Nadzieja

Nie pamiętam dokładnie kiedy to się zaczęło, ale miałam na pewno skończone 18 lat. To wtedy poznałam mojego pierwszego na tyle poważnego chłopaka jakim był Krzysiek.

Idealny pod każdym względem, romantyczny, przystojny, miły, inteligenty, no i te oczy. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Czy wierzyłam w taką miłość? Od tej chwili już tak. Rozumieliśmy się praktycznie bez słów, było nam cudownie. Oboje mieliśmy mocno sprecyzowane plany, ja studia, potem rodzina, on z resztą tez. Wydawało mi się że nic nie zmąci nam naszego szczęścia. Nawet dziecko które stało się owocem naszej miłości było dla nas wielkim szczęściem. W końcu oboje tego pragnęliśmy. To nic, że musiałam przejść na zaoczny tryb studiów, a Krzysiek coraz dłużej musiał zostawać w pracy.

Kiedy poczułam skurcze nie wierzyłam w to co się dzieje... później pamiętam już tylko karetkę, szpital, lekarzy... poroniłam. Mój świat się na moment zawalił. Nie chciałam przyjąć do wiadomości że nasze dziecko nie żyje. Przecież miało być inaczej. Nie rozumiałam dlaczego spotkało to właśnie mnie? Nas?

I choć moje życie niewątpliwie się zmieniło, Krzysztof był zawsze przy mnie... Przepraszam że ta opowieść nie jest ostro zabarwiona sexem ale chciałam powiedzieć tylko jedno... to jak wygląda nasze życie zależy od tego jakie podejmujemy decyzje.

Z Krzysztofem nie układało się tak różowo jak na początku. Próbowaliśmy się starać jeszcze raz o dziecko ale nie wychodziło. Byłam smutna, przygaszona, bez życia. Nie miałam po co sprzątać, gotować, dbać o siebie. Po co? Wydawało mi się że szczęście się dla mnie skończyło.

Po pół roku niemalże straciłam Krzyśka. Podobno mężczyźni nigdy nie powinni płakać. To bzdura.

Nie sądziłam że jedna rozmowa może w życiu zmienić aż tyle. Moja koleżanka, a w zasadzie koleżanka Krzysztofa zapukała do drzwi pamiętam dokładnie, trzy razy. Takie krótkie stanowcze puk puk puk. Opowiedziała mi... to było jak jakaś bajka, straszna niesszczęśliwa okrutna... o facecie, który miał szczęście ale to szczęście powoli gasło, z dnia na dzień widział je coraz mniejszym i mniejszym... aż któregoś dnia obudził się na świecie całkiem sam i rozpłakał się jak małe dziecko bo nie miał już nic, nawet nadzieji. Wtedy uświadomiłam sobie że Anka (tak miała na imię moja koleżanka) opowiada o moim Krzyśku. Dopiero wtedy dotarło do mnie że on też cierpiał jak ja. A może gorzej? ja straciłam dziecko a on dodatkowo tracił mnie.

Kiedy rozmawialiśmy ze sobą, ja z Krzyśkiem płakaliśmy oboje. Kochałam jego i te łzy, kochałam go za to że był, że nigdy nie zostawił mnie, nie trzasnął drzwiami, nie odszedł i za to że płakał łzami szczerości, że miał takie dobre serce.

Poroniłam jeszcze raz. Ale teraz jest już dobrze. Kasia ma zaledwie roczek ale i tak zdążyła wypełnić cała tą pustkę którą miałam w sercu. To wygląda tak jakby czekała na spokój, w moim sercu i sercu Krzysztofa, jakby próbowała nas sprawdzić.

Może nie wszystkie decyzje jakie podejmuję są dobre i słuszne ale wiem że najlepszą decyzją w moim żyuciu był wybór Krzysztofa. Już nie poddam się nigdy tak łatwo, już wiem że kiedy mi źle mam u boku swojego najlepsego przyjaciela na którego zawsze mogę liczyć.

Poza tym NADZIEJA JEST JAK CUKIER W HERBACIE. NAWET NIEWIELKA JEJ ILOŚĆ WSZYSTKO OSŁODZI.

I tego życzę wszystkim mieć nadzieję, bez miłości ani rusz.

Autor: Gośka

Pozostałe opowiadania:

Pokrewne artykuły