Otóż jestem studentką psychologii i cieszy mnie, że co niektórzy mają pojecie o tym, że są to studia na których trzeba się wykazać ogromną wiedzą, potrzebną choćby po to aby zdawać dobrze egazminy, które obejmuję tysiące stron - rozłożonych w tej chwili na moim dywanie... brr....
Kiedy czytałam ten wątek a szczególnie porównanie psychologa do farmaceuty czyli między innymi mojej siostrzyczki oraz lekarzy.. to mnie wściekłość ogarnia. Ludzie... jeśli nie macie o czymś zielonego pojęcia to się nie wypowiadajcie na Boga... Różne zawody związne ze zdrowiem w pewnym sensie można zamknąć do wspólnej szuflady, ale psycholog, lekarz, farmaceuta to zupełnie inne zawody. Więc co ma plemnik do wiatraka?
Ponad pięć lat temu, kiedy zmarł mój tata sama trafiłam do psychologa i jestem żywym i szcześliwym przkładem kogoś komu psycholog pomógł....
Problemy są po to, żeby je rozwiązywać... a psycholog jest jakby nie patrzeć specjalistą od problemów...
Ja tam lubię rozwiązywać problemy. Oczywiście nie swoje, bo jak już pisałam jestem szcześliwa, ale cudze bardzo bardzo mnie interesują. Sens mojego całego życia tkwi w pomaganiu innym i nie ma dla mnie nic bardziej interesującego...
Do tych którzy się boją psychologów nie wiedzieć czemu apeluję, aby na chwilę wyciszyli się i zaufali drugiej osobie, która potrafi z dystansem spojrzeć na historię ich życia i pomóc jeszcze bardziej wyciszyć ich krzyczące - nawet na forum - kłopociki...
Pozdraiam wszystkich cieplutko - i dużo zdrówka życzę!!!