Rozłąka, a miłość
Moderator: modTeam
Rozłąka, a miłość
Kolejny temat, który poddaję po dyskusję.
Historia nie ukrywam, jest autobiograficzna.
Trzy lata temu podjąłem decyzję o przenosinach do Warszawy (awans, tzw. propozycja nie do odrzucenia). Z różnych przyczyn nie mogliśmy się przenieść od razu z żoną. I tak zostało do dzisiaj. Od poniedziałku do piątku w wawie, weekendy w domu. Od tego momentu nasze małżeństwo zaczęło po prostu kwitnąć: brak najmniejszych sprzeczek, idiotycznych rozmów, szalone i piękne historie, które zaczęły się dziać między nami, odkąd
widzimy się 2,5 dnia w tygodniu.
W zasadzie wszystko jest przygotowane, aby żona dołączyła do mnie tutaj, kupione i urządzone mieszkanie itd., itd. Ciągle jeszcze odsuwamy tę decyzję, znajdując przeszkody (poniekąd, nie są wymyślane sztucznie). Bilans zysków i strat na razie zdecydownie na plus: eskponowane stanowisko, dobry status materialny, szczęście w związku. Nurtuje mnie jednak pytanie, czy istnieje granica czasowa, do której to może tak trwać, bez tzw. strat własnych (pojęcie z terminologii wojskowej :-) ). Nie obawiam się, ze znajdzie się "życzliwy" przy mojej żonie i zapewniam, nie jest to naiwność, ponieważ jestem realistą życiowym. Boję się raczej tego, że możemy nauczyć się samemu żyć i mieszkać, że nadejdzie czas, kiedy obecność drugiej osoby w domu zacznie przeszkadzać, bo nauczymy sie samemu, wieczorem pie........ieć w fotel. Moje niepokoje są słuszne, czy niepotrzebne ?
Historia nie ukrywam, jest autobiograficzna.
Trzy lata temu podjąłem decyzję o przenosinach do Warszawy (awans, tzw. propozycja nie do odrzucenia). Z różnych przyczyn nie mogliśmy się przenieść od razu z żoną. I tak zostało do dzisiaj. Od poniedziałku do piątku w wawie, weekendy w domu. Od tego momentu nasze małżeństwo zaczęło po prostu kwitnąć: brak najmniejszych sprzeczek, idiotycznych rozmów, szalone i piękne historie, które zaczęły się dziać między nami, odkąd
widzimy się 2,5 dnia w tygodniu.
W zasadzie wszystko jest przygotowane, aby żona dołączyła do mnie tutaj, kupione i urządzone mieszkanie itd., itd. Ciągle jeszcze odsuwamy tę decyzję, znajdując przeszkody (poniekąd, nie są wymyślane sztucznie). Bilans zysków i strat na razie zdecydownie na plus: eskponowane stanowisko, dobry status materialny, szczęście w związku. Nurtuje mnie jednak pytanie, czy istnieje granica czasowa, do której to może tak trwać, bez tzw. strat własnych (pojęcie z terminologii wojskowej :-) ). Nie obawiam się, ze znajdzie się "życzliwy" przy mojej żonie i zapewniam, nie jest to naiwność, ponieważ jestem realistą życiowym. Boję się raczej tego, że możemy nauczyć się samemu żyć i mieszkać, że nadejdzie czas, kiedy obecność drugiej osoby w domu zacznie przeszkadzać, bo nauczymy sie samemu, wieczorem pie........ieć w fotel. Moje niepokoje są słuszne, czy niepotrzebne ?
zgadzam sie z dreadmane'em w 100%. ja wiem, że do wszystkiego mozna sie przyzwyczaic, ale to Twoja żona i powinna byc przy Tobie.. NIe widze innej opcji. Juz zasmakowaliście zycia w rozłące teraz znów stawcie czoła zycui razem, 7 dni w tygodniu.
People are all the same
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
Trzy lata to już sporo czasu i na pewno już nauczyliście się żyć oddzielnie. Nie wiem co powiedzieć - rozumiem stanowisko, status materialny. Wiadomo, że sie nie kłóócicie bo nie przebywacie ze sobą a najwięcej sprzeczek jest o "pierdoły" dnia codziennego. Na dłuższą metę nie wiem czy uda Wam się znów wszystko połączyć w jedną zgodną całość.
