To ja także postaram się dorzucić swoje trzy grosze do tej rozmowy.
Na samym początku i trochę w trakcie było trochę o patriotyzmie, kulturze i historii Polski. Tutaj mały filmie:
http://www.maxior.pl/?p=index&id=35093&0
To tak ”ku pokrzepieniu serc”.
Kiedyś Piłsudski (nieważne czy ktoś go lubi czy nie lubi) powiedział coś takiego. Jako ”Naród” miał na myśli wszystkich Polaków, a jako ”ludzi” chodziło tylko o polityków. Jak ktoś go zapytał o Polskę to odpowiedział: ”Naród wspaniały, tylko ”ludzie” c.h.u.j.e.”.
Przeczytałem cały ten temat, widzę, że są pewne antagonizmy, trochę jadu, kwasu (a może mi się tylko tak wydaje?) raz z jednej, raz z drugiej strony. <walka>
Na samym początku opowiem jak to wyglądało u mnie.
”Dawniej”
W sumie dawniej nie interesowałem się za bardzo sprawą emigracji, czy to sezonowo, aby zarobić, czy na stałe, aby pracować i zamieszkać. Wtedy też słyszałem i widziałem w telewizji, że wiele osób ruszyło zagranice. Ich wybór, w końcu żyjemy w demokratycznym kraju, więc proszę bardzo. Ja w tym nic złego nie widzę, jak ktoś to wszystko przemyślał i podjął decyzję, to proszę.
„Teraz”
Trochę się pozmieniało, przynajmniej jeśli chodzi o mnie samego. Wiele się rzeczy od tamtych „dawnych” czasów wydarzyło, wiele zdarzeń w moim życiu. W końcu wychodzi, że ”jedyną stałą rzeczą na tym świecie jest zmienna”. Ale wszystko po kolei…
Kiedyś sobie ze znajomymi siedzieliśmy w swoim wspólnym gronie, dobrze się bawimy, pijemy, rozmawiamy, śmiejemy się. Nagle temat naszych rozmów wszedł na temat emigracji, wtedy padło zabawne, dowcipne stwierdzenie ”ostatni gasi światło”. Przedtem wszystkich to bawiło, mnie też. Teraz jest inaczej, teraz to ja zostałem jednych z ostatnich ze znajomych, a czasami mi się wydaje, że jedyne co trzyma mnie w Polsce, to siła grawitacji.
Napiszę to w punktach, co się ze znajomymi stało. 1. Znajomy skończył studia na AGH, interesował się na studiach archeologią, matematyką stosowaną, analizą matematyczną, w końcu skończył geofizykę (o ile dobrze pamiętam). Już jako student i trochę po studiach udzielał korepetycji (nie tylko młodzieży licealnej, ale nawet studentom) z taki dziedzin jak: matematyka, fizyka, chemia i język angielski. W pewnym momencie zaczął szukać pracy na stałej. Trochę to trwało. Dostał pracę, ale… w okolicach Estonii, Łotwy, gdzieś jakaś polska firma buduje tam fabrykę i potrzebują osoby, która dobrze mówi po angielsku i ma prawo jazdy, aby czasem, tych głównych ”inżynierów” dowieść do pracy. No tak… skończył geofizykę na AGH. Tak czy inaczej wyjechał. 2. Drugi znajomy, skończył sobie technologię żywności (miał praktykę w rzeźni czy jakieś ubojni, ale to jako anegdotka) na Akademii Rolniczej, nauczył się języka i wyjechał do Dublina, pracować w pubie (miał tam załatwioną pracę). Potem jak słyszałem to wrócił, ale na krótko, bo znowu tam jedzie, możliwe, że na stałe. 3. Znajoma, po skończonej zootechnice, wyjechała na chwilę do Irlandii. Praca trochę niewdzięczna, bo jako opiekunka do osób starszych. Praca prywatna,, bo u jakiegoś państwa. I tutaj ciekawostka. Owa rodzina (zatrudnił ją chyba syn ”staruszków”) miała dwa domy (jeden dla rodziców i chyba dla niej, żeby mogła, gdzie spać), a drugi był dla nich, do tego kilka samochodów w garażu. Dodajmy do tego stadninę koni (około 200 sztuk) i działkę, z której od początku do końca jedzie się jakieś 15 minut. I mówią, że średnio się im powodzi i są biedni. Hmm… Jednak wróciła. Z tego, co wiem, dostała pracę w PAN’ie czy w innym instytucie. Asystent naukowca (powiedzieli, że nie ma szans na awans, bo nie ma pieniędzy), miesza zaprawdę chemiczną za 500 zł (kuźwa) na rękę. Bez komentarza. Z tego, co słyszałem ma zamiar wrócić do Irlandii czy do Anglii. 