Moja Historia.
Moderator: modTeam
Moja Historia.
To moj pierwszy post tutaj.Napadla mnie nagla chec napisania tego co zaraz przeczytacie.Jest to moja historia,opisuje ja by pokazac to co czuje i w jakiej sytuacji sie znajduje.Mam nadzieje ze chociaz ktos cos z tego tematu wyniesie.
Opowiem wam Historie.
Byla para osob ktore kochaly sie ponad wszystko.Czesto bladzily ale zawsze sie odnajdywaly.Wzieli piekny slub w Polsce bo chcieli w kraju w ktorym sie urodzili,a co mialo znaczenie,tak zle znaczenie w przyszlosci.gdyby wzieli slub w usa....wtedy nie byloby problemu.Wielu ludzi smialo sie i dziwilo ze tak potrafia okazywac sobie milosc.Zycie bylo dla nich rajem.Kazda zla chwile obracali w zart i podtrzymywali sie na duchu.Kochali sie i zyli tak pieknie ze soba.
Pewnego dnia,on musial wyjechac za granice a ona zostala w domu.Tak bardzo chciala z nim leciec i byc na pogrzebie jego mamy.Nie mogla jednak bo sama od kilku dni zle sie czula.
On mogl starac sie o obywatelstwo ale mieli jeszcze tyle czasu.Nie wiedzial ze wylatujac przekroczyl czas pobytu o 4 dni.Ten ostatni tydzien byl dla niego ciezki,myslal o mamie i nie mial glowy do innych spraw.
Gdy po pogrzebie mamy chcial wracac do swojej milosci,dowiedzial sie ze nie dostanie wizy bo byl tam nieleglnie kilka dni.
Bardzo sie zalamal,ale byli ze soba na gadu gadu.Dziwne bo ten program zastepowal im wszystko.Umowili sie ze ona przyleci do niego jak tylko lepiej sie poczuje bo ciagle bolala ja glowa.
Przyleci po niego i wyjasnia to cala sprawe w konsulacie.
Czula sie coraz gorzej.On bardzo sie bal i nie wiedzial co ma zrobic.Dowiedzial sie ze ona ma raka.Tak bardzo sie zalamal ale jak tylko mogl dodawal jej sil.
Pewnego dnia miala dwie operacje na otwartej czaszcze,bez uspienia tylko z miejscowym znieczuleniem bo guz byl bardzo gleboko osadzony i trzebabylo sprawdzac rozmawiajac z nia jak daleko mozna sie posunac.
On odchodzil od zmyslow.Nie wiedzial co robic i wpadl w rozpacz.Faszerowal sie lekami by tylko uspokoic mysli.Zycie trwalo dalej,ona tam chora,on tutaj bez szans i z cierpieniem tak wielkim ze nie dawalo mu spac.
Dawali sobie tyle milosci ile mozna bylo dac.Plnowali nadal zycie,imiona dzieci:Angela lub Miron.On projektowal dom,pokoik dla dzieci,sypialnie.Dla niej pracownie bo tak kochala malowac.
Nagle ona przestala pisac.
Napisala po 2 tygodniach ze go zdradzila.Nie wierzyl w to,nie ona,nie jego zona ktora kochala go jak nikt nikogo.
Nie wierzyl i mial racje.Po czasie dowiedzial sie ze lekarze dali jej miesiac zycia.Choroba przezucila sie na inne organy.Jej rodzice sie rozwiedli bo ojciec jako lekarz nie mogl pomagac swojej corce ktora zostala skazana na smierc.
Odezwala sie do niego i poprosila:"Prosze zyj dla mnie,ja zylam dla Ciebie wiec zyj dla mnie i pamietaj o mnie,pielegnuj te milosc i mow do mnie zawsze o wszystkim ja Ciebie wyslucham".
On z zalamania wiele razy niszczyl swoje zdrowie.Bral leki na bol i sam prawie umieral.Gdy slyszal jej imie,gdy slyszal ich piosenki.Spedzaja ze soba te ostatnie chwile,wiedzac ze nastepnego dnia juz nie moze byc,ze moze wlasnie teraz rozmawiaja ze soba po raz ostatni.n nienawidzi siebie za te 4 dni ktore sprawily ze nie mogl byc z nia.Ona teraz nie chce by on cierpial,nie chce by przylecial bo wie ze mogloby to byc jeszcze gorsze.Zyja tak do teraz,do teraz tak zyje...