Uważam, że chyba lepiej podjąć już decyzję o przeprowadzce żony do Ciebie.
Uważam, że chyba lepiej podjąć już decyzję o przeprowadzce żony do Ciebie.
"Ludzie twierdzą, że Ziemia jest okrągła. Ale jak nie chcesz, ale nie musisz im wierzyć." - Forrest Gump
Mimo wszystko jednak powinniście jak najszybciej wspólnie zamieszkać. Te 3 lata na pewno zmieni troche w waszym już "normalnym" codziennym życiu. Twoje niepokoje jednak uważam za słuszne bo rzeczywiście możecie nauczyć się żyć samemu. A to byłaby rysa która mogłaby naprawdę wiele zmienić. Dlatego jak już macie możliwość zamieszkania razem to lepiej zrobić to jak najszybciej. Zwłoka może doprowadzić do tego, że może już być za późno.
"Wczuj się w smutek usychającej gałązki, gasnącej gwiazdy i konającego zwierzęcia,
lecz przede wszystkim odczuj ból i smutek człowieka"
lecz przede wszystkim odczuj ból i smutek człowieka"
OK. Pierwsza część zadania za nami. Teraz Wam trochę utrudnię :-)
Z tą rozłąką jest tak, że w tym momencie rozmawiamy ze sobą więcej niż wcześniej. Codzienni wisimy na telefonie 1-2 godz. Wcześniej, gdy pracowałem w regionie, wracałem do domu 20-21, wyciągałem komputer, parę maili, zostawało czasu na zdawkowe parę zdań, ząbki, paciorek i spać.
Teraz nasze "dusze" mają kontakt jak nigdy wczesniej. Ale tęsknota jest, nie muszę mówić. To co napisaliście o rozłące, że to nie jest zdrowe, macie całkowitą rację.
A teraz wspomniane utrudnienie:
Pracuję dość dużo, średnio ok. 12-13 godzin, tak więc w domu jestem ok. 20-21, bywa, że później, ale rzadko. Dość dużo podróżuję, często nie ma mnie 2-3 dni. I tu rodzi się pytanie. Czy będzie nam łatwiej gdy żona będzie sama w nowym środowisku i będzie się wkurzać, ze jest 8 wieczór, a mnie dalej nie ma w domu, albo, że wrócę w piątek (a jest np. wtorek) ? Niby będziemy razem, ale aż tak wiele się nie zmieni. Teraz ma na miejscu rodzinę, przyjaciół i nie czeka każdego dnia, wie, że będę jak zwykle w piątek. Co jest bardziej toksyczne dla miłosci ? Nie wiem, biję się z myślami cały czas.
Z tą rozłąką jest tak, że w tym momencie rozmawiamy ze sobą więcej niż wcześniej. Codzienni wisimy na telefonie 1-2 godz. Wcześniej, gdy pracowałem w regionie, wracałem do domu 20-21, wyciągałem komputer, parę maili, zostawało czasu na zdawkowe parę zdań, ząbki, paciorek i spać.
Teraz nasze "dusze" mają kontakt jak nigdy wczesniej. Ale tęsknota jest, nie muszę mówić. To co napisaliście o rozłące, że to nie jest zdrowe, macie całkowitą rację.
A teraz wspomniane utrudnienie:
Pracuję dość dużo, średnio ok. 12-13 godzin, tak więc w domu jestem ok. 20-21, bywa, że później, ale rzadko. Dość dużo podróżuję, często nie ma mnie 2-3 dni. I tu rodzi się pytanie. Czy będzie nam łatwiej gdy żona będzie sama w nowym środowisku i będzie się wkurzać, ze jest 8 wieczór, a mnie dalej nie ma w domu, albo, że wrócę w piątek (a jest np. wtorek) ? Niby będziemy razem, ale aż tak wiele się nie zmieni. Teraz ma na miejscu rodzinę, przyjaciół i nie czeka każdego dnia, wie, że będę jak zwykle w piątek. Co jest bardziej toksyczne dla miłosci ? Nie wiem, biję się z myślami cały czas.
