emigracja

Tu można wypowiadać się na wszystkie inne tematy jakie przyjdą Wam do głowy.
Posty w tym dziale nie są naliczane.

Moderatorzy: ksiezycowka, modTeam

Awatar użytkownika
___ToMeK___
Uzależniony
Uzależniony
Posty: 348
Rejestracja: 23 sie 2004, 22:57
Skąd: pomorze / WLKP
Płeć:

Postautor: ___ToMeK___ » 30 gru 2006, 11:25

Andrew, wielu (w tym ja) chciałoby po prostu doświadczyć, jak to jest pracować wśród ludzi o nieco innej mentalności - wesołych, niezawistnych, pracowitych i kompetentnych. Rzecz jasna za granicą nie wszyscy tacy są ale jest ich nieporównywalnie więcej niż w Polsce (np w Hiszpanii). W Polsce można się nieźle zdołować, ludzie przybici, smutni ale np. moje pokolenie jest już pod tym względem lepsze i mam nadzieję, że taki trend się utrzyma.
Jeśli chodzi o mnie, to już jestem w zasadzie dobrze ustawiony w Polsce, dobrze płatna i ciekawa praca na mnie czeka ale to nie sprawia, że nie chciałbym popracować chociaż przez jakiś czas za granicą. Ale docelowo chcę pracować w Polsce - piękny kraj z najpiękniejszymi kobietami :D.
Poza tym nadal w naszym kraju ktoś, kto pracował za granicą (ale nie na zmywaku, tylko na poważniejszej pozycji) jest przez polskich pracodawców postrzegany lepiej aniżeli osobnik o podobnych kwalifikacjach ale bez takiego doświadczenia. Dziwne ale tak jest.
Tu nie chodzi tylko o pieniądze. Czasem o coś innego.
0101010001101111011011010110010101101011001000000100011101100101011100100110101101100101
-.-. .. . -.- .- .-- --- ... -.-. / .--. .. . .-. .-- ... --.. -.-- -- / -.- .-. --- -.- .. . -- / -.. --- / .--. .. . -.- .-.. .- / ---... .--.
Awatar użytkownika
Ted Bundy
Weteran
Weteran
Posty: 5219
Rejestracja: 16 wrz 2005, 16:29
Skąd: IV RP
Płeć:

Postautor: Ted Bundy » 30 gru 2006, 11:28

ostatnio oblookałem filmiki i zdjęcia z promu w Dover, którego załogę stanowili w 90 proc Polacy. Dzizas, co tam się działo :/ Sama hołota, klnąca, rzygająca, plująca. Są bowiem i tacy, którzy tam najgorszą robotę wykonują, a po powrocie wielkich panów zgrywają. Są, są :] Są kur.ewsko zabawni.
Ostatnio zmieniony 30 gru 2006, 11:36 przez Ted Bundy, łącznie zmieniany 1 raz.
http://www.facebook.com/LKSPogonLwow

Reaktywowany w 2009 r. Razem przywróćmy świetność tej historycznej drużynie!

http://www.piotrlabuz.pl/
http://michalpasterski.pl/
http://www.mateuszgrzesiak.pl/
Awatar użytkownika
___ToMeK___
Uzależniony
Uzależniony
Posty: 348
Rejestracja: 23 sie 2004, 22:57
Skąd: pomorze / WLKP
Płeć:

Postautor: ___ToMeK___ » 30 gru 2006, 11:33

Ted, oni nie tylko po powrocie takich zgrywają, tam na miejscu także :D. Ale to fakt, sporo miernoty, która w Polsce nie potrafiła sobie poradzić wyjeżdża za granicę z nadzieją, że tam jest łatwiej. A tam dupa - zero znajomości języka, więc spotykają Polaka, który ma im "pomóc"... :D Chyba nie muszę pisać, jak się to zwykle kończy.
Zasada #1 - nigdy nie załatwiaj pracy za granicą przez Polaka :].
0101010001101111011011010110010101101011001000000100011101100101011100100110101101100101
-.-. .. . -.- .- .-- --- ... -.-. / .--. .. . .-. .-- ... --.. -.-- -- / -.- .-. --- -.- .. . -- / -.. --- / .--. .. . -.- .-.. .- / ---... .--.
Awatar użytkownika
ksiezycowka
Weteran
Weteran
Posty: 12688
Rejestracja: 13 paź 2004, 13:17
Skąd: Wawa
Płeć:

Postautor: ksiezycowka » 30 gru 2006, 11:48

TedBundy pisze:A Tobie, Aniu, przypominam,że świat i PL nie kończy się za rogatkami Wawy
Alez ja to wiem Tedziu. Znow Twoje kompleksy wychodza?Rownzie dorze m ozna sie rozwijac np we Wrocławiu, Poznaniu czy innej Łodzi.
TedBundy pisze:jak się ma "plecy", to faktycznie nie ma po co się za granicę ruszać
Niekoniecznie wcale. Ja rozumiem o co Andrew chodzi i bynajmniej nie o to. Wystraczy spryt i znajomosc paru rzeczy np prawa, bo co nie jest zabronione jest dozwolone i trza z tego korzystac :)

Jedyne co ja widze za jesli chodzi o taki wyjazd to pewna mozliwosc rozwoju po niektorych studiach w niektorych zawodach - tam jest wieksza.
I to ze taka Ameryka ma lepsze zaplecze naukowe, wiecej u nich idzie na badania. Co z tego ze ja sie na studiach ucze o czyms jak nie jest to jzu nowosc na calym swiecie tylko juz sa nastepne wyniki badan obalajace teorie ktorych ja sie ucze teraz?
Awatar użytkownika
sophie
Weteran
Weteran
Posty: 2726
Rejestracja: 17 maja 2004, 08:13
Skąd: Vaarsaa
Płeć:

Postautor: sophie » 30 gru 2006, 12:10

Andrew pisze:Co kto chce oczywiscie , jesli ktoś uwaza , ze tu sie wyksztalcic nie zdoła , i w tym celu wyjezdza , no to ja mu gratuluję ! i to bardzo serdecznie . Tu sie da wszystko ! dokladnie wszystko ! tylko trzeba chciec i miec inwencje .
Owszem, można się bez problemu wykształcić. To nie o to chodzi... Ale nawet najlepsze nasze uczelnie nie umywają się do wielu na zachodzie. Przypomniam, że najlepsza polska uczelnia, czyli UW jest "dopiero" w 4ej setce uczelni świata... A mnie np to nie satysfakcjonuje. Spędziłam trochę czasu na jednej z top 3 Europy i chcę tam wracać. To zupełnie inne klimaty, które mi odpowiadają. Zresztą, od zawsze wiedzialam, że się wyniosę pod koniec studiów. Pytanie, czy na troche, czy na dobre... :)
Awatar użytkownika
TFA
Weteran
Weteran
Posty: 3055
Rejestracja: 01 wrz 2005, 00:57
Skąd: litwini wracają
Płeć:

Postautor: TFA » 30 gru 2006, 13:35

sophie pisze:Przypomniam, że najlepsza polska uczelnia, czyli UW jest "dopiero" w 4ej setce uczelni świata...


Ty nie patrz na rankingi, tylko na to czego Cie tam naucza, bo poziom np. Harvardu jest porownywalny z polskim ogolniakiem.

[ Dodano: 2006-12-30, 13:37 ]
P.s. jesli jedyna ambicja ludzi jest skonczyc studia w Polsce, a potem wyjechac za granice zeby pracowac jako kelnerka itp. to tylko pogratulowac.
Ręce me do szabli stworzone, nie do kielni.
Awatar użytkownika
sophie
Weteran
Weteran
Posty: 2726
Rejestracja: 17 maja 2004, 08:13
Skąd: Vaarsaa
Płeć:

Postautor: sophie » 30 gru 2006, 13:41

Rankingi rankingami, ale na wlasnej skorze sie przekonalam, co to dobra uczelnia. W UK. Poza tym, jak pisalam, inny klimat plus niezly start do dobrej roboty - po znajomych, ktorzy tam jeszcze studiuja, badz juz skonczyli, widze... I ja tez tak chce :) Np kolega mial praktyke w City (po 2gim roku studiow byl), 700funtow tygodniowo zarabial - na reke... 150 szlo na akademik, ze 100-150 na zarcie i reszta do kieszeni


A kto mowi o byciu kelnerką?! Nie byłam i nie zamierzam być :)
Awatar użytkownika
Andrew
Weteran
Weteran
Posty: 12396
Rejestracja: 23 lis 2003, 14:38
Skąd: z domu
Płeć:

Postautor: Andrew » 30 gru 2006, 14:32

Dziwne ! to w kwesti wyksztalcenia o czym piszecie , ze na zachodzi te uczelnie takie niby dobre .Jak sie to ma zatem ma do stanu , iż kolega 22 latek pojechal do irlandi i w bardzo duzej firmie wygral z ludzmi po uczelniach znaczacych - wygral stanowisko w konkursie nie majac nawet wyzszego wyksztalcenia ? no jak ? i teraz tam jest tak , ze to On nimi zarzadza ! dziwne ? zmyslone pzrezemnie ? - NIE naga prawda ! Rozumiem wyksztalcenie rzecz fajna i potrzebna , ale ja bedac pracodawcom w zyciu nie zatrudnił bym kogos po jakis wyszukanych studiach , lecz czlowieka który umie robic dobrze to co ma robic i sie w tej pracy sprawdza - ma wyniki , i niech jest skubany i po podstawówce , byle by mial oglade i charakter .Rozumiem też , ze wiele prac wymaga wyksztalcenia wyzszego , ale ile ich jest ? Ilu na rynku pracy takich ludzi potrzeba, a ilu z kolei ich jest ? i czy są dobrzy w tym co robia , czy tylko wykształceni ? Nie wiem - byc moze sie nie znam - jednak cały czas mam przed oczyma film "kariera nikodema dyzmy " i prosze to dobrze odebrac <aniolek>
Oczywiscie LUDZIE WYKSZTALCENI BYC MUSZą !! <browar>

[ Dodano: 2006-12-30, 14:36 ]
sophie pisze: 700funtow tygodniowo zarabial - na reke...




