Tak czy owak, ja mam problem z głowy. Kiedy wylądowałam w szpitalu w wieku 20 lat z ostrym zapaleniem trzustki, ginekolodzy poinfomowali mnie, że idealnych pigułek nie ma, są tylko bradziej odporne organizmy. I nie ma większej głupoty niż faszerowanie się hormonami bezsensownie (bo nie leczniczo), przynajmniej przed urodzeniem dzieci.
W cięzkim szoku byłam. Dwóch mi zrobiło wykład, że mi na całe życie wystarczyło. Dołożyli do tego przypomnienie, że 20 lat temu też mówiono, że pigułki są ok, a dziś wychodzą skutki ich brania. Skutki tych teraz też wyjdą za 20 lat, bo to, że dziś są określane jako bezpieczne dla zdrowia, oznacza tak naprawdę: "Dotychczas nie wykryto skutków szkodliwych dla zdrowia". Nie wykryto, bo nie da się tego określić, zanim tych 20 lat nie upłynie. I żadne symulacje, i żadne badania tego nie zmienią i 100-procentowych danych nie dostarczą.
W dobie, kiedy sugeruje się kontrolę urodzin, trzeba czymś ludzi pozapychać. A propaganda firm farmaceutycznych robi swoje.
Ja mam zakaz łykania takich rzeczy. Każdy sam dokonuje wyboru. Tak jak dowiedziałam się w szpitalu: nie ma idealnych pigułek, są tylko bardziej odporne organizmy. Wypada mi płakać nad tym, że mój do tych odpornych nie należy i zazdrościć innym
