Co z nią jest?
: 14 gru 2006, 19:17
Spotykam się z pewną dziewczyną od jakiegoś czasu. Blisko jesteśmy ze sobą jakieś pól roku. W sumie dzilei nas odległość 150km, co nie przeszkadsza w spotykaniu się. Czasem gdzieś wyjdziemy, czasem siedzimy razem. Przeważnie dzwonimy do siebie co dwa/trzy dni (właściwie od dłuższego czasu ja tylko dzwonię). Na początku było w porządku, przytualnie się i takie tam. Teraz na każde moje próby zbliżenia się notorycznie słyszę sformułowanie "nie". Próbowałem porozmaiwać o tym z nią, ale wciąć schodziła na inny temat. Według niej nic się nie dzieje i tak ma być. Przez telefon jest bardziej wylewna, na moje pytanie - co to wszystkio ma znaczyć i co mam sobie myśłeć? Ona odpowiada - poczekaj i takie tam. Na pytanie moje, czy mam sznasę albo da mi kosza, odpowiada - masz szansę.
Czesto po rozmowie telefonicznej mówi, że oddzwoni, niestety rzadko kiedy to czyni. Przeważnie po kilku dniach odzywam się sam. Ona twierdzi, że to nic złego - to normalne i miała inne sprawy (nie mówi jakie). Po ostatnim moim pobycie jak zwykle zaproponowała mi przyjazd (właściwie, to poprosiłą bym przyjechał), i jak zwykle miała zadzwonić. Nawet nie raczyła przekręcić.
Wiem, że nie ma nikogo i długo nie miała. Zanim się pozanliśmy bliżej, słyszałem od jej koleżanek, że chciałąby spróbować..., spróbować być razem.
Właśnie jestem po rozmowie z nią. Twierdzi, że tak ma być. Według niej wszytsko jest w porządku i nie ma z czego robić problemu. Ja twierdzę, że jest problem i należy go omówić. Zgadza się z tym, że pewne sprawy tzreba wyjaśnić, ale na osobności a nie przez telefon. Po wtóre według niej za dużo sobie czasem wyobrazam i widzę sprawy w inny sposób niż faktycznie są. Powiedziałęm, że widocznie opacznie pewne sprawy pojmuję i za dużo nadziei podkłądam w swych wyobrażeniach. Zapytałem się dlazcego po osoatnim spotkaniu uciekłą jak oparzona i ani dzień dobry ani dowidzenia, ani buzi. Odpowiedziała, ze tak ma być i nie widzi w czym problem, a poza tym z igły robię widły. Uważa, ze jestem w porządku, a czasami jestem idealny i także czasem jestem nie do wytzrymania. Z drugiej strony ona myśli o przyszłości, w której jest miejsce dla mnie.
Poza tym ona uważa mnie za skąpca ?!?!, ponieważ jak z nią rozmawiam, to mówię na zakończenie, że muszę kończyć z powodu braku czasu tudzież braku kasy na koncie. Stwierdziłem, tłumacząc się, że dusigroszem nie jestem, bo przecież dzwonię po naście minut (czasem pół godziny). Przerywa mi mówiąc i to jest włąśnie skąpstwo! Mówię więc - nie wracajmy do tego, bo się poróżnimy, a mi o to nie chodzi. Chcę po prostu słyszeć twój głos...
Co jak co, ale jestem po tej rozmowie bardziej głupi niż byłem przed.
Jak ktoś byłby tak miły naświetlić mi o co tutaj biega byłbym szczerze zobowiązany.
Czesto po rozmowie telefonicznej mówi, że oddzwoni, niestety rzadko kiedy to czyni. Przeważnie po kilku dniach odzywam się sam. Ona twierdzi, że to nic złego - to normalne i miała inne sprawy (nie mówi jakie). Po ostatnim moim pobycie jak zwykle zaproponowała mi przyjazd (właściwie, to poprosiłą bym przyjechał), i jak zwykle miała zadzwonić. Nawet nie raczyła przekręcić.
Wiem, że nie ma nikogo i długo nie miała. Zanim się pozanliśmy bliżej, słyszałem od jej koleżanek, że chciałąby spróbować..., spróbować być razem.
Właśnie jestem po rozmowie z nią. Twierdzi, że tak ma być. Według niej wszytsko jest w porządku i nie ma z czego robić problemu. Ja twierdzę, że jest problem i należy go omówić. Zgadza się z tym, że pewne sprawy tzreba wyjaśnić, ale na osobności a nie przez telefon. Po wtóre według niej za dużo sobie czasem wyobrazam i widzę sprawy w inny sposób niż faktycznie są. Powiedziałęm, że widocznie opacznie pewne sprawy pojmuję i za dużo nadziei podkłądam w swych wyobrażeniach. Zapytałem się dlazcego po osoatnim spotkaniu uciekłą jak oparzona i ani dzień dobry ani dowidzenia, ani buzi. Odpowiedziała, ze tak ma być i nie widzi w czym problem, a poza tym z igły robię widły. Uważa, ze jestem w porządku, a czasami jestem idealny i także czasem jestem nie do wytzrymania. Z drugiej strony ona myśli o przyszłości, w której jest miejsce dla mnie.
Poza tym ona uważa mnie za skąpca ?!?!, ponieważ jak z nią rozmawiam, to mówię na zakończenie, że muszę kończyć z powodu braku czasu tudzież braku kasy na koncie. Stwierdziłem, tłumacząc się, że dusigroszem nie jestem, bo przecież dzwonię po naście minut (czasem pół godziny). Przerywa mi mówiąc i to jest włąśnie skąpstwo! Mówię więc - nie wracajmy do tego, bo się poróżnimy, a mi o to nie chodzi. Chcę po prostu słyszeć twój głos...
Co jak co, ale jestem po tej rozmowie bardziej głupi niż byłem przed.
Jak ktoś byłby tak miły naświetlić mi o co tutaj biega byłbym szczerze zobowiązany.