I PO CO MI SIE ZATEM UCZYC ? jade do irlandi i od reki mam prace za 900 funtów tygodniowo , a bede tylko jedził samochodem ciezarowym .
to też nie jest wymyslone pzrezemnie , jest tam bowiem kolega za bloku , wkuzony jak diabli bo jak tam jechal to robił kursy rozne na które w sumie wydał ponad 6 tys , ale nie zrobił prawka kat C zas gdyby mial C ! zarabial by tyle ile piszę ! Teraz jest w Polsce załatwiamy mu na lewo prawko C ! czyz to nie jest piekny kraj ! <aniolek> da sie - a jak ! <browar>

ale rozumiem rózni ludzie , rózne potrzeby ! co wcale nie znaczy ze ja np. jestem gorszy od tych po UJ czy cokolwiek innego :*

Zatem - jak ktos chce pracowac po kilkanascie godzin na dobę i to lubi , to rozumiem , ja zawsze wiedzialem, ze dla mnie to nie bedzie .Ja chce odwalic ewentualne 8 godzin max w robocie i spadac do domu. Gdzie zajme sie tym co lubie , nie zyje pracą ! zyje bo zyje i dobrze mi z tym . Inni jednak potrzebują wiecej - wiec rozumiem ich !
Ostatnio zmieniony 30 gru 2006, 14:44 przez Andrew, łącznie zmieniany 1 raz.
poszukuje radia CEZAR - QUADRO unitry diora
Awatar użytkownika
Augusto
Uzależniony
Uzależniony
Posty: 461
Rejestracja: 18 gru 2005, 21:19
Skąd: getting place
Płeć:

Postautor: Augusto » 30 gru 2006, 14:43

TFA pisze:
sophie pisze:Przypomniam, że najlepsza polska uczelnia, czyli UW jest "dopiero" w 4ej setce uczelni świata...


Ty nie patrz na rankingi, tylko na to czego Cie tam naucza, bo poziom np. Harvardu jest porownywalny z polskim ogolniakiem.

Dokładnie. Te rankingi są o dupe potłuc. Poziom edukacji na zachodzie i w USA jest zdecydowanie niższy niż w europie wschodniej. To że polskie uczelnie są nieznane to efekt kilkudziesięciu lat za żelazną kurtyną a nie dlatego że są gorsze i koloryzowania że wszystko co zachodnie to odbre. G Prawda.
Awatar użytkownika
Andrew
Weteran
Weteran
Posty: 12396
Rejestracja: 23 lis 2003, 14:38
Skąd: z domu
Płeć:

Postautor: Andrew » 30 gru 2006, 14:46

Dwie kuzynki mam w Angli , pracują ...ale nie o tym mowa , mowa o tym ze ich szefowie zgodzie obydwaj mówią - sa tam juz ponad 20 lat w miare bogaci , ze jak by ich dzieci chodzily do szkoły w Polsce były by dwa razy madrzejsze .Nie wiem z czego to wynika ? ot po prostu taki stan rzeczy
poszukuje radia CEZAR - QUADRO unitry diora
Awatar użytkownika
___ToMeK___
Uzależniony
Uzależniony
Posty: 348
Rejestracja: 23 sie 2004, 22:57
Skąd: pomorze / WLKP
Płeć:

Postautor: ___ToMeK___ » 30 gru 2006, 17:04

Hm, z tą Irlandią to nie najlepszy przykład, ponieważ tam póki co niewiele osób może poszczycić się wyższym wykształceniem. Jeśli już to kończą tzw college, który jest odpowiednikiem polskiego licencjatu. Jeśli ktoś wyskakuje z papierem magistra, to jest gość. Ale to się zmienia i w ciągu kilku lat papier też zacznie się tam liczyć.

Natomiast jedna z zasadniczych różnic między realiami w polskim szkolnictwie wyższym, a zagranicznym to podejście wykładowców. Niestety wielu (aczkolwiek nie wszyscy) to niereformowalne cepy, którzy starają się wtłoczyć do głów ich święte przekonania, a jakieś wątpliwości lub opór ze strony studentów spotykają się z krytyką. W ten sposób wielu ludzi traci pewność siebie i chęć do zadawania pytań, proponowania nowych, niekonwencjonalnych rozwiązań, innego punktu widzenia na jakąś sprawę. Natomiast na uczelniach "światowych" takie zachowania są jak najbardziej pożądane.
Druga sprawa - podejście samych studentów. Niestety często ktoś, kto zadaje dużo pytań (i oczywiście popełniając czasem błędy, w końcu ludzką rzeczą jest się mylić) klasyfikowany jest do "kujonów" - kategorii "gorszych" studentów. Cały czas u większości panuje chyba przekonanie, że wszelka aktywność na wykładach / ćwiczeniach / laboratoriach jest czymś złym. Gdy ktoś jest aktywny, to zwyczajnie można wyczuć, a także czasem zauważyć kwas na sali. To jest dla mnie chore i tak do końca nie wiem z czego (prócz wychowania, otoczenia) może to wynikać.
Młodzi Polacy mają potężną wiedzę ale często nijak nie potrafią jej wykorzystać, by stworzyć coś nowego, a wyżej opisane sytuacje jeszcze to uwięzienie umysłu potęgują.
0101010001101111011011010110010101101011001000000100011101100101011100100110101101100101
-.-. .. . -.- .- .-- --- ... -.-. / .--. .. . .-. .-- ... --.. -.-- -- / -.- .-. --- -.- .. . -- / -.. --- / .--. .. . -.- .-.. .- / ---... .--.
Awatar użytkownika
Ted Bundy
Weteran
Weteran
Posty: 5219
Rejestracja: 16 wrz 2005, 16:29
Skąd: IV RP
Płeć:

Postautor: Ted Bundy » 30 gru 2006, 17:38

jeden znajomy powiedział mi kiedyś: nie byłbym w stanie tutaj zaczynać pracować np za 1500. Na co to starczy? 400 niecałe na tydzień. na tydzień to ja 1000 wydaję. Ciężka argumentacja <diabel>
http://www.facebook.com/LKSPogonLwow



Reaktywowany w 2009 r. Razem przywróćmy świetność tej historycznej drużynie!



http://www.piotrlabuz.pl/

http://michalpasterski.pl/

http://www.mateuszgrzesiak.pl/
Awatar użytkownika
mrt
Weteran
Weteran
Posty: 3354
Rejestracja: 31 lip 2004, 22:44
Skąd: Wawa
Płeć:

Postautor: mrt » 30 gru 2006, 18:35

Sophie, Ty nie wyjeżdżaj z rankingami, bo wiadomo, na jakiej pozycji jesteśmy już na starcie. Zauważ, że w tych rankingach bierze się pod uwagę wszystko, włącznie z zapleczem socjalnym, campusami i wystrojem sal. A tu chodzi o autentyczny poziom wykształcenia, w którym Polacy kiepscy nie są. I dlatego, jak pisze Andrew, zatrudnią wykształconego Polaka, bo mają gdzieś to, czy kończył uczelnię, która w stołówce zapewniała menu ze ślimakami, czy dwa zestawy z zupą ze szczura, a między innymi to biorą pod uwagę układający te rankingi.

Poziom mamy bardzo dobry. Dowód? Ciotka wyszła za oficera Bundeswehry, informatyka. Nie był w stanie złożyć do kupy komputera, bo on jest informatykiem, ale nie od tego. I tak wygląda wykształcenie na Zachodzie. Dlaczego tak się tam trąbi, że elastyczność taka ważna? Bo tam ludzi trzeba nauczyć tego, czego u nas jeszcze uczą (jak długo?). U nas historyk złoży komputer i zainstaluje co trzeba, a tam, jeśli jest historykiem literatury włoskiej lat 1895-1897, to nie ma zielonego pojęcia, kim był Aligieri Dante.

