Klotnie z poczatku, z ktorych pozniej smialismy sie serdecznie dostrzegajac w nich czas "docierania" zwiazku, minely lata temu. Kazdy dzien byl jak dla nas czyms niezwyklym i tak postrzegali nasza milosc ludzie z zewnatrz, pytali czy my kiedykolwiek sie w czyms nie zgadzamy, jak to mozliwe ze dwoje ludzi pasuje do siebie tak idealnie? Nie che pisac jak idealna jest dziewczyna bo na to sklada sie milion rzeczy zupelnie drobnych rzeczy jak i cale mnostwo tych naprawde istotnych.
Nie opuscila mnie gdy trawila mnie straszna choroba, gdy wszyscy wokol mnie odchodzili ona byla moja sila i nigdy we mnie nie zwatpila. Jako jedyny, ze wszystkich ktorych poznalem przezylem leczenie i za kazym razem jak to bylo mozliwe podkreslalem, ze stalo sie to wylacznie dzieki niej. Kilka lat pozniej to ona miala problemy, okazalo sie ze diagnoza byla nietrafna i ze jest zupelnie zdrowa ale dla mnie, czlowieka znajacego "temat" byly to najciezsze dni w zyciu. Ona miala chorowac a ja nie mialem na nic wplywu, odchodzilem od zmyslow choc nigdy nie dalem po sobie nic poznac. To jeszcze dobitniej uswiadomilo mi jak bardzo ja kocham i stalem sie chyba wtedy zbyt opiekunczy. Codziennie staralem sie okazywac jej swoje uczucia i wciaz powtarzalem, ze nie wyobrazam sobie zycia bez niej.
Do tej pory mieszkalismy w domu rodzicow, co mnie przeszkadzalo duzo bardziej niz jej. Postanowilem, ze kupimy mieszkanie i wplacilem czesc wkladu budowlanego, po czym zaczelismy sie rozgladac za jakims kredytem. W tej chwili trwa budowa bloku, na ktora jeszcze miesiac temu jezdzilismy aby podgladac postepy. Kupilismy juz podloge, wybieralismy kuchenki i inne pierdoly... wszystko zmienilo sie z dnia na dzien.
Najpierw Ania chciala pojsc na noc do kolezanki, co mnie nieco zmartwilo gdyz kolezanka zerwala z chlopakiem, jest w trakcie "poszukiwan" wiec dla mnie oznaczalo to "wypad do okolicznych barow". Zareagowalem glupio i samolubnie i powiedzialem, ze nie chce aby tam poszla bo skonczy sie to zle, po czasie dotarlo do mnie jak glupie sa moje obawy ale byl to chyba zalazek pozniejszych wydazen. Ania wyczuwajac, ze chce ja ograniczac zapowiedziala, ze wyjezdza na kilkudniowa wycieczke, wczesniej na jakis mecz firmowy i na calonocna impreze z kolezankami z bylej uczelni, ktora odbedzie sie w klubie. Moja reakcja byla tragiczna, zamiast porozmawiac zastosowalem stary numer ze strojeniem fochow
Przy okazji wyszla sprawa naszego wspolzycia, ktore delikatnie mowiac szwankowalo z mojej winy. Czesto powtarzala, ze jej tego brakuje, czesciowo bylo to spowodowane przebyta choroba, pozniej jakas blokada psychiczna zwiazana z faktem, ze zyjemy pod dachem rodzicow, ktorzy wedruja sobie czasami na gore cos tam zagadac albo dzieci mojego brata wparowuja do pokoju. Ten post trwa prawie 2 lata, z malymi przerwami. Wszystko mialo sie zmienic na lepsze po przeprowadce ale chyba do tego nie dojdzie...
Odeszla kilka dni temu, najpierw do siostry pozniej wynajela mieszkanie i twierdzi, ze musi teraz pomyslec. Niestety im dluzej mysli tym wieksza jej obojetnosc wobec mnie, byla nawet u psychologa bo sama nie wierzy, ze moze mnie tak ranic i myslala, ze "cos jej sie poprzestawialo". Wkolko powtarza, ze serce jej peka kiedy ja placze, ze to nie moja wina, z mnie przeprasza ale sama nie wie co sie z nia dzieje, ze na wszystko juz za pozno. Przepraszalem ja milion razy za wszystko co mi przyszlo do glowy, zapewnialem ze wszystko sie zmieni na lepsze, pytalem co mam zmienic, co zrobic... "ona nie wie" i przeprasza bo wie, ze to nie moja wina. Nie ma nikogo, przez 11 lat poznalem ja na tyle dobrze, ze wiem kiedy cos ukrywa i szczerze powiedziala mi, ze byly momenty kiedy zastanawiala sie, jak by to bylo z kims innym ale nikogo nie ma i nie bylo.
Jutro mam jechac do niej i przywiezc jej kilka rzeczy przy okazji porozmawiac ale tych rozmow bylo juz kilka i za kazdym razem koncza sie tak, ze oboje placzemy a ona mnie przeprasza i powtarza, ze nie wie co sie z nia dzieje. Czesto mowi, ze brak seksu do tego doprowadzil i ze teraz juz za pozno by to zmienic.
Sa chwile, ze po dlugiej rozmowie zaczyna cos sie zmieniac, wyrzuca z siebie sprawy, ktore sa drobniutenke i mialy miesce 10 lat temu jak np. fakt, ze bylem kiedystam przeciwko temy, zeby sie malowala do szkoly czy ubierala w jakies tam sukienki. Ja mialem wtedy 17 lat i tego oczywiscie juz nie pamietam ale to chyba niedobrze, ze takie cos dusila w sobie tak dlugo. Koncze narazie, choc moglbym pisac jeszcze z godzine.
Poradzcie cos, staram sie nie dzwonic, dac jej czas i przestrzen. Kumpel, ktory sie niedawno rozwiodl radzi "nie dawac czasu babie, bo jej glupie mysli przychodza, trzeba dzialac odrazu" inny radzi olac sprawe, nie odbierac telefonow isc na silownie, zainwestowac w ciuchy i starac sie wzbudzic zazdrosc. Chce isc jutro ale nie wiem, czy mam isc z kwiatami i probowac blagac ja o szanse, czy isc na luzaka i udawac, ze mnie tez sie przyda przerwa?
O takie zachowanie nigdy bym jej nie posadzil, nigdy nie wychodzila z domu nawet na sekunde po jakiejs klutni, zreszta zadnych ostrych wymian ja juz nawet nie pamietam. Jeszcze miesiac temu dalbym sobie reke uciac, ze bedziemy razem do konca. I ona i ja bylismy o tym przekonani. Ania wrecz domagala sie slubu ale ja chcialem najpierw zalatwic sprawe kredytu, oplacic wszystko i zajac sie slubem. Wystarczyloby cofnac czas o miesiac i wiedzialbym co robic, teraz ona jest zimna jak lod i wrecz w jej oczach widze niechec/nienawisc.