Witam, zwracam sie do Was z problemem, który ostatnio nie daje mi spokoju.
Jestem ze swoim chłopakiem ponad 7 miesiecy. To dla nas obojga pierwszy tak poważny zwiazek. Oboje sie bardzo kochamy, nie wyobrazamy sobie zycia bez siebie. problem w tym, ze w nasz zwiazek wkradla sie rutyna

W sumie to trudno mi powiedziec czy to wlasnie to, ale nie emocjonujemy sie soba tak jak dawniej, nie podniecamy sie tak czesto... Teraz sie strasznie martwie, bo czy to oznacza, ze nasz zwiazek sie "wypala"? Czy to jest mozliwe w ogole przy tak wielkiej milosci i zaufaniu? Nie wyobrazam soie jakby to moglo wygladac - nagle lezac razem poczujemy sie para obcych ludzi? Czy zwiazek, w ktorym 2 osoby sie uwielbiaja i bardzo sie staraja, zeby wszytko bylo ok ( bo naprawde jest super ) mogl sie skonczyc tak jakby "poza nami"? Moze powinnam dodac, ze postanowilismy niedawno rozpoczac wspolzycie, ale z "powodow technicznytch" nie wyszlo. Wiem, ze on czuje sie troche winny, ze nie stanal na wysokosci zadania itp. ale staram sie go pocieszac i pokazac mu, ze to nie jego wina.. On twierdzi, ze to moze byc zwiazane czesciowo z tymi problemami... Bo rzeczywiscie - dojrzalismy do wspolzycia, oboje tego pragniemy, ale jakos sie nie udaje, juz nas to troche stresuje i zniecheca? Moze skoro dojrzelismy do etapu, na ktory nie mozemy sie na razie wspiac to to, co mielismy wczesniej nam juz nie wystarcza??
Bardzo prosze o wypowiedzi osob, ktore mialy podobny problem. Dzieki i pozdrawiam
