lollirot pisze:nie będę przekonywać dziecka do czegoś, w co sama nie wierzę. w żadnej życiowej sytuacji. to hipokryzja
Zgadzam sie. Ja tez nie. To lupie: slubu koscielnego nie mamy i nie zanosi sie na zmiane stanu rzeczy, do kosciola przestalam chodzic sto lat temu (moja mama wciaz nie jest w stanie sie z tym pogodzic i przeprowadza co i rusz proby nawracania mnie na wlasciwa droge...), moj maz (he he, jak to dziwnie napisac) byl ochrzczony i na tym sie jego przygoda z religia skonczyla, wiec odrobine dziwne i nielogiczne byloby chrzczenie dziecka.
Mysiorek pisze:I nie robi się tego DLA siebie, tylko DLA dziecka - przecież jemu to nie zaszkodzi (zaszkodzi TYLKO ateistycznemu rodzicowi).
Nie chodzi o to, czy zaszkodzi, czy nie. Skoro ja uwazam, ze to bez sensu i nie widze potrzeby, to czemu mam robic cos wbrew sobie? Chrzest jako dobro dla dzieciaka mozna postrzegac, gdy sie jest wierzacym. W momencie, kiedy religia czy wiara nie sa dla czlowieka kwestiami oczywistymi i bezspornymi, kiedy nie wierzy sie w ich znaczenie, sytuacja jest inna. Chrzest to nie jest szczepionka, nie mozna udowodnic obiektywnie jego istotnosci i dzialania.
mrt pisze:lollirot napisał/a:
dlaczego uznajesz wyższość religii niż niereligii?
Ja - choćby dlatego, że religia socjalizuje. A socjalizacja jest jednym z elementów wychowania dziecka.
Socjalizowac sie mozna w wielu innych sytuacjach, nie jest tak, ze religia jest jedynym elementem socjalizujacym. Dla czesci ludzi jest to na pewno element bardzo wazny i konieczny w zyciu, ale przeciez nie dla wszystkich.
mrt pisze:Chrzest musiałaby wziąć, a z tym jest znacznie więcej roboty niż z wystąpieniem ze wspólnoty. Tyle że jeśli się zakłada z góry, że dziecko będzie miało takie przekonania jak ona, to jej rozumowanie nawet jest ok. Problem polega na tym, że jeśli dziecko będzie miało odwrotne, czego już się nie zakłada, to będzie miało więcej do naprawienia niż gdyby było na odwrót.
No troche tak. Ale: kazdy rodzic chyba w jakims stopniu zaklada, ze dziecko bedzie mialo podobne do niego przekonania. Poza tym - uczymy sie przez przyklad w duzej mierze, wiec jesli dziecko wychowuje sie w konkretnej rodzinie, to nabierze konkretnych przyzwyczajen. w pewnym zakresie, rzecz jasna, niemniej jednak nabierze. Inna sprawa, ze chyba nie powinno sie tu mowic o "naprawianiu", poniewaz nikt tak naprawde nie wie, jaki stan rzeczy jest "zepsuty"
Dla osob wierzacych sprawa jest oczywista, dla reszty swiata - nie. Wg mnie na przyklad stanem wyjsciowym naturalnym jest brak chrztu. Jesli moje dziecko w trakcie swego zycia zapozna sie z nauka kosciola i uzna, ze ono zyczy sobie nalezec do tej wspolnoty, to nie ma sprawy, ale wpisywanie go do niej na samym poczatku stoi w sprzecznosci z moim pogladem na swiat. Analogia moze nieco przesadzona mi wyjdzie, ale to tak jak z wyborem uczelni - nie bede decydowac za dzieci swoje, kim maja zostac w przyszlosci. Niech same ocenia, co im najbardziej odpowiada.
Dzindzer pisze:Sir Charles napisał/a:
wyprowadzą tę religię w końcu ze szkół <wsciekly>
na to bym nie liczyła.
Ja niestety tez nie. Chociaz nadzieje wciaz mam.
"Mój panie, na cóż tłumaczyć durniowi, że jest durniem. Przecież jego dureństwo na tym właśnie polega, że nie ma o nim pojęcia."