Codzienni wisimy na telefonie 1-2 godz.
A co przeszkadza "wisieć" jak będziecie razem?
A druga część. Jej jest na pewno teraz łatwiej - z rodziną i przyjaciółmi.
Ale czy można Wasz związek nazwać rodziną? Dla mnie nie. Przesyłasz jej forsę, widzicie się raz na tydzień.
Prawdę powiedziawszy wygląda to dla mnie jakbyś miał kochankę. Sorki, nie gniewaj się.
Kariera? Oczywiście. Ale czy każdym kosztem?
Długo tak wytrzymaliście i za to Was podziwiam.
Nie chcę prorokować bo to zależy od Waszych charakterów ale obawiam się, że prędzej czy poźniej ktoś z Was znajdzie sobie kogoś bo tak wracać do pustego domu to troszkę ciężko.
Mam nadzieję, że się mylę.
"Ludzie twierdzą, że Ziemia jest okrągła. Ale jak nie chcesz, ale nie musisz im wierzyć." - Forrest Gump
Problem z uwiciem gniazdka? Boisz się, ze zabraknie materiału? A ja bym się o to nie martwiła. Nawet, gdy przed nami najdłuższa droga, zawsze trzeba postawić pierwszy krok. A do końca życia oddzielnie żyć się nie da ( bo kto Ci poda kapcie na stare lata . Czyli postanowiliśmy - szybko się przeprowadzamy.
Problem nr 2 - zona zostawia stary świat i aklimatyzuje się w stolicy. Tu już gorzej. Miasto nieprzyjazne i śmierdzi w tunelach Ale jak wiadomo, im dłużej gdzieś się jest, tym bardziej swojsko się czujemy. Dlatego na początku, Twa Pani niech sobie przyjaciółkę czy rodzinkę zaprosi, z czasem pozna nowych znajomych. Nie można tez niedoceniać miejsc poprawiających urodę (krytykowanych przez mrt / wiadomo kobieta z poczuciem swojej atrakcyjności to kobieta zadowolona), jak i dobrej lektury (gloryfikowanej przez mrt To zapełnia czas. A osobiście wolę odwrotną kolejność
Rozumiem, ze zona nie pracuje? Mogłaby poszukać sobie czegoś nawet na pół etatu.
Obawiasz się, że poddusicie uczucia poprzez ciągłą swoją obecność? Długo pracujesz - nie ma takiej możliwości
Spójrz na to inaczej - Ona nie musi wyrabiac się z obiadem na 16-tą. Ma czas i na rozrywkę i na inwestowanie w siebie. W którymś z topiców była mowa o autonomii w z związku - Ona będzie miała okazję rozwinąć skrzydła, zająć się tym co lubi najbardziej, nie będąc skazana na Ciebie.
Sama mam odrobinę podobny problem związany z brakiem czasu. Moja druga połówka - studiuje na dwóch uczelniach (zaocznie i wieczorowo) + normalnie pracuje. Nawet w wakacje robi kursy i wraca zwykle o 22:00, plus treningi w wolne weekendy itd. Jest mistrzem w zapełnianiu wolnego czasu. I wiesz co? Polubiłam to.
Lubię wieczorne rozmowy i organizowanie sobie przestrzeni w dzień, mam czas na pasje i przez to nie zaniedbuje przyjaciół. Wiem co to tęsknota, przez co brakuje mi przestrzeni na rutynę. To tyle ode mnie. Sam najlepiej wiesz, co robić Pozdrawiam.
Problem nr 2 - zona zostawia stary świat i aklimatyzuje się w stolicy. Tu już gorzej. Miasto nieprzyjazne i śmierdzi w tunelach Ale jak wiadomo, im dłużej gdzieś się jest, tym bardziej swojsko się czujemy. Dlatego na początku, Twa Pani niech sobie przyjaciółkę czy rodzinkę zaprosi, z czasem pozna nowych znajomych. Nie można tez niedoceniać miejsc poprawiających urodę (krytykowanych przez mrt / wiadomo kobieta z poczuciem swojej atrakcyjności to kobieta zadowolona), jak i dobrej lektury (gloryfikowanej przez mrt To zapełnia czas. A osobiście wolę odwrotną kolejność
Rozumiem, ze zona nie pracuje? Mogłaby poszukać sobie czegoś nawet na pół etatu.