Wszystko juz wiem.Moja milosc umiera,ma juz przezuty na watrobe pluca i nerki.
Wczoraj spedzilismy razem caly dzien,tylko na gg bo nie moglismy inaczej.
W ambasadzie nic nie zalatwilem bo dla nich nie liczy sie to ze moja zona to obywatel usa,dla nich liczy sie to ze przekroczylem waznosc wizy.
Powiedziala jak bardzo mnie kocha i jak bardzo sie boi.Czuje tak wielka bezsilnosc i rozpacz.
Szanujcie zycie,walczcie bo osoby takie jak moje kochanie nie maja takiej szansy,sa skazane na smierc mimo ze tak kochaja zycie.Moja zona umrze a ja?
Mialem obiecac jej ze bede dla niej zyc.Nie potrafilem tego obiecac.Mysle czy jest tam po zyciu jakies miejsce gdzie spotkamy tych najblizszych?
Nie wiem i nie dowiem sie tego teraz.Musze zyc bo gdybym cos zrobil bym ja zabil w jednej chwili.
Kazde marzenie pryslo,te plany Nasze,dzieci,dom,kazdy poranek i kazda noc.Wszystko tak brutalnie odebrane w jednej chwili.Na twarzy setki lez a w sercu plonie milosc.Tak niesprawiedliwe zycie tutaj jest.Ludzie kochanie odchodza...Ona ma tylko 31 lat....a ja mam tylko ja.
Nie mam sil walczyc.Boje sie tych dni ktore potem mialyby nastapic.
Mowie wam o walce o zycie a sam sobie je odbieram ale musicie wiedziec jedno.
Pozwolcie sobie dac szanse.Zobaczcie na swoje problemy,one sa i bola ale czy zawsze?Czy bedziecie czuc ten swoj bol juz zawsze?Czy bedziecie tak jak ja cierpiec po stracie nie ojca czy matki,ale osoby ktora przyzekala wam milosc wieczna?Czy chcielibyscie zyc juz zawsze sami?Przeciez milosc jest jedna,ta prawdziwa jest jedna i wie to kazdy kto ja poczuje.
Tylu z Was chcialbym teraz spotkac i tyle wam powiedziec.Zanim to wszystko sie zacznie i zanim zaleje mnie ta prawdziwa fala bolu.
Zyjcie i czekajcie na milosc,ona daje nam sile.Czekajcie na te prawdziwa a wtedy zrozumiecie jakie zycie jest piekne.Ja nie cofnalbym czasu nawet jesli dzieki temu mialaby zyc moja mama.Nie oddalbym nic za to co przezylem z Klaudia.
Zastanowcie sie czy warto odbierac sobie zycie nie czekajac na te jedyna osobe?Uwierzcie mi,gdy poczujecie te prawdziwa milosc bedziecie chcieli zyc jak nikt.Uwierzcie tez ze bardzo niewielu spotyka to co mnie spotkalo.Jestesmy odstetkiem tych szczesliwych zakochanych prawdziwa dozgonna miloscia.
A gdy juz pokochacie kogos i bedziecie czasami miech zle chwile to pamietajcie o takich jak ja i Klaudia,ktorzy kochali sie bezgranicznie a ktorych rozdzielila smierc,smierc ktorej tak bardzo nie chcieli.
Prosze,zyjcie.
Opowiem wam Historie.
Byla para osob ktore kochaly sie ponad wszystko.Czesto bladzily ale zawsze sie odnajdywaly.Wzieli piekny slub w Polsce bo chcieli w kraju w ktorym sie urodzili,a co mialo znaczenie,tak zle znaczenie w przyszlosci.gdyby wzieli slub w usa....wtedy nie byloby problemu.Wielu ludzi smialo sie i dziwilo ze tak potrafia okazywac sobie milosc.Zycie bylo dla nich rajem.Kazda zla chwile obracali w zart i podtrzymywali sie na duchu.Kochali sie i zyli tak pieknie ze soba.
Pewnego dnia,on musial wyjechac za granice a ona zostala w domu.Tak bardzo chciala z nim leciec i byc na pogrzebie jego mamy.Nie mogla jednak bo sama od kilku dni zle sie czula.
On mogl starac sie o obywatelstwo ale mieli jeszcze tyle czasu.Nie wiedzial ze wylatujac przekroczyl czas pobytu o 4 dni.Ten ostatni tydzien byl dla niego ciezki,myslal o mamie i nie mial glowy do innych spraw.
