Mieszkam jeszcze z rodzicami ale przyzwyczajony jestem do starannego sprzątania w domu: odkurzanie, ścieranie kurzu, czyszczenie wszystkich powierzchni w łazience, mycie podłóg itd
Nie chce zakładać specjalnie drugiego zbliżonego topiku więc napisze kilka zdań tutaj:
Poszedłem do dziewczyny na obiad (zapowiedziany) W dużym pokoju na kaloryferze suszył sie radośnie jakiś sweterek, magnetowid i książki obok niego stanowiły malowniczą stertę ( u mnie nic nie ma prawa przewalać się w ten sposób) a w kuchni na żyrandolu z papierowym kloszem i na wentylatorze wisiały po prostu kłaki kurzu.
Pomyślałem ,,ok, to dom jej rodziców i to ich syf, może ona jest porządniejsza" ale gdy weszliśmy do jej pokoju w rogu pomieszczenia i na biurku zobaczyłem totalny sajgon a gdy chciała wyjąć coś z szafy ciuchy prawie sie na nią wysypały. Sex sexem, zakochanie zakochaniem ale słabo mi się robi gdy pomyślę że miałbym spędzić życie u boku kobiety która utrzymuje dookoła siebie taki chaos!
Nie mieszkamy razem więc nie spędza mi to snu z powiek na razie. Zastanawiam się tylko co z tym zrobić skoro ogólnie jest mi z nią dobrze? Jak z nią o tym porozmawiać?
1. Czy mam prawo od niej wymagać by zmieniła radykalnie styl zagospodarowania przestrzeni w całym jej domu a może tylko w jej pokoju? Powiedzieć że ten burdel mnie zniechęca i że to sie może skończyć rozstaniem?
2. Może kupić jej takie składane plastikowe skrzynki i dać w prezencie żeby ustawiła je sobie na biurku i powrzucała do nich to wszystko co się u niej przewala a na co niema miejsca w szafie?
3. A może zaofiarować się że wpadnę któregoś dnia i wysprzątamy jej mieszkanie razem na wysoki połysk?
Tylko czy to coś da na stałe
Mówiłem jej na ten temat ,,pół żartem pół serio". Efekt był ale minimalny.
Czy czytającym to paniom udało się nauczyć faceta porządku? A może jakiemuś facetowi udało się zreformować flejtuszka?