4. Kolejna znajoma, skończyła w Krakowie psychologię, mówiła, że ma zamiar wrócić i zamieszkać w Krakowie, bo jedzie do Anglii. W rezultacie spotkała chłopaka i tam została, prawdopodobnie na stałe. 5. Koleżanka z liceum, Noe została przyjęta na te kierunki studiów, co chciała, więc wyjechała do Niemczech jako au pair. Jednak tutaj (o dziwo) ma zamiar wrócić i skończyć studia w Polsce, a ten rok traktuje jako angielski ”gap year” tylko w niemieckim wydaniu. 6. Przyjaciółka, która skończył zarządzanie na AGH, dwa lata pracy w zawodzie, osoba, z którą cudownie się rozmawiało, naprawdę najbliższa mi osoba. Została zwolniona z pracy, szukała pracy (jednak pracodawcy patrzyli przez ”pryzmat macicy”, że niedługo znajdzie chłopaka, będzie miała dziecko i trzeba będzie ją utrzymywać przez 1-2 lata). W rezultacie pracy nie znalazła, wyjechała do rodziny do Londynu, gdzie teraz ponoć pracuję za około 150 funtów tygodniowo. 7. Kolejna znajoma, która nie wyjechała tylko dlatego, że nie zna za dobrze języka, ale się go uczy i z zamiaru wyjechania nie zrezygnowała.
Więc tak to wygląda. W rezultacie ja także się zastanawiam, czy nie podszlifować język angielski i nie wyjechać. Nie mam zamiaru zostać tutaj sam jak palce, nie mieć z kimś porozmawiać.
Jeśli chodzi o wyjazd za granicę, to nie sezonowo. Tylko albo na studia lub pracę na stałe i zamieszkać tam. Ciągle to rozważam. Nieważne czy pracuję tutaj czy gdzieś za granicą. Czy mam dobra pracę, zarabiam nie wiadomo ile, a jestem sam, nie ma do kogo ust otworzyć i jest tylko praca, dom, praca, dom. Wolałbym, aby mieć znajomych i przyjaciół blisko siebie w Polsce, nawet wynająć razem jakieś duże mieszkanie i żyć i pracować, może nie dużo, ale żeby spokojnie na czynsz starczyło i jakąś rozrywkę. Chodzi mi tutaj o jedno… o znajomych, o przyjaciół. Gdyby nie oni, nie myślałbym o tym, a teraz…
A udało mi się znaleźć trochę informacji o zarobkach na ”Wyspach”. Nie wiem na ile to prawda, na ile to aktualne, ale coś znalazłem.
http://www.polmed.org/docjobs/Lista%20p ... ndynie.htm
I wychodzi na to, że w cenie są specjaliści, czy to po zawodówce, po technikum, którzy mają fach w ręku i coś umieją. Oczywiście chodzi mi tutaj o większość. Osoba, która skończyła studia i to kierunek z dobrymi perspektywami, to pracę znajdzie, to tylko przykłady, jak jest i mogło się przez ten czas dużo zmienić.
Kiedyś słyszałem w autobusie taką rozmowę. Rozmawiało dwóch inżynierów. Rozmowa głównie o pracę, że wielu starszych kolegów i znajomych, wyjechało zagranicę, bo nie będę pracować za stawkę, niemal podobną do takiej jakiej dostaje zwykły robotnik. Robotnicy, którzy mają jakieś kwalifikacje, także wyjechali. I podaje przykład, że było kilku zbrojarzy, którzy powiedzieli otwarcie, że albo dostają 6 tys. zł, ale wyjeżdżają. A pracodawca, z racji tego, że nikogo nie miał, musiał się zgodzić, fakt, że tamci pracują 12 godzin dziennie, ale pieniądze mają.