Gdy po pogrzebie mamy chcial wracac do swojej milosci,dowiedzial sie ze nie dostanie wizy bo byl tam nieleglnie kilka dni.
Bardzo sie zalamal,ale byli ze soba na gadu gadu.Dziwne bo ten program zastepowal im wszystko.Umowili sie ze ona przyleci do niego jak tylko lepiej sie poczuje bo ciagle bolala ja glowa.
Przyleci po niego i wyjasnia to cala sprawe w konsulacie.
Czula sie coraz gorzej.On bardzo sie bal i nie wiedzial co ma zrobic.Dowiedzial sie ze ona ma raka.Tak bardzo sie zalamal ale jak tylko mogl dodawal jej sil.
Pewnego dnia miala dwie operacje na otwartej czaszcze,bez uspienia tylko z miejscowym znieczuleniem bo guz byl bardzo gleboko osadzony i trzebabylo sprawdzac rozmawiajac z nia jak daleko mozna sie posunac.
On odchodzil od zmyslow.Nie wiedzial co robic i wpadl w rozpacz.Faszerowal sie lekami by tylko uspokoic mysli.Zycie trwalo dalej,ona tam chora,on tutaj bez szans i z cierpieniem tak wielkim ze nie dawalo mu spac.
Dawali sobie tyle milosci ile mozna bylo dac.Plnowali nadal zycie,imiona dzieci:Angela lub Miron.On projektowal dom,pokoik dla dzieci,sypialnie.Dla niej pracownie bo tak kochala malowac.
Nagle ona przestala pisac.
Napisala po 2 tygodniach ze go zdradzila.Nie wierzyl w to,nie ona,nie jego zona ktora kochala go jak nikt nikogo.
Nie wierzyl i mial racje.Po czasie dowiedzial sie ze lekarze dali jej miesiac zycia.Choroba przezucila sie na inne organy.Jej rodzice sie rozwiedli bo ojciec jako lekarz nie mogl pomagac swojej corce ktora zostala skazana na smierc.
Odezwala sie do niego i poprosila:"Prosze zyj dla mnie,ja zylam dla Ciebie wiec zyj dla mnie i pamietaj o mnie,pielegnuj te milosc i mow do mnie zawsze o wszystkim ja Ciebie wyslucham".
On z zalamania wiele razy niszczyl swoje zdrowie.Bral leki na bol i sam prawie umieral.Gdy slyszal jej imie,gdy slyszal ich piosenki.Spedzaja ze soba te ostatnie chwile,wiedzac ze nastepnego dnia juz nie moze byc,ze moze wlasnie teraz rozmawiaja ze soba po raz ostatni.n nienawidzi siebie za te 4 dni ktore sprawily ze nie mogl byc z nia.Ona teraz nie chce by on cierpial,nie chce by przylecial bo wie ze mogloby to byc jeszcze gorsze.Zyja tak do teraz,do teraz tak zyje...
Wszystko juz wiem.Moja milosc umiera,ma juz przezuty na watrobe pluca i nerki.
Wczoraj spedzilismy razem caly dzien,tylko na gg bo nie moglismy inaczej.
W ambasadzie nic nie zalatwilem bo dla nich nie liczy sie to ze moja zona to obywatel usa,dla nich liczy sie to ze przekroczylem waznosc wizy.
Powiedziala jak bardzo mnie kocha i jak bardzo sie boi.Czuje tak wielka bezsilnosc i rozpacz.
Szanujcie zycie,walczcie bo osoby takie jak moje kochanie nie maja takiej szansy,sa skazane na smierc mimo ze tak kochaja zycie.Moja zona umrze a ja?
Mialem obiecac jej ze bede dla niej zyc.Nie potrafilem tego obiecac.Mysle czy jest tam po zyciu jakies miejsce gdzie spotkamy tych najblizszych?
Nie wiem i nie dowiem sie tego teraz.Musze zyc bo gdybym cos zrobil bym ja zabil w jednej chwili.
Kazde marzenie pryslo,te plany Nasze,dzieci,dom,kazdy poranek i kazda noc.Wszystko tak brutalnie odebrane w jednej chwili.Na twarzy setki lez a w sercu plonie milosc.Tak niesprawiedliwe zycie tutaj jest.Ludzie kochanie odchodza...Ona ma tylko 31 lat....a ja mam tylko ja.
Nie mam sil walczyc.Boje sie tych dni ktore potem mialyby nastapic.
