Ja dotąd byłam na jednym takim wieczorze i pamiętam, że organizatorka - w tym przypadku siostra przyszłej panny młodej - zrobiła listę prezentów i zbierała od każdego gościa po ok. 50 zł. Na liście tej znalazł się sprzęt AGD i elementy wystroju mieszkania przyszłej pary, takie jak na przykład lampa z Ikei, komplet do kawy, zestaw do robienia mniej lub bardziej wymyślnych drinków. Nie zabrakło też oczywiście drobiazgów z jajem, jak nakręcany facet-zabawka, który ściągał gatki i wyginał swoje skarby w rytm muzyki.
A wieczór był z rodzaju tych "nic na siłę" - bawmy się tak, jak do tej pory to robiłyśmy, czyli rozmowy przy winie, fajnie dobranej muzyce, potem wygłupy, dzikie tańce na wąskim korytarzu... Jedyne, co różniło ten wieczór od wszystkich innych, to to, że każda z nas miała stawić się w miejscu spotkania przebrana za jedno ze stadiów rozwoju każdej kobiety - czarownicę.
Niestety, w połowie imprezy przybłąkał się trochę wstawiony chłopak jednej z uczestniczek i, nie wiem czemu, ruszyłyśmy na wieczór kawalerski, na którym to, co miało się wydarzyć, już dawno się wydarzyło, a kawalerowie byli w fazie "półsnu".
[ Dodano: 2008-09-03, 22:44 ]Jak wymyślę, jak miałby wyglądać mój wieczór panieński, to coś dopiszę.