Oczywiście piszę w przejaskrawieniu, ale idea jest właśnie taka.
Awatar użytkownika
Ted Bundy
Weteran
Weteran
Posty: 5219
Rejestracja: 16 wrz 2005, 16:29
Skąd: IV RP
Płeć:

Postautor: Ted Bundy » 30 gru 2006, 18:38

a srał pies rankingi :] I tak wiadomo,że polskie szkolnictwo jest bardzo dobre. Tylko dobija się je durnowatymi reformami, by ćwierćinteligentów w stylu Zachodu stworzyć. Durnymi łatwiej rządzić, durnymi łatwiej manipulować.
http://www.facebook.com/LKSPogonLwow



Reaktywowany w 2009 r. Razem przywróćmy świetność tej historycznej drużynie!



http://www.piotrlabuz.pl/

http://michalpasterski.pl/

http://www.mateuszgrzesiak.pl/
Awatar użytkownika
mrt
Weteran
Weteran
Posty: 3354
Rejestracja: 31 lip 2004, 22:44
Skąd: Wawa
Płeć:

Postautor: mrt » 30 gru 2006, 18:52

TedBundy pisze: Tylko dobija się je durnowatymi reformami, by ćwierćinteligentów w stylu Zachodu stworzyć. Durnymi łatwiej rządzić, durnymi łatwiej manipulować.
Prawda, jak najbardziej. Założenie jest takie, że ma się ludzi do obsługi maszyn wykształcić, a nie do myślenia i filozofowania. Pojedyncze jednostki będą miały szansę przeskoczyć poziom fabryki, ale tylko w takim zakresie, tak wąsko, aby przypadkiem za dużo nie wiedzieli i za dużo nie kombinowali.

I dlatego mój brat poszedł do gimnazjum klasztornego, bo zrobiłam dziką awanturę, że nie chcę tumana w rodzinie. dodatkowo podlega edukacji domowej.

UFO jest ateistą, ale dzieci też chce do klasztornych szkół posyłać :D Gdyby nie miały być to również moje dzieci, to nie wpuściłabym, bo z jakiej racji?
Awatar użytkownika
sophie
Weteran
Weteran
Posty: 2726
Rejestracja: 17 maja 2004, 08:13
Skąd: Vaarsaa
Płeć:

Postautor: sophie » 30 gru 2006, 19:06

No dobra, ale ja nie mówie o całych studiach w swoim przypadku, a magisterce - specjalizacji. Tutaj nie ma tego, co bym chciała, do tego tym bardziej po angielsku. I nie mówię, że wszędzie jest lepiej niż u nas, bo nie jest. Ale mimo wszystko istnieje kilka naprawdę dobrych szkół. Zresztą, tak jak i u nas, uczelnia uczelnią, ale np nawet na SGH nie wszystkie wydziały są dobre. Tak samo z amerykańskim Ivy League...

Jestem przekonana, że mając magisterkę z tej konkretnej uczelni w UK, nie będę mieć problemów. Kierowcą, kelnerką, magazynierką, sprzedawczynią nie chcę być... Wiem mniej więcej, jak wyglądają zajęcia i ćwiczenia w tej dziedzinie - miałam mały wstęp będąc tam - i mi się podoba. Kupa roboty, masa materiałów, świetni wykładowcy, renomowana uczelnia. Tylko się dostać jakoś bedzie trzeba :) A jak się uda, to może i czeka mnie emigracja na dobre. Kto wie...
Zegrzysław
Zaglądający
Zaglądający
Posty: 27
Rejestracja: 05 gru 2006, 21:44
Skąd: Polska
Płeć:

Emigracja

Postautor: Zegrzysław » 30 gru 2006, 21:02

To ja także postaram się dorzucić swoje trzy grosze do tej rozmowy.

Na samym początku i trochę w trakcie było trochę o patriotyzmie, kulturze i historii Polski. Tutaj mały filmie:

http://www.maxior.pl/?p=index&id=35093&0

To tak ”ku pokrzepieniu serc”. <brawo>

Kiedyś Piłsudski (nieważne czy ktoś go lubi czy nie lubi) powiedział coś takiego. Jako ”Naród” miał na myśli wszystkich Polaków, a jako ”ludzi” chodziło tylko o polityków. Jak ktoś go zapytał o Polskę to odpowiedział: ”Naród wspaniały, tylko ”ludzie” c.h.u.j.e.”.

Przeczytałem cały ten temat, widzę, że są pewne antagonizmy, trochę jadu, kwasu (a może mi się tylko tak wydaje?) raz z jednej, raz z drugiej strony. <walka>

Na samym początku opowiem jak to wyglądało u mnie.

”Dawniej”

W sumie dawniej nie interesowałem się za bardzo sprawą emigracji, czy to sezonowo, aby zarobić, czy na stałe, aby pracować i zamieszkać. Wtedy też słyszałem i widziałem w telewizji, że wiele osób ruszyło zagranice. Ich wybór, w końcu żyjemy w demokratycznym kraju, więc proszę bardzo. Ja w tym nic złego nie widzę, jak ktoś to wszystko przemyślał i podjął decyzję, to proszę.

„Teraz”

Trochę się pozmieniało, przynajmniej jeśli chodzi o mnie samego. Wiele się rzeczy od tamtych „dawnych” czasów wydarzyło, wiele zdarzeń w moim życiu. W końcu wychodzi, że ”jedyną stałą rzeczą na tym świecie jest zmienna”. Ale wszystko po kolei…

Kiedyś sobie ze znajomymi siedzieliśmy w swoim wspólnym gronie, dobrze się bawimy, pijemy, rozmawiamy, śmiejemy się. Nagle temat naszych rozmów wszedł na temat emigracji, wtedy padło zabawne, dowcipne stwierdzenie ”ostatni gasi światło”. Przedtem wszystkich to bawiło, mnie też. Teraz jest inaczej, teraz to ja zostałem jednych z ostatnich ze znajomych, a czasami mi się wydaje, że jedyne co trzyma mnie w Polsce, to siła grawitacji.

Napiszę to w punktach, co się ze znajomymi stało. 1. Znajomy skończył studia na AGH, interesował się na studiach archeologią, matematyką stosowaną, analizą matematyczną, w końcu skończył geofizykę (o ile dobrze pamiętam). Już jako student i trochę po studiach udzielał korepetycji (nie tylko młodzieży licealnej, ale nawet studentom) z taki dziedzin jak: matematyka, fizyka, chemia i język angielski. W pewnym momencie zaczął szukać pracy na stałej. Trochę to trwało. Dostał pracę, ale… w okolicach Estonii, Łotwy, gdzieś jakaś polska firma buduje tam fabrykę i potrzebują osoby, która dobrze mówi po angielsku i ma prawo jazdy, aby czasem, tych głównych ”inżynierów” dowieść do pracy. No tak… skończył geofizykę na AGH. Tak czy inaczej wyjechał. 2. Drugi znajomy, skończył sobie technologię żywności (miał praktykę w rzeźni czy jakieś ubojni, ale to jako anegdotka) na Akademii Rolniczej, nauczył się języka i wyjechał do Dublina, pracować w pubie (miał tam załatwioną pracę). Potem jak słyszałem to wrócił, ale na krótko, bo znowu tam jedzie, możliwe, że na stałe. 3. Znajoma, po skończonej zootechnice, wyjechała na chwilę do Irlandii. Praca trochę niewdzięczna, bo jako opiekunka do osób starszych. Praca prywatna,, bo u jakiegoś państwa. I tutaj ciekawostka. Owa rodzina (zatrudnił ją chyba syn ”staruszków”) miała dwa domy (jeden dla rodziców i chyba dla niej, żeby mogła, gdzie spać), a drugi był dla nich, do tego kilka samochodów w garażu. Dodajmy do tego stadninę koni (około 200 sztuk) i działkę, z której od początku do końca jedzie się jakieś 15 minut. I mówią, że średnio się im powodzi i są biedni. Hmm… Jednak wróciła. Z tego, co wiem, dostała pracę w PAN’ie czy w innym instytucie. Asystent naukowca (powiedzieli, że nie ma szans na awans, bo nie ma pieniędzy), miesza zaprawdę chemiczną za 500 zł (kuźwa) na rękę. Bez komentarza. Z tego, co słyszałem ma zamiar wrócić do Irlandii czy do Anglii. 4. Kolejna znajoma, skończyła w Krakowie psychologię, mówiła, że ma zamiar wrócić i zamieszkać w Krakowie, bo jedzie do Anglii. W rezultacie spotkała chłopaka i tam została, prawdopodobnie na stałe. 5. Koleżanka z liceum, Noe została przyjęta na te kierunki studiów, co chciała, więc wyjechała do Niemczech jako au pair. Jednak tutaj (o dziwo) ma zamiar wrócić i skończyć studia w Polsce, a ten rok traktuje jako angielski ”gap year” tylko w niemieckim wydaniu. 6. Przyjaciółka, która skończył zarządzanie na AGH, dwa lata pracy w zawodzie, osoba, z którą cudownie się rozmawiało, naprawdę najbliższa mi osoba. Została zwolniona z pracy, szukała pracy (jednak pracodawcy patrzyli przez ”pryzmat macicy”, że niedługo znajdzie chłopaka, będzie miała dziecko i trzeba będzie ją utrzymywać przez 1-2 lata). W rezultacie pracy nie znalazła, wyjechała do rodziny do Londynu, gdzie teraz ponoć pracuję za około 150 funtów tygodniowo. 7. Kolejna znajoma, która nie wyjechała tylko dlatego, że nie zna za dobrze języka, ale się go uczy i z zamiaru wyjechania nie zrezygnowała.