Mowie wam o walce o zycie a sam sobie je odbieram ale musicie wiedziec jedno.
Pozwolcie sobie dac szanse.Zobaczcie na swoje problemy,one sa i bola ale czy zawsze?Czy bedziecie czuc ten swoj bol juz zawsze?Czy bedziecie tak jak ja cierpiec po stracie nie ojca czy matki,ale osoby ktora przyzekala wam milosc wieczna?Czy chcielibyscie zyc juz zawsze sami?Przeciez milosc jest jedna,ta prawdziwa jest jedna i wie to kazdy kto ja poczuje.
Tylu z Was chcialbym teraz spotkac i tyle wam powiedziec.Zanim to wszystko sie zacznie i zanim zaleje mnie ta prawdziwa fala bolu.
Zyjcie i czekajcie na milosc,ona daje nam sile.Czekajcie na te prawdziwa a wtedy zrozumiecie jakie zycie jest piekne.Ja nie cofnalbym czasu nawet jesli dzieki temu mialaby zyc moja mama.Nie oddalbym nic za to co przezylem z Klaudia.
Zastanowcie sie czy warto odbierac sobie zycie nie czekajac na te jedyna osobe?Uwierzcie mi,gdy poczujecie te prawdziwa milosc bedziecie chcieli zyc jak nikt.Uwierzcie tez ze bardzo niewielu spotyka to co mnie spotkalo.Jestesmy odstetkiem tych szczesliwych zakochanych prawdziwa dozgonna miloscia.
A gdy juz pokochacie kogos i bedziecie czasami miech zle chwile to pamietajcie o takich jak ja i Klaudia,ktorzy kochali sie bezgranicznie a ktorych rozdzielila smierc,smierc ktorej tak bardzo nie chcieli.
Prosze,zyjcie.
kiedys dostalem w jakims mailu podobna historie, az mi sie lezka w oku zakrecila, oto ona:
"Mój przyjaciel otworzył szufladkę w komodzie swojej ukochanej i
wyjął z niej mały pakiecik owinięty w bibułkę. To - powiedział - nie jest
zwykle zawiniątko ? to jest Jej bielizna osobista. Wyrzucił opakowanie
ukrywające zawartość i przyjrzał się jedwabnej, wykończonej koronką bieliźnie.
Kupiłem to Jej, kiedy pierwszy raz pojechaliśmy do Nowego Jorku 9-
10 lat temu, nigdy jej nie założyła, czekała z tym na jakąś specjalną
okazję! Więc dobrze pomyślał - dzisiaj zdarzyła się ta odpowiednia
okazja. Zbliżył się do łóżka i ułożył bieliznę przy jej głowie, obok innych rzeczy.
Niedługo zacznie ubierać ją do trumny. Po krótkiej chorobie wczoraj
zmarła. Potem patrząc się w moja stronę powiedział: Każdy dzień,
który przeżywasz jest ta specjalną okazją. Nasze okazje już minęły. Nie
warto było zostawiać wszystkiego na potem. Te słowa zapadły mi w pamięć,
mam je ciągle na myśli - one zmieniły moje życie. Teraz więcej czytam a
mniej sprzątam. Siadam na tarasie i rozkoszuję się urodą okolicy bez
poczucia winy, ze nie wypieliłem ogródka. Spędzam więcej czasu z moimi
bliskimi i przyjaciółmi a mniej pracuję. Zrozumiałem, że życie to ciąg
doświadczeń, które trzeba przeżywać w radości, a nie próbować je przetrwać lub
ścierpieć. Już niczego nie odkładam na potem, piję codziennie z
moich antycznych, kryształowych kieliszków. Zakładam nowe ubranie na
zakupy w supersamie, jeżeli tylko zdecyduję, że mam na to ochotę. Nie
zachowuję moich najlepszych perfum na specjalne imprezy, tylko używam ich
codziennie, kiedy pragnę poczuć je na sobie. Zdania zaczynające się
od "pewnego dnia", "kiedy?" znikają z mojego słownika. Jeżeli coś jest
warte zobaczenia, usłyszenia lub przeżycia, chcę to zobaczyć, usłyszeć i
przeżyć teraz. Nie wiem co zrobiłaby żona mojego przyjaciela, gdyby
wiedziała, że nie będzie jej tu dzisiaj między nami przyjmujemy to z taką
nieświadomą lekkością. Mam nadzieję, że poszłaby zjeść do restauracji chińskiej
- jej ulubionej. To te malutkie nie zrobione rzeczy najbardziej by mnie
bolały gdybym wiedział, że moje godziny są już policzone. Byłbym
niepocieszony, że przestałem widywać się z moimi dobrymi przyjaciółmi odkładać to
na "najbliższy czas", że nie napisałem listów, które miałem zamiar
posłać już jutro. Byłbym niepocieszony i smutny, że nie mówiłem wystarczająco
często moim braciom i dzieciom jak bardzo je kocham. Od już i teraz nie
staram się opóźnić, przeczekać ani wstrzymać niczego co mogłoby wprowadzić
mnie w dobry humor, dać powód do radości i śmiechu, i każdego dnia
powtarzam sobie, że dzień dzisiejszy jest wyjątkowy. Każdy dzień, każda
godzina, każda minuta jest wyjątkowa !"