Obawiasz się, że poddusicie uczucia poprzez ciągłą swoją obecność? Długo pracujesz - nie ma takiej możliwości
Pracuję dość dużo, średnio ok. 12-13 godzin, tak więc w domu jestem ok. 20-21
Spójrz na to inaczej - Ona nie musi wyrabiac się z obiadem na 16-tą. Ma czas i na rozrywkę i na inwestowanie w siebie. W którymś z topiców była mowa o autonomii w z związku - Ona będzie miała okazję rozwinąć skrzydła, zająć się tym co lubi najbardziej, nie będąc skazana na Ciebie.
Sama mam odrobinę podobny problem związany z brakiem czasu. Moja druga połówka - studiuje na dwóch uczelniach (zaocznie i wieczorowo) + normalnie pracuje. Nawet w wakacje robi kursy i wraca zwykle o 22:00, plus treningi w wolne weekendy itd. Jest mistrzem w zapełnianiu wolnego czasu. I wiesz co? Polubiłam to.
Lubię wieczorne rozmowy i organizowanie sobie przestrzeni w dzień, mam czas na pasje i przez to nie zaniedbuje przyjaciół. Wiem co to tęsknota, przez co brakuje mi przestrzeni na rutynę. To tyle ode mnie. Sam najlepiej wiesz, co robić Pozdrawiam.
Rozumiem, ze zona nie pracuje? Mogłaby poszukać sobie czegoś nawet na pół etatu
Pracuje. Na dobrej pozycji, bardzo dobrze zarabia. To też jest powód, że chcemy to tak wyreżyserować, aby w odpowiednim momencie mogła się relokować w ramach swojej organizacji. Robiac to "z marszu" dużo by straciła. Nie mówię tu o pienądzach, bo i tak byłoby nas stać godziwie żyć, raczej o samorealizacji. Tak więc, kolejna komplikacja ha, ha
w czym macie problem...milośc,dom, praca ,pieniadze i czego trzeba wiecej?................................................................................................................................................................................................................................................
w czym macie problem...milośc,dom, praca ,pieniadze i czego trzeba wiecej?................................................................................................................................................................................................................................................
Stary! Dzięki ! Nareszcie ktoś mówi, ze nie ma problemu. Do tej pory same czarne scenariusze :564:
a ja bym się obawiał,piszesz że odkąd mieszkacie osobno to zero sprzeczek czyli wcześniej się zdarzały( w sumie to normalne).Myśle iż osobne życie w dużym stopniu może się porzyczynić do diametralnie innych zachowań i przyzwyczajeń jakie mieliście wcześniej,piszesz o dobrej pracy,nowym środowisku to zmienia człowieka.Mieszkanie samemu jest niezwykle wygodne...ale życie już nie
Prędzej na wiosnę zamilkną ptaki, niż kobieta oprze się czułym zalotom młodego mężczyzny.
Owidiusz
Owidiusz
nie wiem dlaczego, ale irytuje mnie ten temat. co to za życie ? Oboje posatwiliście na kariere i w tym momencie nie ma mowy o rodzinie.
Mąż i żona powinni mieszkać i życ razem, nie widze inaczej ! POzniej dziecko i pies
Ciekawe jak za 20 lat bedzie wyglądało Wasze życie, jeśli skupicie się na robieniu kariery i zarabianiu grubej forsy.....
Sie porobiło.
Mąż i żona powinni mieszkać i życ razem, nie widze inaczej ! POzniej dziecko i pies
Ciekawe jak za 20 lat bedzie wyglądało Wasze życie, jeśli skupicie się na robieniu kariery i zarabianiu grubej forsy.....
Sie porobiło.
People are all the same
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
Ja mam przemyślenia bardzo podobne do Foxy_Lady. Rozumiem, że przez pewien czas można żyć oddzielnie, no cóż takie jest życie i wszystko się może zdarzyć ale na dłuższą mete to jest niestety bardzo złe rozwiązanie.