Więc tak to wygląda. W rezultacie ja także się zastanawiam, czy nie podszlifować język angielski i nie wyjechać. Nie mam zamiaru zostać tutaj sam jak palce, nie mieć z kimś porozmawiać.

Jeśli chodzi o wyjazd za granicę, to nie sezonowo. Tylko albo na studia lub pracę na stałe i zamieszkać tam. Ciągle to rozważam. Nieważne czy pracuję tutaj czy gdzieś za granicą. Czy mam dobra pracę, zarabiam nie wiadomo ile, a jestem sam, nie ma do kogo ust otworzyć i jest tylko praca, dom, praca, dom. Wolałbym, aby mieć znajomych i przyjaciół blisko siebie w Polsce, nawet wynająć razem jakieś duże mieszkanie i żyć i pracować, może nie dużo, ale żeby spokojnie na czynsz starczyło i jakąś rozrywkę. Chodzi mi tutaj o jedno… o znajomych, o przyjaciół. Gdyby nie oni, nie myślałbym o tym, a teraz…

A udało mi się znaleźć trochę informacji o zarobkach na ”Wyspach”. Nie wiem na ile to prawda, na ile to aktualne, ale coś znalazłem. <regulamin>

http://www.polmed.org/docjobs/Lista%20p ... ndynie.htm

I wychodzi na to, że w cenie są specjaliści, czy to po zawodówce, po technikum, którzy mają fach w ręku i coś umieją. Oczywiście chodzi mi tutaj o większość. Osoba, która skończyła studia i to kierunek z dobrymi perspektywami, to pracę znajdzie, to tylko przykłady, jak jest i mogło się przez ten czas dużo zmienić.

Kiedyś słyszałem w autobusie taką rozmowę. Rozmawiało dwóch inżynierów. Rozmowa głównie o pracę, że wielu starszych kolegów i znajomych, wyjechało zagranicę, bo nie będę pracować za stawkę, niemal podobną do takiej jakiej dostaje zwykły robotnik. Robotnicy, którzy mają jakieś kwalifikacje, także wyjechali. I podaje przykład, że było kilku zbrojarzy, którzy powiedzieli otwarcie, że albo dostają 6 tys. zł, ale wyjeżdżają. A pracodawca, z racji tego, że nikogo nie miał, musiał się zgodzić, fakt, że tamci pracują 12 godzin dziennie, ale pieniądze mają.

I ktoś może pomyśleć, że skoro tak dużo osób wyjdzie, to zmniejsza się bezrobocie i będzie więcej miejsc dla nas, tych którzy zostali. Jednak jest małe ”ale”. Oprócz zachodniej, mamy i wschodnią granicę. Ukraińcy, Białorusini, którzy na razie pracują w większości fizycznie, ale ostatnio bierze się lekarzy. Bo skoro stara się i jak mówią są pracowici i szkolę się w polskim, a zarobki im wystarczają lub pracują za mniej, to skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać, mówią pracodawcy? :>

I sprawa taka, (prawie) zawsze będzie się dla kogoś tam ”obcy”, ”imigrantem”, ”napływowym”, ”Gringo”, ”Ganjin”. Czasami się słyszy, że ktoś tam (zazwyczaj jakaś sława), jest synem polskiego imigranta. Może nie powiedzą tego wprost, ale różnie to bywa. Niektórzy mniej do tego przykładają wagę, niektórzy bardziej.

Także można narzekać na polską mentalność. Że tutaj źle, niedobrzy, że tutaj wszyscy źle patrzą, że Ci na górze, na swoich stołkach, są jak rzeki, bo tez ich trudno oderwać od koryta. Że wszystko jest źle, że to tonący okręt i trzeba szybko uciekać, zanim całkowicie zatonie. Ech… nie należy być wiecznym malkontentem. Tylko źle, niedobrze. Cieszcie się, że żyjecie tutaj. Zawsze mogło to być jakiś kraj afrykański, gdzie w czasie statystycznie jednego zdania umiera około 100 dzieci z głodu, gdzie ludzie robią sobie żarty, że najszybszym zwierzem świata, jest ostatni kurczak w Somalii. Że to nie Korea Północna, czy choćby Albania, gdzie na 1000 osób 400 ma dostęp do telefonu, a około 5 do Internetu. Tu naprawdę nie jest tak źle. Owszem, wspaniale też nie jest i dużo do tego brakuje, ale nie jest jeszcze przecież tak tragicznie. Nie twórzcie sobie sami jakiś ograniczeń.

"Człowiek może osiągnąć wszystko. Ograniczenia istnieją tylko w Twojej głowie, usuń je stamtąd a znikną na zawsze z Twojego życia."

Nie bójmy się powiedzieć, że jesteśmy Polakami. Słyszałem nawet taki przykład, że jakaś Polka pilnowała się, żeby nie mówić, ani słóweczka po polsku, bo by pomyśleli, że jest „złodziejm, pijak, nierób”. Ach… jakby to powiedział Einstein: ”Żyjemy naprawdę smutnych czasach, w których łatwiej rozbić atom, niż ludzki stereotyp”. Jako Polacy mamy naprawdę wielki potencjał i nie miejmy jakiś kompleksów, że nas Zachód nie chce. Po prostu pokażmy siebie, jakim jesteśmy naprawdę, Zachód mógłby się od nas także naprawdę wiele nauczyć.

Co do języka angielskiego…

Sprawa angielskiego. Kwestia dość ważna, jeśli nie najważniejsza. Trzeba się porządnie zastanowić na jakim poziomie stoi Twój angielski. Inaczej jest tutaj (w Polsce), inaczej jest w Londynie. Niektórzy moga powiedzieć, że około 75-80% nauczycieli nie potrafi posługiwać się takim angielskim, jakim się normalnie mówi w Anglii. Nie sztuka nauczyć się trudnych słów, regułek, ważniejsze jest używanie słów w "spontanicznych" konstrukcjach zdaniowych (a nie wykuć na blachę i mówić jak robot), potrafić się dogadać, porozmawiać. Może się zdarzyć, że Twoje możliwości z angielskiego spadną "o jedno oczko" jak tam pojedziesz. Inaczej jest w kursach językowych tutaj, a inaczej w życiu codziennym w Londynie. Trzeba się przygotować, jeśli się chcę zdobyć lepsza pracę, z lepszym wynagrodzeniem.

Myślałem czy by nie skorzystać z jakiegoś wyjazdu wakacyjnego do Londynu. Wiadomo, szkoła językowa, pierwsze wrażenie i takie tam. Czasami ląduje się w internacie obok szkoły językowej, a czasami u rodziny angielskiej, która pomoże ci zerwać bariery językowe w normalnej komunikacji. A rodzina zawsze może także coś doradzić jezli chodzi o życie, czy prace. Myślę, że to dobry sposób na pierwszy kontakt z Anglią, choc to oczywiście jedna z alternatyw. Pozwiedza się, podszkoli język, a może nawet znajdzie się prace?

Coś takiego jak ”plecy”, protekcja lub mówiąc ogólnie nepotyzm istnieje i to nie tylko w Polsce. Słyszałem co nieco, w Polsce się o tym mówi, a gdzie indziej, nie lub po cichu. Słyszałem o metodzie ”na wędkę”, gdzie osoba ląduję na zmywaku, potem za barem, drinki, rozmowa z ludźmi, popytać, zapytać, bo może ktoś życzliwy wyciągnie lub pomoże w znalezieniu lepszej pracy. Słyszałem o takich przypadkach, więc różnie to bywa. Na ile to jest prawda, nie wiem. To wiadomo, że jak się ma kogoś znajomego, to się go poleci, niż żeby przyjąć osobę ”z zewnątrz”.

Poza tym na przykładzie przyjaciółki, która zarabia około 150 funtów. To żeby nikt sobie nie wyobrażał, że Londyn i ”Wyspy” to jakiś raj, El Dorado i nie wiadomo co. To miasto jak każde inne, tylko że o pracę tam łatwiej. Jednak Anglicy z tego co słyszałem mają powolutku tego dość. Afrosasi (lub imigranci z Afryki) w większości są mocno drażliwi i trzeba uważać jak co się mówi (powie się słowo „Blackmen” i problem gotowy), Hindusi, Arabowie, którymi ponoć średnio się układa i Polacy, którzy zabierają im miejsca pracy, są gorliwi, pracowici i wyrabiają czasami 300% normy). Do tego za jakiś czas, otworzy się rynek dla Rumunów i Bułgarów, więc z Anglikami różnie z tymi nastrojami bywa.

Chciałbym także przytoczyć kilka zdań Runeko…

-"zwatpienie" w posiadanie przyszlosci. Jako, ze bylam w drugiej klasie liceum to wiadomo- czas rozgladac sie za mozliwosciami, starsi znajomi juz wybrali i z ich doswiadczen widzi sie jak jest kiepsko. Nie widzialam w Polsce zadnego kierunku studiow, na ktorym chcialabym sie znaleźć.


