Jak to ze mną jest
: 16 wrz 2005, 15:39
Witam Was. Zastanawiałem się dosyć długo, czy ten temat warto poruszyć na tym właśnie formum, lecz doszedłem do wniosku, że czemu nie?
Mam 23 lata. Kończę studia dziennikarskie, pracowałem w zawodzie, (i wielu innych, zabawnych mniej lub bardziej). Bez fałszywej skromności , uważam sie za osobę inteligentną, wiedzącą co chce od życia, oczytaną , mogącą porozmawiać na wiele tematów..Ale nie umiem znaleźć sobie kogoś bliskiego. Od długiego czasu (ze 3 lata) - wcześniej nie miałem do tego głowy ani czasu- poznaję nowych ludzi, szukam odpowiedniej dziewczyny dla siebie. Przez ten okres spotykałem sie z z ich sporą liczbą, ale większość tych spotkan nie miała ciągu dalszego. Najczęściej kończyły sie po 1 razie, przestawały się odzywać, reagować na moje telefony itd. Jestem z natury spokojnym człowiekiem, ale taka sytuacja powoli mnię męczy i zaczyna martwić. Nie uważam się za ;wg waszych określeń -Quasimodo (bardzo głupie, nawiasem mówiąc) jestem po prostu normalnym facetem, nie żadnym pieprzonym pedalskim modelem czy innym dzikim wężem..Nie wiem, może robię coś nie tak? Jak głupek zawsze łudziłem się, że chcecie, miłe Panie kogoś kulturalnego, oczytanego i inteligentnego - oraz stanowczego - gdy trzeba..ale chyba grubo się myliłem..Zatem co mi poradzicie.. Kto zwariował? Ja czy świat:) pozdrawiam
Mam 23 lata. Kończę studia dziennikarskie, pracowałem w zawodzie, (i wielu innych, zabawnych mniej lub bardziej). Bez fałszywej skromności , uważam sie za osobę inteligentną, wiedzącą co chce od życia, oczytaną , mogącą porozmawiać na wiele tematów..Ale nie umiem znaleźć sobie kogoś bliskiego. Od długiego czasu (ze 3 lata) - wcześniej nie miałem do tego głowy ani czasu- poznaję nowych ludzi, szukam odpowiedniej dziewczyny dla siebie. Przez ten okres spotykałem sie z z ich sporą liczbą, ale większość tych spotkan nie miała ciągu dalszego. Najczęściej kończyły sie po 1 razie, przestawały się odzywać, reagować na moje telefony itd. Jestem z natury spokojnym człowiekiem, ale taka sytuacja powoli mnię męczy i zaczyna martwić. Nie uważam się za ;wg waszych określeń -Quasimodo (bardzo głupie, nawiasem mówiąc) jestem po prostu normalnym facetem, nie żadnym pieprzonym pedalskim modelem czy innym dzikim wężem..Nie wiem, może robię coś nie tak? Jak głupek zawsze łudziłem się, że chcecie, miłe Panie kogoś kulturalnego, oczytanego i inteligentnego - oraz stanowczego - gdy trzeba..ale chyba grubo się myliłem..Zatem co mi poradzicie.. Kto zwariował? Ja czy świat:) pozdrawiam