle sobie o mnie przypomniała i od rana domofon trąbił "no siema, to ja, co robisz?" Gdybym dla każdego z nich musiał być miły i gościnny, to dzisiaj moje mieszkanie by przypominało bardziej melinę czy jakiś klub osiedlowy w najlepszym wypadku. Tylko że to nie są żadni kumple, przynajmniej nie dla mnie. Dla mnie to są znajomi z osiedla na "cześć, co słychać" czy grilla i browar na boisku w niedzielę jak nie ma co robić. Prawdziwy kumpel WIE i to ROZUMIE , że nie zawsze mam czas czy ochotę wszystko rzucić i to samo działa w drugą stronę. To że tak akurat wyszło i nie mam co ze sobą zrobić, wcale nie oznacza, że zaraz zacznę obdzwaniać wszystkich kumpli i na siłę ich uszczęśliwiał swoją osobą, bo WIEM i to ROZUMIEM, że niedziela to jest czas dla dziewczyn, rodzin czy własnych pasji na przykład, a niekoniecznie zabawianie rozmową mnie. No i już, to tyle