W Polsce wbrew pozorom jest praca i nie tylko taka ”poniżająca”. Żadna praca nie hańbi. Przykład? Mój kuzyn, studiuje finanse i bankowość, szukał pracy, szukał i szukał, w końcu znalazł. Firma Capgemini. Fakt, była rekrutacja i przesiew. Pierwsza praca, w czasie studiów… na rękę 1400 zł. Do tego musiał wyrobić 20 godzin w tygodniu, w piątki dni ”casualowe”, co jakiś czas firmowa impreza. Praca na zasadzie kopiuj-wklei do komputera lub ewentualnie wstukaj cyfry na fakturach. Praca, jak na pierwszą, wydaję się dobra… A mój kuzyn zrezygnował, bo studia, bo nie kreatywna, bo nie twórcza, bo nudna. Ech… co za ludzie. Wątpię, aby znalazł pracy takiej jakie szukał, ale życzę mu powodzenia.

wszyscy znajomi albo sie porozjezdzali na studia, albo zagranice, reszta miala to samo w planach- miasteczko opustoszalo i zostaly same najwieksze dekle oraz najbogatsi, ktorzy mieli tam swoje biznesy.


rodzina tez jezdzila fpizdu...brat pojechal do Anglii, bratowa wczesniej jezdzila do Niemiec, no i ojciec oczywiscie caly czas praktycznie w USA.


To chyba jeszcze nie powodów, aby wyjeżdżać z kraju.

moglam nie zdac do trzeciej klasy z powodu matematyki (99% by mnie przepchneli bo bylam dobra z reszty przedmiotow ale to tez jakis mogl byc powod).


Hmm… to raczej sprawa leży w Tobie. Matematyka jest królową nauk. Fakt w USA może jest łatwiej, bo jest niższy poziom, ale chyba lepiej piąć się w górę, a nie w dół? Tutaj matematyka do Polski nie ma nic wspólnego i nawet jako czynnik, żeby wyjeżdżać z kraju. Jest trudno z matematyką to lepiej wyjechać i brać to jako następny czynnik, że w Polsce jest tragicznie?

Poziom edukacji w USA daje wiele do życzenia. Fakt, wystarczy college, lub nawet nie, żeby znaleźć pracę, z pracą nie jest tam tak trudno jak w Polsce, gdzie trzeba się naprawdę namęczyć, a wyniki dają wiele do życzenia. To także prawda. Jest też taka prawda, że Polacy są elastyczni, że historyk potrafi złożyć komputer, a jakiś informatyk z zagranicznej uczelni nie, bo to nie ta dziedzina.

Jak ja słyszałem, że siostra kolegi rozmawiała z jakąś dziewczyną z USA (była wymiana) i tamta dziewczyna się cieszy, że poleci do Polski, bo wreszcie zobaczy piramidy… :| <boje_sie>

W takich chwilach można naprawdę stracić wiarę w ludzkość.

Wszystko jest dla ludzi. Tu jest przyszłość, może jest trudno, ale szansa jest. Kierunki studiów jak widać są i nie trzeba nie wiadomo, co żeby dac sobie rade. Problem jest jeden, że różnie to bywa. Jedni od razu wyjeżdżają, inni nie skończyli tych kierunków, co chcę pracodawca itp. i itd. Motywów jest naprawdę dużo.

brak pieniedzy zaczal mnie denerwowac. Szczerze mowiac, zawsze bylam przyzwyczajona, ze rodzina miala pieniadze, bylismy raczej zamozni (co nie przeklada sie na to, ze bylismy "szychami" w miasteczku, jak niektorzy). Od czasu, kiedy ojciec mial wypadek i z pieniedzmi zrobilo sie bardzo roznie ciezej sie zylo. Nigdy nie mialam strasznie wysokich standardow zycia albo byly odpowiednie i nigdy niczego nam nie brakowalo. A zaczynalo.


I wiadomo, że tutaj w Polsce to nie USA i w wieku 19 lat, nie pracuję się w firmie, tak jak ty. Tu może jest i trudniej, ale nikt nie mówił, że życie jest łatwe. Tam jest łatwiej, tutaj trzeba naprawdę także jest wyzwanie intelektualne, aby będą tutaj zdobyć dobrą pracę, aby żyło się spokojnie i starczyło na zachcianki. Są osoby, które wyjeżdżają i są osoby, które zostają. Poza tym masz w pewnym sensie inny start, rodzice jak sama pisałaś są zamożni. Rodzina zagranicą, w Polsce jak pisałaś dwa domy/mieszkania. Masz inny start. Fakt, są tacy, którzy są z biedniejszych rodzin i pną się na szczyt.

Nie chodzi bynajmniej, że o coś mi do Ciebie chodzić. Chodzi tylko o to, że jest ludzie różnie patrza na różne sprawy. Nikomu nie zazdroszczę. Czy to ktoś jest w USA, w Nowej Zelandii, Anglii, Ugandzie czy w Polsce. Jest w porządku, każdy wybrał, jak wybrał. Każdy ma do tego prawo i sam wybiera swoje decyzje. Do ideału Polsce jest bardzo daleko, ale nie jest też tak beznadziejnie. Wystarczy cytat Marka Aureliusza:

”Jeśli martwisz się jakąś rzeczą
twoje zmartwienie nie wynika z rzeczy samej w sobie
lecz jest skutkiem sposobu w jaki ją oceniasz
a to możesz w każdej chwili zmienić”

A na koniec żart:

Idą dwa owsiki po ziemi - tata i synek. Synek:
- Tato, a co to jest to zielone?
- To jest, synku, trawa - informuje go tata.
- Oooo, jaka piękna. A co to jest, to ciemnozielone tam daleko?
- To jest las.
- Jaki piękny! A co to jest, to niebieskie nad nami z tym czymś białym?
- To niebo i chmurki.
- Ale przepiękne! A to okrągłe i jasne na niebie?
- To słońce, synku.
- Tato, powiedz mi, skoro tu jest tak pięknie i pachnąco, dlaczego my żyjemy w takim paskudnym miejscu?
- Bo to nasza ojczyzna, synku.

Bez podtekstów, bez nad interpretacji.
Uspokój sie. To nasz przyjaciel, Zegrzysław. No, Zegrzysław wycharcz coś do pani.
Awatar użytkownika
sophie
Weteran
Weteran
Posty: 2726
Rejestracja: 17 maja 2004, 08:13
Skąd: Vaarsaa
Płeć:

Postautor: sophie » 31 gru 2006, 00:13

Zegrzysław pisze:- Bo to nasza ojczyzna, synku.
Owszem, ale to, że Polska jest moją ojczyzną nie znaczy, że muszę się kurczowo trzymać Polski. Od wielu lat jeżdżę po świecie - tak, nie ze swojej kasy, rodziców, ale oni nigdy na to pieniędzy nie żałowali - i chcę skończyć studia za granicą. Tutaj studiuję po angielsku, ale nigdzie nie ma na magistwrce czegoś takiego, co chcę robić. Taką opcję mam chociażby w UK. Tak, to będzie kosztować, ale wiem, że znajdę po tym pracę bez problemu. I jak będę mieć pracę, to nie rzucę tego w cholerę, żeby wracać do swojego mieszkania w Warszawie i szukać pracy. No chyba, że bym coś dobrego miała "nagrane" wcześniej...

Co do kwesti innych narodowości, innych ras. Jestem tolerancyjna, akurat z hindusami - choć nie z Pendżabu albo np Tamilnadu - niebawem się dogadam w ich języku (moje hobby :)), poza tym, hidnuskie okolice przy Temple w Londynie to świetne knajpy :D

Zegrzysław pisze:nie jest też tak beznadziejnie
Jest, nie jest - niektórzy mają inne plany, marzenia...

Zegrzysław pisze:Tam jest łatwiej
Hasło.. puste hasło. By dać sobie wytłumaczenie. Nie pracowałam w Stanach i na razie nie zamierzam - choć kto wie, gdzie mnie wyniesie - ale to nie jest kwestia "łatwiej", tylko obrotności - że tak to nazwę. Wszędzie jest łatwo jak się jest w czymś dobrym, jak się ma predyspozycje...

Na razie to na tyle, po jednak padam z nóg :)

Ps. A te wynagrodzenia to w większej mierze średnie, jak na brytyjskie warunki - mowa o linku rzecz jasna :)
Zegrzysław
Zaglądający
Zaglądający
Posty: 27
Rejestracja: 05 gru 2006, 21:44
Skąd: Polska
Płeć:

Postautor: Zegrzysław » 31 gru 2006, 01:54

Owszem, ale to, że Polska jest moją ojczyzną nie znaczy, że muszę się kurczowo trzymać Polski. Od wielu lat jeżdżę po świecie - tak, nie ze swojej kasy, rodziców, ale oni nigdy na to pieniędzy nie żałowali - i chcę skończyć studia za granicą. Tutaj studiuję po angielsku, ale nigdzie nie ma na magistwrce czegoś takiego, co chcę robić. Taką opcję mam chociażby w UK. Tak, to będzie kosztować, ale wiem, że znajdę po tym pracę bez problemu. I jak będę mieć pracę, to nie rzucę tego w cholerę, żeby wracać do swojego mieszkania w Warszawie i szukać pracy. No chyba, że bym coś dobrego miała "nagrane" wcześniej...