I ktoś może pomyśleć, że skoro tak dużo osób wyjdzie, to zmniejsza się bezrobocie i będzie więcej miejsc dla nas, tych którzy zostali. Jednak jest małe ”ale”. Oprócz zachodniej, mamy i wschodnią granicę. Ukraińcy, Białorusini, którzy na razie pracują w większości fizycznie, ale ostatnio bierze się lekarzy. Bo skoro stara się i jak mówią są pracowici i szkolę się w polskim, a zarobki im wystarczają lub pracują za mniej, to skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać, mówią pracodawcy?
I sprawa taka, (prawie) zawsze będzie się dla kogoś tam ”obcy”, ”imigrantem”, ”napływowym”, ”Gringo”, ”Ganjin”. Czasami się słyszy, że ktoś tam (zazwyczaj jakaś sława), jest synem polskiego imigranta. Może nie powiedzą tego wprost, ale różnie to bywa. Niektórzy mniej do tego przykładają wagę, niektórzy bardziej.
Także można narzekać na polską mentalność. Że tutaj źle, niedobrzy, że tutaj wszyscy źle patrzą, że Ci na górze, na swoich stołkach, są jak rzeki, bo tez ich trudno oderwać od koryta. Że wszystko jest źle, że to tonący okręt i trzeba szybko uciekać, zanim całkowicie zatonie. Ech… nie należy być wiecznym malkontentem. Tylko źle, niedobrze. Cieszcie się, że żyjecie tutaj. Zawsze mogło to być jakiś kraj afrykański, gdzie w czasie statystycznie jednego zdania umiera około 100 dzieci z głodu, gdzie ludzie robią sobie żarty, że najszybszym zwierzem świata, jest ostatni kurczak w Somalii. Że to nie Korea Północna, czy choćby Albania, gdzie na 1000 osób 400 ma dostęp do telefonu, a około 5 do Internetu. Tu naprawdę nie jest tak źle. Owszem, wspaniale też nie jest i dużo do tego brakuje, ale nie jest jeszcze przecież tak tragicznie. Nie twórzcie sobie sami jakiś ograniczeń.
"Człowiek może osiągnąć wszystko. Ograniczenia istnieją tylko w Twojej głowie, usuń je stamtąd a znikną na zawsze z Twojego życia."
Nie bójmy się powiedzieć, że jesteśmy Polakami. Słyszałem nawet taki przykład, że jakaś Polka pilnowała się, żeby nie mówić, ani słóweczka po polsku, bo by pomyśleli, że jest „złodziejm, pijak, nierób”. Ach… jakby to powiedział Einstein: ”Żyjemy naprawdę smutnych czasach, w których łatwiej rozbić atom, niż ludzki stereotyp”. Jako Polacy mamy naprawdę wielki potencjał i nie miejmy jakiś kompleksów, że nas Zachód nie chce. Po prostu pokażmy siebie, jakim jesteśmy naprawdę, Zachód mógłby się od nas także naprawdę wiele nauczyć.
Co do języka angielskiego…
Sprawa angielskiego. Kwestia dość ważna, jeśli nie najważniejsza. Trzeba się porządnie zastanowić na jakim poziomie stoi Twój angielski. Inaczej jest tutaj (w Polsce), inaczej jest w Londynie. Niektórzy moga powiedzieć, że około 75-80% nauczycieli nie potrafi posługiwać się takim angielskim, jakim się normalnie mówi w Anglii. Nie sztuka nauczyć się trudnych słów, regułek, ważniejsze jest używanie słów w "spontanicznych" konstrukcjach zdaniowych (a nie wykuć na blachę i mówić jak robot), potrafić się dogadać, porozmawiać. Może się zdarzyć, że Twoje możliwości z angielskiego spadną "o jedno oczko" jak tam pojedziesz. Inaczej jest w kursach językowych tutaj, a inaczej w życiu codziennym w Londynie. Trzeba się przygotować, jeśli się chcę zdobyć lepsza pracę, z lepszym wynagrodzeniem.
Myślałem czy by nie skorzystać z jakiegoś wyjazdu wakacyjnego do Londynu. Wiadomo, szkoła językowa, pierwsze wrażenie i takie tam. Czasami ląduje się w internacie obok szkoły językowej, a czasami u rodziny angielskiej, która pomoże ci zerwać bariery językowe w normalnej komunikacji. A rodzina zawsze może także coś doradzić jezli chodzi o życie, czy prace. Myślę, że to dobry sposób na pierwszy kontakt z Anglią, choc to oczywiście jedna z alternatyw. Pozwiedza się, podszkoli język, a może nawet znajdzie się prace?