pozdrawiam
"Mój przyjaciel otworzył szufladkę w komodzie swojej ukochanej i
wyjął z niej mały pakiecik owinięty w bibułkę. To - powiedział - nie jest
zwykle zawiniątko ? to jest Jej bielizna osobista. Wyrzucił opakowanie
ukrywające zawartość i przyjrzał się jedwabnej, wykończonej koronką bieliźnie.
Kupiłem to Jej, kiedy pierwszy raz pojechaliśmy do Nowego Jorku 9-
10 lat temu, nigdy jej nie założyła, czekała z tym na jakąś specjalną
okazję! Więc dobrze pomyślał - dzisiaj zdarzyła się ta odpowiednia
okazja. Zbliżył się do łóżka i ułożył bieliznę przy jej głowie, obok innych rzeczy.
Niedługo zacznie ubierać ją do trumny. Po krótkiej chorobie wczoraj
zmarła. Potem patrząc się w moja stronę powiedział: Każdy dzień,
który przeżywasz jest ta specjalną okazją. Nasze okazje już minęły. Nie
warto było zostawiać wszystkiego na potem. Te słowa zapadły mi w pamięć,
mam je ciągle na myśli - one zmieniły moje życie. Teraz więcej czytam a
mniej sprzątam. Siadam na tarasie i rozkoszuję się urodą okolicy bez
poczucia winy, ze nie wypieliłem ogródka. Spędzam więcej czasu z moimi
bliskimi i przyjaciółmi a mniej pracuję. Zrozumiałem, że życie to ciąg
doświadczeń, które trzeba przeżywać w radości, a nie próbować je przetrwać lub
ścierpieć. Już niczego nie odkładam na potem, piję codziennie z
moich antycznych, kryształowych kieliszków. Zakładam nowe ubranie na
zakupy w supersamie, jeżeli tylko zdecyduję, że mam na to ochotę. Nie
zachowuję moich najlepszych perfum na specjalne imprezy, tylko używam ich
codziennie, kiedy pragnę poczuć je na sobie. Zdania zaczynające się
od "pewnego dnia", "kiedy?" znikają z mojego słownika. Jeżeli coś jest
warte zobaczenia, usłyszenia lub przeżycia, chcę to zobaczyć, usłyszeć i
przeżyć teraz. Nie wiem co zrobiłaby żona mojego przyjaciela, gdyby
wiedziała, że nie będzie jej tu dzisiaj między nami przyjmujemy to z taką
nieświadomą lekkością. Mam nadzieję, że poszłaby zjeść do restauracji chińskiej
- jej ulubionej. To te malutkie nie zrobione rzeczy najbardziej by mnie
bolały gdybym wiedział, że moje godziny są już policzone. Byłbym
niepocieszony, że przestałem widywać się z moimi dobrymi przyjaciółmi odkładać to
na "najbliższy czas", że nie napisałem listów, które miałem zamiar
posłać już jutro. Byłbym niepocieszony i smutny, że nie mówiłem wystarczająco
często moim braciom i dzieciom jak bardzo je kocham. Od już i teraz nie
staram się opóźnić, przeczekać ani wstrzymać niczego co mogłoby wprowadzić
mnie w dobry humor, dać powód do radości i śmiechu, i każdego dnia
powtarzam sobie, że dzień dzisiejszy jest wyjątkowy. Każdy dzień, każda
godzina, każda minuta jest wyjątkowa !"
pozdrawiam
Cuda się zdarzają. Co potwierdzi każdy programista
pozdrawiam
pozdrawiam
Lastdays: Zwykle jak widzę taki duży blok tekstu to nie chce mi się czytać, ale Twojego posta przeczytałem z dużą uwagą. To prawdziwy dramat, tragedia... nie wiem jak to określić. Jedno jest pewne, nic nie jest powodem to udbiernia sobie życia. Trzeba szukać szczęścia tam gdzie ono jest i żyć dalej...
