Z gory przepraszam jesli moja wypowiedź będzie chaotyczna, opisuję swoją sytuację na gorąco.
Po dwóch piwach, znacznie pewniejsza siebie. Stoję na dole i oglądam fajerwerki...
Ale wyszlo jakos przez przypadek, ze jestem sama. I do tych calych rozkminow dołącza myśl, ze jaki sylwek i 1 stycznia taki cały rok. A ja stoje tu sama! Poszlam do domu, zlozylam zyczenia i wrocilam, w tym czasie zaczeli mnie szukać... Odnalazlam sie ale nie tlumaczylam sie dlaczego zwiałam... Bylam pewna ze i tak nikt nie zauwazy.
Ale SHN zauwazyl. Kolejny raz sprowokowalam kłotnie;/
Potem poszlismy pogadać. I znowu padlo "kocham Cie". Cisza...
"A ty mnie kochasz czy nie jestes pewna?"............"Nie jestem pewna". Od razu znalazl sie przy drzwiach. Ale jednak zostal. Ryczalam jak bóbr, a on zamiast mnie znienawidzić, tak jak sie spodziewalam przytulil mnie i probowal uspokoić. Potem wyjasnilam wszystkie mozliwe powody jakie bylam w stanie. W koncu nic nie dzieje sie bez przyczyny...
Myslalam ze juz sie nie zobaczymy. Ale on sluchal, patrzyl w oczy i kazal sie uśmechnąć...
Nic z tego nie zrozumialam...
Nie wiedzialam czemu az tak placze, z poczucia winy, dlatego ze bede sama, czy dlatego ze skreslilam coś pieknego.. Ale chyba najmocniej dlatego, ze zabrałam mu 4 miesiace, zraniłam i na koncu zerwałam;/
Co moglo trwać, choć nie mialo przyszlosci. ------> A moze to mnie doprowadzalo do łez, ze na samym poczatku powiedzielismy ze to miala byc tylko zabawa. A szybko przerodzilo sie w cos głębszego...
Bo zwiazek mielismy burzliwy... Niczego nie zaluje, mam nadzieje ze nie bede tez zalowac swojej decyzji. I ze przyjaźń przetrwa do końca zycia, bo choćby nie wiem ile miał wad, drugiego takiego faceta nie znajde..........

<beczy>
Cholera akurat w Sylwka;/