Historia Ani

Moja historia to zwykła historia ale przez to właśnie jest dla mnie tak ważna. Bo napisało ją życie. Miałam niecałe 13 lat gdy poznałam swojego przyszłego, pierwszego chłopaka.

Kolegę brata, starszego o pięć lat. Świat mi zawirował, zakochałam się bez pamięci. Niestety nieszczęśliwie. Tak przynajmniej mi się wydawało...

Kiedy trzy lat póżniej ten sam chłopak stanął znów na mojej drodze nie wiązałam z tym żadnych większych nadziei. Ot dobry kolega. Dobry do wszytkiego, żeby pójść do kina, na łyżwy, na rower... było cudownie czas mijał a ja coraz bardziej się zakochiwałam.... aż kiedyś nie wytrzymałam... wyznałam mu że Go kocham. Nie pamiętam co było dalej, ale pamiętam tylko jego wzrok i dosłownie parę słów: "Tylko nie kochaj za bardzo". Wtedy nie wiedziałam czy to miało znaczyć coś dobrego czy nie, ale i tak byłam szczęśliwa bo mówiąc to przytulił mnie tak bardzo mocno.

Byłam wierna dwa lata, przetrwałam długie rozstania, wieczny brak czasu, różnicę wieku i wojsko... nie przetrwałam zdrady przyjaciółki, która się wygadała że zna mojego chłopaka i że się spotykają. Świat się dla mnie zawalił, mimo problemów byłam jednak szczęśliwa a teraz? czy to też przemilczeć i udać że nic się nie stało? Szczęście dla mnie że on był w wojsku. Rok to jednak długo żeby pogodzić się z wieczną samotnością zwłaszcza że dla niego zawsze ważniejsza była siostra koledzy, dom, przyjaciólka z dzieciństwa aż w końcu moja własna przyjaciółka. Z trudem ale postanowiłam się pogodzić. Cios przyszedł w wakacje. Od dwóch lat wyjeżdżałam na kolonie jako wychowawca, postanowiłam zrobić tak i teraz, najlepsza okazja by zapomnieć. Ale co zrobić gdy wspomnienia same o sobie przypominają? Piotrek bo tak się nazywał mój chłopak przyjechał na drugi dzień. Jeszcze nie pamiętam żebyśmy kiedykolwiek tak długo i tak szczerze ze sobą rozmawiali. Czułam się szczęśliwa bo w głębi duszy nie umiałam przestać go kochać. Jak? Po pięciu latach? Tak poprostu?

Los jest jednak przekorny... a może to przeznaczenie? Na tej samej kolonii jakiś tydzień później rozchorowałam się. Przez cały dzień leżałam w izolatce słysząc tylko dochądzące z daleka dziecience głosiki, radosne głosiki, a ja co? sama, pozostawiona przez wszystkich, nawet przez... poporostu sama... tak mi się przynajmniej wydawało. To dopiero wtedy dostrzegłam zakochane oczy Marcina. Przychodził niby przypadkiem, przynosił posiłki ze stołówki ale mi wystarczylo....

Dziś mam 21 lat i wciąż jestem z Marcinem... kidey mówię kocham wiem że jestem kochana...
W sumie powinnam być wdzięczna mojej przyjaciółce i Piotrkowi, to dzięki nim dziś jestem tak szczęśliwa... I wszystkim życzę tego samego... KOCHAĆ I BYĆ KOCHANYM...

Autor: Ania

Pozostałe opowiadania:

Pokrewne artykuły