Greg: pisałeś w innym temacie, że jesteś dyrektorem. Domyślam się, że to odpowiedzialna praca ale nie da się być częściej w domu? Jeżeli ja bym była w twojej sytuacji to chyba powoli odzwyczajałabym się od takiego normalnego życia. Nie mam jeszcze doświadczenia życiowego w tych sprawach ale widzenie się tylko w weekendy to nie jest niestety normalna rodzina. Wydaje mi się, że prędzej czy później przez ten pęd do kariery i pieniędzy ktoś z was będzie cierpiał.
Greg: pisałeś w innym temacie, że jesteś dyrektorem. Domyślam się, że to odpowiedzialna praca ale nie da się być częściej w domu? Jeżeli ja bym była w twojej sytuacji to chyba powoli odzwyczajałabym się od takiego normalnego życia. Nie mam jeszcze doświadczenia życiowego w tych sprawach ale widzenie się tylko w weekendy to nie jest niestety normalna rodzina. Wydaje mi się, że prędzej czy później przez ten pęd do kariery i pieniędzy ktoś z was będzie cierpiał.
"Wczuj się w smutek usychającej gałązki, gasnącej gwiazdy i konającego zwierzęcia,
lecz przede wszystkim odczuj ból i smutek człowieka"
lecz przede wszystkim odczuj ból i smutek człowieka"
Ciekawe jak za 20 lat bedzie wyglądało Wasze życie, jeśli skupicie się na robieniu kariery i zarabianiu grubej forsy.....
Sie porobiło.
Właśnie nijak. Złoty bujany fotel, merc w garażu i... pustka.
"Ludzie twierdzą, że Ziemia jest okrągła. Ale jak nie chcesz, ale nie musisz im wierzyć." - Forrest Gump
Zamykam temat, he, he. Wystarczy
Przyznam się teraz, że wywołałem ten temat trochę prowokacyjnie. Dlaczego ? Od pewnego czasu, nasze życie prywatne (moje i zony) stało się tematem wielu dyskusji. Na każdym spotkaniu ze znajomymi, temat musi wyjść. Mnóstwo "dobrych rad", oczywiście wiele z nich jest całkowicie szczerych, ale część (wiem o tym) nie. Wielu moich przyjaciół (złe słowo, znajomych, przyjaciół ma się niewielu) nie patrzy na to obiektywnie. Jest to strasznie denerwujące. Ale jest to również powód do przemyśleń.
Dlatego postanowiłem zapytać sympatycznych, całkowicie obiektywnych ludzi o zdanie. Ludzi, którzy często są trochę młodsi i mają całkowicie świeży pogląd na sprawę.
Dziękuję wszystkim za Wasze posty, były fajne i naprawdę miłe.
Uspokoję teraz wszystkich, oczywiście, że zaplanowane mamy wspólne życie. Jesteśmy rodziną. Po prostu nie da się tego zrobić z dnia na dzień, ale panujemy nad sytuacją :-)
Przyznam się teraz, że wywołałem ten temat trochę prowokacyjnie. Dlaczego ? Od pewnego czasu, nasze życie prywatne (moje i zony) stało się tematem wielu dyskusji. Na każdym spotkaniu ze znajomymi, temat musi wyjść. Mnóstwo "dobrych rad", oczywiście wiele z nich jest całkowicie szczerych, ale część (wiem o tym) nie. Wielu moich przyjaciół (złe słowo, znajomych, przyjaciół ma się niewielu) nie patrzy na to obiektywnie. Jest to strasznie denerwujące. Ale jest to również powód do przemyśleń.
Dlatego postanowiłem zapytać sympatycznych, całkowicie obiektywnych ludzi o zdanie. Ludzi, którzy często są trochę młodsi i mają całkowicie świeży pogląd na sprawę.
Dziękuję wszystkim za Wasze posty, były fajne i naprawdę miłe.
Uspokoję teraz wszystkich, oczywiście, że zaplanowane mamy wspólne życie. Jesteśmy rodziną. Po prostu nie da się tego zrobić z dnia na dzień, ale panujemy nad sytuacją :-)
Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 126 gości