Jestem nowy na forum. Mam problem z dziewczyna. Wiem ze byc moze problem tkwi po mojej stronie. Zostala jednak zasiana we mnie nieufnosc do niej.

Ona miala przede mna chlopaka. Podobno nie byla z nim calkiem szczesliwa. Narzekala ze nie miala o czym z nim rozmawiac, ze nudzi sie w tym zwiazku. Jednak jemu zalezalo na niej. On ja naprawde kochal, jestem tego pewien na 100%. Zdradzila go. Z kims kto okazal jej troszke uczucia (nazwe go X), troszke zainteresowal. Przezyla ta zdrade. Po pewnym czasie jednak znow to zrobila, znow z X. Jak sama powiedziala za drugim razem poszlo juz latwiej. Jej chlopak dowiedzial sie o tym ze ona cos z X kreci. Jego znajomi doniesli jemu o tym. Ona jednak powiedziala mu ze to nieprawda. Oklamala go. On jej uwierzyl. Nie wiem ile razy dokladnie go zdradzila podczas tego chyba 3-4 letniego zwiazku, bo nie potrafie i nie chce jej o to wypytywac. On przez caly czas ich zwiazku nie dowiedzial sie ze byl zdradzany. X to byl chlopak ktory lubil podrywac dziewczyny, zwlaszcza takie ktore mialy stalego chlopaka (pozniej byl juz z tego znany).
Moj problem polega na tym ze jak ona mowi ze zdradzala swego bylego chlopaka, to mowi o tym bez emocji. Tak jakby nie bylo to dla niej cos zlego. Umniejsza znaczenie tych zdrad. Ja jak tego slucham to robi mi sie bardzo smutno. Jestem wstrzasniety i zszokowany. Nie tym ze zdradzila. Jestem zszokowany tym ze umniejsza znaczenie tego czynu. Mowi o tym bez emocji, bez odrobiny smutku. Jak mowie jej ze jestem w szoku ze nie znaczy to dla niej wiele, to ona odpowiada: "Czemu tak to odbierasz? Przeciez to nie ciebie zdradzilam?"
Nie wiem co myslec. Ostatnio nie moge przestac o tym myslec. Ja czesto wyjezdzam z naszego miasta. Ona wtedy zostaje sama. Teraz jestem przekonany ze ona mnie nie zdradza. Ale czy moge byc tego pewien w przyszlosci? A na domiar zlego dostalem prace za granica, kontrakt zaczyna mi sie za 2 miasiace. Nie moge jej niestety zabrac ze soba. A odwiedzac ja bede mogl prawdopodobnie nie czesciej niz raz, dwa razy na miesiac, bo to daleko.
Po prostu nie daje mi spokoju ze tak bez emocji mowi o tych zdradach. Jej byly chlopak naprawde ja kochal. A ona go zdradzala i oklamywala. Dla mnie to okropne, straszne. Jej czyny sa jak dla mnie po prostu obrzydliwe.
My rozmawiamy duzo ze soba. Jest cudownie. W luszku tez jest fantastycznie. Jestesmy ze soba juz 2 lata. Nie minela nam jednak wzajemna fascynacja soba. Ja podziwiam w niej to ze jest bardzo inteligentna, o wszystkim moge z nia porozmawiac. Pociaga mnie zarowno jej intelekt jak i cialo. Ona tez to samo mowi o mnie. Wszystko bylo by fantastycznie gdyby jednak nie ta zasiana we mnie watpliwosc

Pomozcie prosze.... Jak jej mowie ze zrobila cos co bylo strasznie zle, to ona ma pretensje ze chce wzbudzic w niej poczucie winy.
Czy slusznie sie martwie? Boli mnie jak o tym mysle. Naprawde czuje wtedy jak serce mnie boli