Coś takiego jak ”plecy”, protekcja lub mówiąc ogólnie nepotyzm istnieje i to nie tylko w Polsce. Słyszałem co nieco, w Polsce się o tym mówi, a gdzie indziej, nie lub po cichu. Słyszałem o metodzie ”na wędkę”, gdzie osoba ląduję na zmywaku, potem za barem, drinki, rozmowa z ludźmi, popytać, zapytać, bo może ktoś życzliwy wyciągnie lub pomoże w znalezieniu lepszej pracy. Słyszałem o takich przypadkach, więc różnie to bywa. Na ile to jest prawda, nie wiem. To wiadomo, że jak się ma kogoś znajomego, to się go poleci, niż żeby przyjąć osobę ”z zewnątrz”.
Poza tym na przykładzie przyjaciółki, która zarabia około 150 funtów. To żeby nikt sobie nie wyobrażał, że Londyn i ”Wyspy” to jakiś raj, El Dorado i nie wiadomo co. To miasto jak każde inne, tylko że o pracę tam łatwiej. Jednak Anglicy z tego co słyszałem mają powolutku tego dość. Afrosasi (lub imigranci z Afryki) w większości są mocno drażliwi i trzeba uważać jak co się mówi (powie się słowo „Blackmen” i problem gotowy), Hindusi, Arabowie, którymi ponoć średnio się układa i Polacy, którzy zabierają im miejsca pracy, są gorliwi, pracowici i wyrabiają czasami 300% normy). Do tego za jakiś czas, otworzy się rynek dla Rumunów i Bułgarów, więc z Anglikami różnie z tymi nastrojami bywa.
Chciałbym także przytoczyć kilka zdań Runeko…
-"zwatpienie" w posiadanie przyszlosci. Jako, ze bylam w drugiej klasie liceum to wiadomo- czas rozgladac sie za mozliwosciami, starsi znajomi juz wybrali i z ich doswiadczen widzi sie jak jest kiepsko. Nie widzialam w Polsce zadnego kierunku studiow, na ktorym chcialabym sie znaleźć.
W Polsce wbrew pozorom jest praca i nie tylko taka ”poniżająca”. Żadna praca nie hańbi. Przykład? Mój kuzyn, studiuje finanse i bankowość, szukał pracy, szukał i szukał, w końcu znalazł. Firma Capgemini. Fakt, była rekrutacja i przesiew. Pierwsza praca, w czasie studiów… na rękę 1400 zł. Do tego musiał wyrobić 20 godzin w tygodniu, w piątki dni ”casualowe”, co jakiś czas firmowa impreza. Praca na zasadzie kopiuj-wklei do komputera lub ewentualnie wstukaj cyfry na fakturach. Praca, jak na pierwszą, wydaję się dobra… A mój kuzyn zrezygnował, bo studia, bo nie kreatywna, bo nie twórcza, bo nudna. Ech… co za ludzie. Wątpię, aby znalazł pracy takiej jakie szukał, ale życzę mu powodzenia.
wszyscy znajomi albo sie porozjezdzali na studia, albo zagranice, reszta miala to samo w planach- miasteczko opustoszalo i zostaly same najwieksze dekle oraz najbogatsi, ktorzy mieli tam swoje biznesy.
rodzina tez jezdzila fpizdu...brat pojechal do Anglii, bratowa wczesniej jezdzila do Niemiec, no i ojciec oczywiscie caly czas praktycznie w USA.
To chyba jeszcze nie powodów, aby wyjeżdżać z kraju.
moglam nie zdac do trzeciej klasy z powodu matematyki (99% by mnie przepchneli bo bylam dobra z reszty przedmiotow ale to tez jakis mogl byc powod).
Hmm… to raczej sprawa leży w Tobie. Matematyka jest królową nauk. Fakt w USA może jest łatwiej, bo jest niższy poziom, ale chyba lepiej piąć się w górę, a nie w dół? Tutaj matematyka do Polski nie ma nic wspólnego i nawet jako czynnik, żeby wyjeżdżać z kraju. Jest trudno z matematyką to lepiej wyjechać i brać to jako następny czynnik, że w Polsce jest tragicznie?