To zrozumiałe. Można być przecież owsikiem-explorerem <banan> Ale mi się humor trzyma, dobra żarty na bok. Prawda Polski nie trzeba się trzymac kurczowo. Napisałem tamten post, aby dał trochę do myślenia i pokazał, żeby żadnej strony zbytnio nie gloryfikować czy też zanadto potępiać.

Wiadomo, że pieniążki w dzisiejszych czasach dużo znaczą, więc jak rodzice sponsorują wyjazdy, to tylko brać i jechać. Ja także myślałem o studiach zagranicą. Czy to zacząć tutaj i skończyć tam, czy tez wybrać się tam od początku. Tylko trochę jest załatwiania z papieram. Z tego, co wiem, żeby studiować, bo ja wiem... w Londynie trzeba zdać egzamin TEFL'a, czy tak? I chyba są tam jeszcze inne warunki. Gdybyś mogła, albo gdyby ktoś mógł dać mi linka (może nie koniecznie angielskiego) lub w skrócie opisać, co potrzebują i co wymagają (oprócz rzecz jasna matury) to byłbym niewypowiedziane wdzięczny. <aniolek>

Nawet u mnie w Krakowie na AE są studia w języku angielskim. I tutaj jest pies... a raczej wampir pogrzebany. Przynajmniej u mnie. W telegraficznym skrócie moja historia z językiem angielskim. Zacznę od czegoś mocnego. W szkole podstawowej i gimnazjum, język angielskiego nie mialem. :| Mocne prawda? Był natomiast AŻ jeden język obcy (specjalnie sarkazm) a chodzi o niemiecki. Z tym językiem nie za bardzo, bo co roku uczyła nas inna germianistyka, jedna zachorowała na pół roku, druga była w ciąży, więc to co było wyglądało pokracznie i kupy za przeproszeniem, się nie trzymało. Wszystko co z angielskiego wyciągnąłem, to z gier komputerowych (już nie mówię jakie to był język (typu: gold, experience, sword, pickaxe, goblins, orcs, dragons). Jednak miałem w sobie jakiś ukryty potencjał. W liceum były na wstępie testy sprawdzające poziom językowy. Już na szczęście dwa języki. Rozszerzony wybrał język angielski (bo angielski to podstawa) i potem niemiecki na poziomie podstawowym. Wyszło tak, że na język niemiecki przydzielili mnie do grupy początkowej, a na język angielski do grupy średniozaawansowanej. Czyli mój angielski, jeśli chodzi o edukacji państwową to trwał 3 lata (prawda, że słodkie?) A teraz przyszedł czas na kursy, zważając, że znajomi wyjechali, a ja sam zostać nie chcę. Więc mocnym postanowieniem na nowy rok jest rzetelna nauka język angielskiego, aby w tym języku mówić biegle, płynnie, perfekt i w ogóle same superlatywy. <aniolek>

Co do kwesti innych narodowości, innych ras. Jestem tolerancyjna, akurat z hindusami - choć nie z Pendżabu albo np Tamilnadu - niebawem się dogadam w ich języku (moje hobby ), poza tym, hidnuskie okolice przy Temple w Londynie to świetne knajpy


Ważne, żeby mieć hobby. Język hindi, ciekawa sprawa. Ja jestem tolerancyjny, czasem tylko jakieś przecieki z Anglii do mnie docierają, więc nie wiem jak to dokładnie tam wygląda.

Jest, nie jest - niektórzy mają inne plany, marzenia...


To prawda, każdy podąża swoją ścieżką, aby dotrzeć do swojego celu.

Ps. A te wynagrodzenia to w większej mierze średnie, jak na brytyjskie warunki - mowa o linku rzecz jasna


Też się domyślam, bo wygląda to na amatorską sondę, ale daje jakieś dość blade pojęcia jak tam, zarobki i płaca wygląda.

I jak to mówią "Uczyć się, ucz, nauka to do potęgi klucz". <regulamin> <aniolek> :> <evilbat>
Uspokój sie. To nasz przyjaciel, Zegrzysław. No, Zegrzysław wycharcz coś do pani.
Awatar użytkownika
Ted Bundy
Weteran
Weteran
Posty: 5219
Rejestracja: 16 wrz 2005, 16:29
Skąd: IV RP
Płeć:

Postautor: Ted Bundy » 31 gru 2006, 06:57

"dwie tygodniówki i masz Escorta" :) Tak, to akurat bardzo mi się na Wyspach podoba. Kosmicznie tanie wozy. W przeliczeniu na nasze, za 3-6 tys masz doskonały wóz (nie nie chodzi mi o Escorta :]) , nie do kupienia w kraju, nie za takie pieniądze...Poza tym jakiś półmózg wymyślił, że nie można legalnie w PL zarejestrować auta z kierownicą po prawej stronie. A dlaczego, ja się pytam? :>
http://www.facebook.com/LKSPogonLwow



Reaktywowany w 2009 r. Razem przywróćmy świetność tej historycznej drużynie!



http://www.piotrlabuz.pl/

http://michalpasterski.pl/

http://www.mateuszgrzesiak.pl/
Awatar użytkownika
Andrew
Weteran
Weteran
Posty: 12396
Rejestracja: 23 lis 2003, 14:38
Skąd: z domu
Płeć:

Postautor: Andrew » 31 gru 2006, 09:06

Mozna , jesli jest to tam , twój majatek wlasny , z drugiej strony bardzo dobrze , ze nie mozna , bowiem taki pojazd stanowi zagrozenie dla ruchu w naszych warunkach i to NIE PODLEGA DYSKUSJI
poszukuje radia CEZAR - QUADRO unitry diora
Awatar użytkownika
sophie
Weteran
Weteran
Posty: 2726
Rejestracja: 17 maja 2004, 08:13
Skąd: Vaarsaa
Płeć:

Postautor: sophie » 31 gru 2006, 10:45

Zegrzysław pisze:w Londynie trzeba zdać egzamin TEFL'a, czy tak?
TOEFL to do Stanów jest potrzebny. W UK też go honorują, ale raczej zdaje się IELTS'a

Zegrzysław pisze:Gdybyś mogła, albo gdyby ktoś mógł dać mi linka (może nie koniecznie angielskiego) lub w skrócie opisać, co potrzebują i co wymagają (oprócz rzecz jasna matury) to byłbym niewypowiedziane wdzięczny.
Chociażby:
http://www.britishcouncil.org/pl/poland.htm
http://www.britishcouncil.org/learning-study-in-the-uk.htm?mtklink=corporate-homepage-study-in-the-uk
Ale to "niekoniecznie angielskiego" mnie nieco rozwaliło :) Bez ang ani rusz w tej sprawie :)

Zegrzysław pisze:Nawet u mnie w Krakowie na AE są studia w języku angielskim
Wszędzie są, ale tylko kilka kierunków. Nie to, co chcę robić na specjalizacji...
A poza tym, ciekawa jestem, kto uczy np u Ciebie na AE. Najtaniej dla uczelni jest zatrudnić polskich wykładowców, którzy uczą też na polskich studiach. Tylko najczęściej ich poziom angielskiego pozostawia sporo do życzenia. Zawłaszcza, gdy część studentó to native speakerzy...

Zegrzysław pisze:Więc mocnym postanowieniem na nowy rok jest rzetelna nauka język angielskiego, aby w tym języku mówić biegle, płynnie, perfekt i w ogóle same superlatywy. <aniolek>
Powodzenia :)
Ja się angielskiego od 4 roku życia uczyłam :) Zaczeło się od krótkich rozmów o duperelach z rodzicami, w stylu "How are you?", "What's your name?", "What's that?" etc :)
Zegrzysław
Zaglądający
Zaglądający
Posty: 27
Rejestracja: 05 gru 2006, 21:44
Skąd: Polska
Płeć:

Postautor: Zegrzysław » 31 gru 2006, 12:20

TOEFL to do Stanów jest potrzebny. W UK też go honorują, ale raczej zdaje się IELTS'a


Dobrze, spoko, sprawdzę, popytam, zobaczę jak to tam jest.

Chociażby:
http://www.britishcouncil.org/pl/poland.htm
http://www.britishcouncil...study-in-the-uk
Ale to "niekoniecznie angielskiego" mnie nieco rozwaliło Bez ang ani rusz w tej sprawie


Bardzo dziękuję za linki. Ja angielski znam, oczywiście nie tak jak język polski, ale zawsze. po prostu tak napisałem, co nieznaczyło, że jak zobaczę coś po angielsku, to nie przeczytam. Sam przecież w poprzednich postach napisałem jak wyglądało moja nauka języka angielskiego, a i tak jak na tamto, to dobrze mi z tym idzie. <aniolek>

Wszędzie są, ale tylko kilka kierunków. Nie to, co chcę robić na specjalizacji...
A poza tym, ciekawa jestem, kto uczy np u Ciebie na AE. Najtaniej dla uczelni jest zatrudnić polskich wykładowców, którzy uczą też na polskich studiach. Tylko najczęściej ich poziom angielskiego pozostawia sporo do życzenia. Zawłaszcza, gdy część studentów to native speakerzy...


