witam wszystkich
jestem tu nowa, pisze z racji takiej, ze zauwazylam, ze na tym forum zawsze znajdzie sie ktos kto doradzi cos madrego..
pewnie mój probelm wyda Wam sie kosmicznie głupi, ale prosze przeczytajcie..
zawsze marzyłam o zwiażku pełnym ciepła i miłosci. takim zeby chlopak stawiał mnie na pierwszym miejscu, zebym byla dla mniego najwazniejsza. rok temu bylamz facetem zupelnie innym. kumple imprezy. no i ja tez dla niego bylam ale nie najwazniejsza. kochalam go mimo tego. na poczatku wakacji cos jednak nie wyszlo i mnie zostawil..

opłakałam sie jak glupia, przez kilka miesiecy nie moglam sobie miejsca znalesc. pierwsza milosc w koncu. ale odpowiadalo mi w nim to ze bylam wolna tzn nie byl chorobliwie zazdrosny, mialam kumpli moglam sie z nimi spotylac, moglam gdzies wyjechac, sama badz z rodzinka. no ale sie skonczylo. w listopadzie poznalam innego chloapaka. zupelne przeciwienistwo mohjego bylego. marzenie..
dobry, czuly, troskliwy, kochany...taki jak chcialam.jestem z nim do dzisiaj

wszystko fajnie sie ukladalo, tylko ze jedna rzecz mi nie pasowala. on chcial miec pewnosc ze go nigdy nie zostawie..ze zawsze z nim bede ze kiedys wezmiemy slub i bedziemy mieli dzieci...bylam pewna bylam o tym przekonana bo o niczym innym nie marzylam..wiec mu zaczelam obiecywac ze go nigdy nie zostawie ze spedze z nim cale zycie...on tego potrzebuje bo si eboi ze mnie straci..bo jestem kobieta z ktora on chce spedzic zycie...to moze smiesznie brzmi ale on jest inny niz wszyscy faceci. naprawde czuje sie przy nim jak prawdziwa nimfa

i daje mi odczuc i ja jestem pewna ze on nigdy mnie nie zostawi i jesli ja czegos nie spieprze to bede miec meza w nim kiedys

wszystko byloby ok, gdyby nie to ze ja juz nie jestem chyba tego taka pewna.. zaczynam myslec o tym ze pojde n astudia z arok, kogos poznam...

poza tym jestesmy z innych sfer troszke.. moi rodzice zamożni, on z kolei wychowany w przecietnym domu.. boje sie ze kiedys kasa bedzie dla mnie wazniejsza mimo iz serducho bedzie mowilo inaczej. boje sie ze kiedys bede chcial go zostawic a przeciez nie moge tego zrobic...wiem ktos mie pewnie wysmieje powie ze mloda i glupia jestem...moze. ale naprawde ja marze o tym zeby kiedys z nim stworzyc rodzine, tak akurat z nim..tylko si eboje ze mi sie odmieni ze przestaje byc tego pewna...
wiem ze milosc nie polega na tyym ze jak cos sie robi nie tak to mowimy sobie pa..nie to nie na tym polega..jestem odpowiedzialna za sibvie i za niego. i nie chce tego zwiazku stracic ani zepsuc...
prosze doradzcie mi cos.. sama nawet nie wiem co od Was oczekuje, moze jestem przewrazliwiona, moze si eprzestraszylam...nie wiem...ale nie moge mu zycia spieprzyc...
pomozcie jakos w moich watpliwosciach...
aaa jeszcze ..mam takie poczucie ze jak go zostawie to nigdy sobie tego nie wybacze bo lepsego kandydata kiedys na meza

nie znajde.. on wszytsko dla mnei zorobi wszystko poswieci..byle tylko miec mnie obok siebie..