Problem z sexem...
: 03 lut 2008, 01:45
Witam.
Na wstępie napisze, ze zdaje sobie sprawę, iż ten temat był wałkowany na wszelakie sposoby na tym forum. Zależny mi jednak aby ten watek był rozpatrywany osobno.
no więc:
Mam 25 lat, od roku jestem z pewna dziewczyną. Między nami wszystko układa się idealnie. Jednak brakuje mi w naszym związku czegoś w rodzaju łącznika, którym jest współżycie seksualne.
Moja luba jest we mnie zakochana po uszy. Przede mną nie kochała się z żadnym facetem. Nasze życie seksualne sprowadza się tylko do pieszczot nie dochodzi do pełnego zaspokojenia. Szczerze mówiąc nigdy nie doprowadziła mnie do orgazmu a ja ją tak. Źle sie z tym czuję. Mam wrażenie że ona ma pewne opory, np do miłości oralnej, z którą ja nie mam problemu. Nieraz uprawialiśmy ta formę pieszczot jednak była to tylko moja inicjatywa i dotyczyła tylko jej. Czasem się czuję sie pominięty, ponieważ ona jakby się wstydziła mnie tam pieścić.
Nieraz rozmawiałem z nią na temat współżycia, jednak ona boi się/nie chce przed ślubem. Bardzo ja kocham, jednak zdaje sobie sprawę, że jeśli nie zaczniemy bardziej pogłębiać naszej więzi to wszystko sie rozleci.
Widzę po swoich znajomych, że w ich związkach inaczej sie wszystko układa. Jest między nimi to coś co łączy i scala... Mnie tego brakuje.
Nie jestem romantykiem który napawa sie idea nieskalanej miłości. Wiem, że do szczęścia potrzeba nie tylko uczucia, ale tez tego co łączy ludzi, a niestety jest okryte mianem tematu "tabu".
Dodam, że moja ukochana jest osobą wierzącą. Sam tez utożsamiam sie z wiarą, jednak pewne aspekty są dla mnie co najmniej dziwne. Jeśli się kogoś kocha, po co czekać na niewiadomo co.
Mam przeczucie, że jeśli ludzi w apogeum nie korzystają, z seksualności to potem seks staje się tylko prokreacją i czymś powszednim... Nie jest to już wtedy młodzieńcza namiętność.
Mój ojciec kiedyś powiedział mi, że jeśli nie ma seksu w związku a kobieta chce być wieczną dziewicą to trzeba ja "spuścić po brzytwie"
Wiem, że muszę wybrać jakieś kompromisowe rozwiązanie tej sprawy, jednak kocham ją i nie chce być tak radykalnym...
Czy ktoś spotkał się z takim przypadkiem?
Na wstępie napisze, ze zdaje sobie sprawę, iż ten temat był wałkowany na wszelakie sposoby na tym forum. Zależny mi jednak aby ten watek był rozpatrywany osobno.
no więc:
Mam 25 lat, od roku jestem z pewna dziewczyną. Między nami wszystko układa się idealnie. Jednak brakuje mi w naszym związku czegoś w rodzaju łącznika, którym jest współżycie seksualne.
Moja luba jest we mnie zakochana po uszy. Przede mną nie kochała się z żadnym facetem. Nasze życie seksualne sprowadza się tylko do pieszczot nie dochodzi do pełnego zaspokojenia. Szczerze mówiąc nigdy nie doprowadziła mnie do orgazmu a ja ją tak. Źle sie z tym czuję. Mam wrażenie że ona ma pewne opory, np do miłości oralnej, z którą ja nie mam problemu. Nieraz uprawialiśmy ta formę pieszczot jednak była to tylko moja inicjatywa i dotyczyła tylko jej. Czasem się czuję sie pominięty, ponieważ ona jakby się wstydziła mnie tam pieścić.
Nieraz rozmawiałem z nią na temat współżycia, jednak ona boi się/nie chce przed ślubem. Bardzo ja kocham, jednak zdaje sobie sprawę, że jeśli nie zaczniemy bardziej pogłębiać naszej więzi to wszystko sie rozleci.
Widzę po swoich znajomych, że w ich związkach inaczej sie wszystko układa. Jest między nimi to coś co łączy i scala... Mnie tego brakuje.
Nie jestem romantykiem który napawa sie idea nieskalanej miłości. Wiem, że do szczęścia potrzeba nie tylko uczucia, ale tez tego co łączy ludzi, a niestety jest okryte mianem tematu "tabu".
Dodam, że moja ukochana jest osobą wierzącą. Sam tez utożsamiam sie z wiarą, jednak pewne aspekty są dla mnie co najmniej dziwne. Jeśli się kogoś kocha, po co czekać na niewiadomo co.
Mam przeczucie, że jeśli ludzi w apogeum nie korzystają, z seksualności to potem seks staje się tylko prokreacją i czymś powszednim... Nie jest to już wtedy młodzieńcza namiętność.
Mój ojciec kiedyś powiedział mi, że jeśli nie ma seksu w związku a kobieta chce być wieczną dziewicą to trzeba ja "spuścić po brzytwie"
Wiem, że muszę wybrać jakieś kompromisowe rozwiązanie tej sprawy, jednak kocham ją i nie chce być tak radykalnym...
Czy ktoś spotkał się z takim przypadkiem?