To prawda, że dużo kierunków nie ma, żeby były prowadzone po angielsku. To wiadomo, że najtaniej, bo pieniędzy żal i zatrudnai się polskich wykładowców, a ich poziom tak jak napisałaś, może być diametralnie różni. Owszem zdarzają się osoby mówiące, bardzo dobrze i biegle po angielsku, a są takie, "jakie są". <aniolek>

Powodzenia
Ja się angielskiego od 4 roku życia uczyłam Zaczeło się od krótkich rozmów o duperelach z rodzicami, w stylu "How are you?", "What's your name?", "What's that?" etc."


I widzisz, każdy ma inny start. Jak rozmawiałem z korepetytorem, to przy nauce języka (jakiegokolwiek) ważna jest pamięć długa. To znaczy, że języka nie da się nauczyć np. na sesje, w ciągu miesiąca, tak jak można niektórych przedmiotów. W języku liczy się systematyczność. A jeśli ktoś uczy się języka obcego jako dziecko (w bardzo młodym wieku) to ma łatwiej, bo dzieci bardzo szybko się uczą.

Mam znajomego, który uczył się języka angielskiego w przedszkolu. Oczywiście podstawowe zwroty, nazwy kolorów itp. i itd. Jednak jego zaangażowanie jest, powiedzmy to sobie, dość średnio, a szkoła, do której chodzi, także się nie wybija. Jednak już w liceum zdał sobie FCE (na poziomie B), a teraz myśli o CAE. Co z tego wyjdzie? Pożyjemy, zobaczymy.

Ja tam wychodzę z założenia, że skoro osoby takie jak Kevin Aiston (nie mówiąc już o Stefanie Mullerze) nauczył się języka polskiego, który jest trudniejszy niż język angielski, to ja także się nauczę. Grunt to systematyczność, zapał, motywacja i samozaparcie. <aniolek>

A z tego co słyszałem, to przyjaciółka, ktora teraz pracuje w Londynie i zarabia średnio około 150 funtów tygodniowo. To powiedziała, żeby tak swobodnie żyć samemu, wynajmować coś, to trzeba jakieś 300 funtów zarabiać. Powiedziała, że jak z tych 150 funtów odliczyć zrzucenie się na czynsz, dojazdy, coś dla siebie, to powiedziała, że może zostać jakieś 10 funtów odłożone. A potem mówi, że zarobiło przez miesiąc tyle, że może sobie kupić już średniej klasy komputer. Hmm... albo w jednym, abo w drugim lekko koloryzowała, ale co tam. Wiadomo, że w Anglii żyje się inaczej i zdecydowanie łatwiej niż w Polsce. A jeśli ktoś ma tam rodzinę lub znajomych, to ma o wiele łatwiejszy start.
Uspokój sie. To nasz przyjaciel, Zegrzysław. No, Zegrzysław wycharcz coś do pani.
Awatar użytkownika
sophie
Weteran
Weteran
Posty: 2726
Rejestracja: 17 maja 2004, 08:13
Skąd: Vaarsaa
Płeć:

Postautor: sophie » 31 gru 2006, 17:21

Zegrzysław pisze:To znaczy, że języka nie da się nauczyć np. na sesje, w ciągu miesiąca, tak jak można niektórych przedmiotów. W języku liczy się systematyczność.
Owszem, choć podstawy przyswoić się da. I nawet po 3 miechach jako tako dogadać, ale trzeba mieć bardzo silną motywację :)

Zegrzysław pisze:Jednak już w liceum zdał sobie FCE (na poziomie B), a teraz myśli o CAE. Co z tego wyjdzie? Pożyjemy, zobaczymy.
Ja FCE zdałam przed egzaminem do LO (w 8mej klasie - stary system), kolejne 2 certyfikaty Cambridge zrobiłam w LO. I w sumie papier jak papier, ja do nich nie przywiązuję zbytnio wagi. Tak jak i do certyfikatów z nimieckiego. Zreszta, to średni wyznacznik, bo np kilka dziewczyn z filologii ang oblało CPE.

Zegrzysław pisze:zarabia średnio około 150 funtów tygodniowo
Z czego ok50 idzie na wynajem pokoju (takie sa średnio stawki), plus jedzenie, Oyster na miesiąc też trochę kosztuje (sam bilet mies na autobusy to ok52-54 funty). Jednym slowem, od pierwszego do pierwszego... Nie zazdrosze. A swoją drogą, gdzie ona pracuje?
Zegrzysław
Zaglądający
Zaglądający
Posty: 27
Rejestracja: 05 gru 2006, 21:44
Skąd: Polska
Płeć:

Postautor: Zegrzysław » 31 gru 2006, 22:11

Owszem, choć podstawy przyswoić się da. I nawet po 3 miechach jako tako dogadać, ale trzeba mieć bardzo silną motywację


Otóż to. Podstawy to wiadomo, że się da i z tym nie ma problemu, gorzej gdy podstawy do zdania egzaminu nie wystarczą. <regulamin>

Wiadomo, że wszystko zależy od tej motywacji, zapału i samozaparcia. Dośc rzadko się zdarza, że osoba z wlasnej woli, gorliwie się uczy w domu. Gdy ktoś idzie na kurs, to jest to jakiś "dodatkowy bodziec" i jak ktoś, chce czy nie che, to musi się przygotowac i choćby minimalnie nauczyć. Ale na szczęście zalezy to tylko od człowieka i nie każdy taki jest.

Ja jak już pisałem mam takie postanowienie na Nowy Rok, żeby nauczyć się języka angielskiego. I wiem, że mi się to uda. <brawo> <aniolek>

Ja FCE zdałam przed egzaminem do LO (w 8mej klasie - stary system), kolejne 2 certyfikaty Cambridge zrobiłam w LO. I w sumie papier jak papier, ja do nich nie przywiązuję zbytnio wagi. Tak jak i do certyfikatów z nimieckiego. Zreszta, to średni wyznacznik, bo np kilka dziewczyn z filologii ang oblało CPE.


Stary system. W nowym to sama matura to jest porażka. Dość żenujący poziom w prównaniu ze starą i 30% aby zdać. I do tego nie trzbe wcale znać języka dobrze, aby zdać. W mojej grupie były osoby, które nie znały angielskiego, nie uczyły się i nie mialy o nim bladego pojęcia i jakoś zdali. :?

To prawda, że zdarzają się osoby, które nawet na filologi angielskiej moga oblać CPE. W sumie jak ktoś był w liceum w klasie dwujęzycznej to ma łatwiej. Mam koleżankę, która w takiej była i jako testy do przygotowania do matury (jakie robili w klasie), miala coś jakby na poziomie CPE, więc widać, że poziom poziomowi nierówny.

Czy to tylko papier? Wiesz kilkaset złotych piechotą nie chodzi, zwłaszcza, jeśli ktoś ich nie zapracował, a je dostal. W sumie dużo zawdzięczamy naszym rodzicom, że nas posyłają na kursy i sponsorują różne rodzaju egzaminy. <aniolek>

Z czego ok50 idzie na wynajem pokoju (takie sa średnio stawki), plus jedzenie, Oyster na miesiąc też trochę kosztuje (sam bilet mies na autobusy to ok52-54 funty). Jednym slowem, od pierwszego do pierwszego... Nie zazdrosze. A swoją drogą, gdzie ona pracuje?


Znaczy wiesz, mieszka z częścią rodziny, więc ma łatwiej (załatwili sprawy typu konto, ubezpieczenie i itp. i itd. więc o tyle miała lżej), bo tylko dokłada się na czynsz i coś do jedzenia, a reszta we wlasnym zakresie. Sam tym się zajmuję, więc wiem jak tam wygląda życie i jakie są opłaty. Bilet tygodniowy na metro też kosztuje, i tak różnie bywa, czy od pierwszego czy nie, ale życie nie rozpiszcza. Sama napisała, że nie jest tam tak różowo (Londyn to nie jakieś mityczne El Dorado i jakaś dobrze płatna praca nie leży, ot tak, na chodniku, tylko trzeba nią wnikliwie szukać, podobnie jak w Polsce, tylko w Polsce trzeba się bardziej natrudzić i szukać).

Gdzie pracuję? Słowo gdzie pracowała jest bardziej na miejscu. Z tego, co słyszałem, gdzies w okolicach Camden Town (chyba Camden Lock), zwykły sklepik z czymś tam, w sumie nie ważne, koniuktura w dół, więc jej podziękowali, dali jej pieniądze za te kilka przepracowanych tygodnii i teraz znowu musi szukać. Pożyjemy, zobaczymy jak tam w Londynie jej będzie. Wszystko się zmienia.
Uspokój sie. To nasz przyjaciel, Zegrzysław. No, Zegrzysław wycharcz coś do pani.
Grace

Postautor: Grace » 01 sty 2007, 19:39

Zegrzysław pisze:W sumie dużo zawdzięczamy naszym rodzicom, że nas posyłają na kursy i sponsorują różne rodzaju egzaminy

Nie kazdy, bo ja np zawdzieczam to sobie, a nie rodzicom.
Awatar użytkownika
sophie
Weteran
Weteran
Posty: 2726
Rejestracja: 17 maja 2004, 08:13
Skąd: Vaarsaa
Płeć:

Postautor: sophie » 01 sty 2007, 19:57

Gosia... pisze:Nie kazdy, bo ja np zawdzieczam to sobie, a nie rodzicom.
Gratulacje :)
Mnie w podstawówce nie było stać samej stać...