Poziom edukacji w USA daje wiele do życzenia. Fakt, wystarczy college, lub nawet nie, żeby znaleźć pracę, z pracą nie jest tam tak trudno jak w Polsce, gdzie trzeba się naprawdę namęczyć, a wyniki dają wiele do życzenia. To także prawda. Jest też taka prawda, że Polacy są elastyczni, że historyk potrafi złożyć komputer, a jakiś informatyk z zagranicznej uczelni nie, bo to nie ta dziedzina.
Jak ja słyszałem, że siostra kolegi rozmawiała z jakąś dziewczyną z USA (była wymiana) i tamta dziewczyna się cieszy, że poleci do Polski, bo wreszcie zobaczy piramidy…

<boje_sie>
W takich chwilach można naprawdę stracić wiarę w ludzkość.
Wszystko jest dla ludzi. Tu jest przyszłość, może jest trudno, ale szansa jest. Kierunki studiów jak widać są i nie trzeba nie wiadomo, co żeby dac sobie rade. Problem jest jeden, że różnie to bywa. Jedni od razu wyjeżdżają, inni nie skończyli tych kierunków, co chcę pracodawca itp. i itd. Motywów jest naprawdę dużo.
brak pieniedzy zaczal mnie denerwowac. Szczerze mowiac, zawsze bylam przyzwyczajona, ze rodzina miala pieniadze, bylismy raczej zamozni (co nie przeklada sie na to, ze bylismy "szychami" w miasteczku, jak niektorzy). Od czasu, kiedy ojciec mial wypadek i z pieniedzmi zrobilo sie bardzo roznie ciezej sie zylo. Nigdy nie mialam strasznie wysokich standardow zycia albo byly odpowiednie i nigdy niczego nam nie brakowalo. A zaczynalo.
I wiadomo, że tutaj w Polsce to nie USA i w wieku 19 lat, nie pracuję się w firmie, tak jak ty. Tu może jest i trudniej, ale nikt nie mówił, że życie jest łatwe. Tam jest łatwiej, tutaj trzeba naprawdę także jest wyzwanie intelektualne, aby będą tutaj zdobyć dobrą pracę, aby żyło się spokojnie i starczyło na zachcianki. Są osoby, które wyjeżdżają i są osoby, które zostają. Poza tym masz w pewnym sensie inny start, rodzice jak sama pisałaś są zamożni. Rodzina zagranicą, w Polsce jak pisałaś dwa domy/mieszkania. Masz inny start. Fakt, są tacy, którzy są z biedniejszych rodzin i pną się na szczyt.
Nie chodzi bynajmniej, że o coś mi do Ciebie chodzić. Chodzi tylko o to, że jest ludzie różnie patrza na różne sprawy. Nikomu nie zazdroszczę. Czy to ktoś jest w USA, w Nowej Zelandii, Anglii, Ugandzie czy w Polsce. Jest w porządku, każdy wybrał, jak wybrał. Każdy ma do tego prawo i sam wybiera swoje decyzje. Do ideału Polsce jest bardzo daleko, ale nie jest też tak beznadziejnie. Wystarczy cytat Marka Aureliusza:
”Jeśli martwisz się jakąś rzeczą
twoje zmartwienie nie wynika z rzeczy samej w sobie
lecz jest skutkiem sposobu w jaki ją oceniasz
a to możesz w każdej chwili zmienić”
A na koniec żart:
Idą dwa owsiki po ziemi - tata i synek. Synek:
- Tato, a co to jest to zielone?
- To jest, synku, trawa - informuje go tata.
- Oooo, jaka piękna. A co to jest, to ciemnozielone tam daleko?
- To jest las.
- Jaki piękny! A co to jest, to niebieskie nad nami z tym czymś białym?
- To niebo i chmurki.
- Ale przepiękne! A to okrągłe i jasne na niebie?
- To słońce, synku.
- Tato, powiedz mi, skoro tu jest tak pięknie i pachnąco, dlaczego my żyjemy w takim paskudnym miejscu?
- Bo to nasza ojczyzna, synku.
Bez podtekstów, bez nad interpretacji.
Uspokój sie. To nasz przyjaciel, Zegrzysław. No, Zegrzysław wycharcz coś do pani.