Życie poety między snem a jawą

Na imię mi Dawid i w chwili pisania tego opowiadania do 18 brakuje mi 7 miesięcy. Jestem przykładem faceta, u którego miłość przybrała zupełnie inny wymiar niż u typowego samca. I właśnie na łamach strony internetowej chciałem napisać, jak ja przeżywam to niezwyłke uczucie.

Możliwe iż zawrę w mej wypowiedzi coś, co już dawno zostało odkryte. Mimo tego sądzę, iż przynajmniej część moich przemyśleń jest warta przeczytania przez CIEBIE, Szanowny Czytelniku.

Jeśli chodzi o miłośc to mogę powiedzieć, iż w od momentu jej przeżywania wygnałem się na banicję z tego świata. I może brzmi to śmiesznie, ale tak się stało. W moim odzczuciu żyję w dwóch światach, "zawieszony gdzieś pomiędzy snem a jawą". Gdybym mógł to określić w skrócie, to orzekłbym, iż w głębi duszy czuję się poprostu poetą epoki romantyzmu.

Wszak bycie poetą to zdolność przeżywania uczuć o wiele dogłębniej niż "zwykli śmiertelnicy". Ale wszystko ma swą cenę. Skoro Bóg obdarzył mnie jako-takim talentem, muszę mieć inspirację do tworzenia czegokolwiek. "Niestety", jedyną formą takich doznań jest nieszczęsliwa miłość. Jest tak ponieważ niesie ona ze sobą wszystko. Nie tylko cierpienie, ale również radość (z zakochania, z istnienia drugiej osoby). Jak to w życiu bywa, los nas otacza szczególną opieką, toteż ja do tej pory nie uświadczyłem miłości z drugiej strony, nigdy nie byłem z kimś związany.

Jednocześnie powstał we mnie pewien konflikt. Co raz częściej wydaje mi się, iż miłość w świecie rzeczywistym jest jedynie mżonką. Tylko moje doznania zdają się być ponad tym wszystkim, jakby były czymś o wiele ważniejszym i faktycznie, nieziemskim. Ale przecież żyję w świecie realnym, gdzie niezawsze jest czas i miejsce na wielkie uczucia. Mam ogromny problem z przystosowaniem się do realiów, ponieważ są one poprostu... nie dla mnie. Tu, w reczywistości wszystko jest takie proste i jednocześnie brutalne. Liczy się kasa i własne doznania. Nie ma tutaj głębokich ludzi(oczywiście odnoszę to do "masy", wszak istnieją wyjątki), są jedynie samolubni cwaniacy(bo obecnie tylko ktoś taki coś osiąga), którzy w nic nie wierzą.

Ale ja tu żyję. Czy już ktoś zrozumiał? Moim dramatem jest nie tylko brak odwzajemnionej miłośći, ale również fakt, iż mało kto rozumie moje potrzeby. Czy nie wolałbym być poprostu zwykłym człowiekiem, u którego pech i szczęście się mniej więcej równoważą. W chwilach totalnego zwątpienia i załamania tak właśnie myślę. Jednak zawsze znajdę odrobinę nadziei, dzięki której wracam do jako-takiej normy. Następnie znowu idę jak kamień na dno i wszystko zaczyna się od początku. Ktoś zapyta, co w tym takiego fajnego. Po części mogę powiedzieć, iż świadomość zupełnie odmiennego sposobu przeżywania uczuć jest czymś niezwykłym i nie zamieniłby tego na cokolwiek innego, bo to tak jakbym sprzedał własną duszę, talent, osobowość...

Ale któreś z Was może zasugerować, że tak serio moje dotychczasowe zdania go nie przekonują. Nie każde z Was widzi w tym coś głebokiego i poetyckiego. I słusznie. To co napisałem to jedynie początek...

Korespondencyjnie popieram opowiadanie Justyny, myślę również iż swoją osobą potwierdam, iż na świecie są jeszcze faceci, którzy posiadają bogatą duszę. faktycznie moze jeszcze tego nie udowdniłem, ale co się odwlecze to nie uciecze.... Jeszcze tu wrócę i opisze czym dla mnie jest najwspanialsze uczucie na świecie, i kim są dla mnie kobiety. Do przeczytania Drodzy Czytelnicy!

Autor: Dawid - anterorokka@tlen.pl

Pozostałe opowiadania:

Pokrewne artykuły