Ja jak już pisałem mam takie postanowienie na Nowy Rok, żeby nauczyć się języka angielskiego. I wiem, że mi się to uda. <brawo>
Trzymam kciuki :) Powiodzenia

Znaczy wiesz, mieszka z częścią rodziny, więc ma łatwiej (załatwili sprawy typu konto, ubezpieczenie i itp. i itd. więc o tyle miała lżej), bo tylko dokłada się na czynsz i coś do jedzenia, a reszta we wlasnym zakresie. Sam tym się zajmuję, więc wiem jak tam wygląda życie i jakie są opłaty. Bilet tygodniowy na metro też kosztuje, i tak różnie bywa, czy od pierwszego czy nie, ale życie nie rozpiszcza. Sama napisała, że nie jest tam tak różowo (Londyn to nie jakieś mityczne El Dorado i jakaś dobrze płatna praca nie leży, ot tak, na chodniku, tylko trzeba nią wnikliwie szukać, podobnie jak w Polsce, tylko w Polsce trzeba się bardziej natrudzić i szukać).
No oczywiste jest, że nic osłownie na ulicy nie leży, ale chcieć to móc :)
Nie pamiętam ile kosztuje tygodniowy bilet na metro - ostatnio w Londynie tylko czasowe na autobus kupowałam - i to i tak było 13,5 funta za tydzień (wakacja 2006).
Awatar użytkownika
___ToMeK___
Uzależniony
Uzależniony
Posty: 348
Rejestracja: 23 sie 2004, 22:57
Skąd: pomorze / WLKP
Płeć:

Postautor: ___ToMeK___ » 01 sty 2007, 20:26

Mnie nurtuje jedno pytanie:
po kiego grzyba cały czas ludzie wyjeżdżają do Londynu? Chodzi mi o ludzi z niewielkimi kwalifikacjami, niewystarczającymi do znalezienia "normalnej" pracy. Lądek Zdrój :P jest przecież zawalony wszelkiej maści imigrantami, a mimo to ciągle masa ludzi właśnie tam wyjeżdża, jakby nie było innych miejsc w UK.
0101010001101111011011010110010101101011001000000100011101100101011100100110101101100101
-.-. .. . -.- .- .-- --- ... -.-. / .--. .. . .-. .-- ... --.. -.-- -- / -.- .-. --- -.- .. . -- / -.. --- / .--. .. . -.- .-.. .- / ---... .--.
Zegrzysław
Zaglądający
Zaglądający
Posty: 27
Rejestracja: 05 gru 2006, 21:44
Skąd: Polska
Płeć:

Emigracja

Postautor: Zegrzysław » 01 sty 2007, 23:08

No oczywiste jest, że nic osłownie na ulicy nie leży, ale chcieć to móc
Nie pamiętam ile kosztuje tygodniowy bilet na metro - ostatnio w Londynie tylko czasowe na autobus kupowałam - i to i tak było 13,5 funta za tydzień (wakacja 2006).


Ludzie mają różne wyobrażenia, jak wygląda tam życie i różnie patrzą na sprawy.

A co do biletów to znalazłem taką stronkę: http://www.londontransport.info/undergroundp.htm

Może pomóc. Jak jest i na ile aktualne? Nie wiem. Wiadomo, że im więcej stref obejmuje karta tym drożej (dość logiczne), a chyba Travel Card oprócz metra obejmuje rówież autobusy (nie wiem czy tak jest, ale gdzieś słyszałem).


Mnie nurtuje jedno pytanie:
po kiego grzyba cały czas ludzie wyjeżdżają do Londynu? Chodzi mi o ludzi z niewielkimi kwalifikacjami, niewystarczającymi do znalezienia "normalnej" pracy. Lądek Zdrój jest przecież zawalony wszelkiej maści imigrantami, a mimo to ciągle masa ludzi właśnie tam wyjeżdża, jakby nie było innych miejsc w UK.


To jest temat rzeka i można by o tym dużo mówić. Często ludzi znudzeni i zniesmaczeni sytuacją w kraju, swoją sytuacją rodzinną, materialną (każdy ma inaczej) i patrzy, analizuje i wychodzi mu, że nie znajdzie tutaj pracy i ma nikłe perspektywy, oprócz "wegetacji", postanawia wyruszać zagranicę. Głównie kierunek oscyluje na "Wyspy" i bardzo często wypada Londyn? Dlaczego? Duże miasto, dużo ludzi, to i pracy nie powinno zabraknąć. Hipotetycznie. Gdy nie byliśmy w UE sytuacja była różna, mało Polaków (na pewno mniej niż teraz), potem Polska wstępuję do UE, otwiera się rynek pracy i Polacy go szturmują, po jakimś czasie, trochę się przesyci i większość miejsc może być zamknięta. A teraz przecież 1 stycznia do Słowenia weszła do strefy Euro, Bułgaria i Rumunia wchodzi do UE i pewnie także z tych krajów ludzie się rzuca do Londynu.

Wystarczy wejśc i sprawdzić poziom życia: http://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_Europejska (trochę na dole)

Ludzie słyszą różne opowieści, że praca jest i nawet jesli jakaś praca w sklepie, to dwójka osoób pracująca, może żyć w wynajętym mieszkaniu, a potem znaleźć coś lepszego i pracę. Że jest inna mentalność, że ludzie przyjaźni, że jest szansa dobrej pracy. Ktoś przedtem napisał, że jego znajomy, nie skończyl studiów, a pracuje w firmie i awansuje. Różnie bywa.

Jednak rzeczywistość czasami bywa inna. Nie trzeba niepotrzebnie upiększać mitu Londynu, że to miasto, gdzie praca jest wszędzie i tak jak przedtem napisałem, dobra praca jest na ulicy i wystarczy po nią sięgnąć. To miasto jak każde inne. Osoby bez kwalifikacji, którzy i tak w Polsce mają problemy ze znalezieniem pracy, to myślą, że tam czeka ich lepsze życie. Ich także trzeba zrozumieć. Trzeba popatrzeć także z ich punktu widzenia. Fakt, ich decyzje raz są dobre i przemyślane, a raz nietrafne i prowadzą do nikąd.

Powstają różne plotki, ludzie nie chca wytrzymać stanu w Polsce, bo co nie włączam telewizji czy radio to "padaka" (ja nie oglądam telewizji i nie slucham radio, jakby coś to Travel Channel, Geographic, BBC, a tak to w internecie glownie siedze), ludzie wyjeżdżają, czasami nie znają języka lub utkwili przy "ścianie płaczu", ktoś oszukał. Albo odwrotnie, znaleźli pracę, taka że swobonie wyżyją, znajda nowych znajomych, spotkają starych przyjaciół, los się do nich uśmiechnie, po jakimś czasie znajdą lepszą pracę, zmienią mieszknie, spotkają kogoś. Później to od nich zależy czy wrócą lub nie. Albo ściągną resztę rodziny.

Jednak tak czy inaczej, język to podstawa i pozytywne nastawienie. Jeśli ktoś wyjedzie z myślą, że "wszyscy zginiemy" to nie wróżę świetlanej przyszłości. Bez kompleksów, że jesteśmy gdzieś na obrzeżach cywilizacji, nam też się także od życia coś należy. Juz tak jest, że nawet w rozmowie, ktoś mówił, że był w Londynie lub zna kogoś kto tam pracował. Duże miasto, więc ludzie myślą, że skoro duże, to dużo miejsc pracy. I skoro w Polsce, niektórzy mają "nóż na gardle" to skoro im wszystko jedno, to jadą tam, może ich los się odmieni. Fakt, że imigrantów i ludzi szukających pracy jest bardzo dużo, są okresy, że jest ich zatrzęsienie (wakacje) i kiedy jest ich mniej (niewakacje <diabel> ).

Trzeba także wczuć się w drugą osobę. Rozwinąć empatię. Czasami trzeba spojrzeć obiektywne, czasem subiektywnie i doradzić, czasami slusznie, żeby pojechał. A czasami to jest zły pomysl i po prostu "gdzieś błądzi".

Temat jest jak rzeka i żeby o tym porozmawiać to trzeba najpierw porozprawiać o "dorzeczach" aby później jak kawalki puzzli utworzyć całość.
Uspokój sie. To nasz przyjaciel, Zegrzysław. No, Zegrzysław wycharcz coś do pani.
Awatar użytkownika
Augusto
Uzależniony
Uzależniony
Posty: 461
Rejestracja: 18 gru 2005, 21:19
Skąd: getting place
Płeć:

Postautor: Augusto » 01 sty 2007, 23:42

Słyszałem, że za 4 lata kolorowych w Londynie będzie więcej niż białych.

Wróć do „Wszystkie inne tematy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 232 gości