When you dream there are no rules. People can fly, anything can happen. (...)
You may think you can fly, but you'd better not try. People can fly

You may think you can fly, but you'd better not try. People can fly

Maverick pisze:Pytanie jak sie na to spojrzy. Dla mnie szklanka zawsze jest do polowy pelna i smierc nie oznacza konca.
Teraz w tej chwili chcialbym bys mial racje,chcialbym gdzies z nia sie spotkac.Jednak jestem ateista i patrze na swiat z perspektywy bardziej naukowej.Dla mnie smierc=koniec,czarny ekran bez napisow.Nie bede dalej pisal bo wyjdzie z tego offtop.
Przyjaciel spytal mnie tylko czy nie bede myslal o rodzinie,o bolu.Gdy czlowiek straci to co bylo jego sensem zycia,gdy poswiecil wszystko i to po prostu zostalo zniszczone nie przez ludzi a przez smierc nie mysli o rodzinie.Czlowiek w sytuacjach gdy nie widzi i nie chce widziec wyjscia staje sie najwiekszym egoista.Nie warto zyc jesli zyje sie tylko dlatego by nie zrobic przykrosci rodzinie.Trudno mowic na takie tematy,po prostu czlowiek musialby to przezyc,a tego nie zycze nikomu.W takich sytuacjach nie ma co naprawiac.
krzys pisze:Błedne rozumowanie WSZYSTKO SIE ZMIENIA ! :564:
Zmienia sie owszem ale nie zmieni sie w niektorych sytuacjach na nic pozytywnego.
Kiedys tez myslalem ze mozna walczyc itp itd i ze sie cos zmieni.Kiedys tak ale jak dopadlo mnie to w co kiedys nie wierzylem zmienilem zdanie bo tak jak mowie,czlowiek dopiero przekonuje sie o czyms gdy to przezyje.
No to żyj na przekór czarnemu ekranowi!!!
Jeśli jesteś ateistą, to masz przechlapane, możesz żyć tylko na przekór!
Bo gdybyś przestał wierzyć w czarny ekran i zmienił wiarę, to spotkalibyście się za marne kilkadziesiąt lat... i żylibyście sobie razem, długo i szczęśliwie.
Zastanów się!
:564:
Jeśli jesteś ateistą, to masz przechlapane, możesz żyć tylko na przekór!
Bo gdybyś przestał wierzyć w czarny ekran i zmienił wiarę, to spotkalibyście się za marne kilkadziesiąt lat... i żylibyście sobie razem, długo i szczęśliwie.
Zastanów się!
:564:
KOCHAJ...i rób co chcesz!
i Ty sie Krzysiu zmienisz i byc moze za jakis czas juz nigdy nie wypowiesz swych slow:"wszystko sie zmienia". nie badz tego taki pewien..niczego nie mozna byc pewnym.
co do tematu.sa rozne historie tak jak i rozni ludzie. jesli to prawda co napisal Lastdays to bardzo wspolczuje i az mnie ciarki przeszly na mysl o tym ze kiedys moge byc w podobnej sytuacji..
zycie wciaz nas zaskakuje.strach zyc.ale przeciez warto bo jest dla kogo..
Kocham Cie Kochanie:*
co do tematu.sa rozne historie tak jak i rozni ludzie. jesli to prawda co napisal Lastdays to bardzo wspolczuje i az mnie ciarki przeszly na mysl o tym ze kiedys moge byc w podobnej sytuacji..
zycie wciaz nas zaskakuje.strach zyc.ale przeciez warto bo jest dla kogo..
Kocham Cie Kochanie:*
"szczescia nie kupisz gdy klopoty pietrza sie po sufit"
Ciekawi mnie wlasnie zdanie niektorych ze jak ktos jest ateista to po smierci nie trafi nigdzie,a jesli wierzy to trafi tam gdzie reszta wierzacych:)Moze wyrazilem sie niezbyt dobrze.Nie wierze w Boga takiego jaki jest przedstawiany przez religie.Wierze natomiast ze ktos to wszystko stworzyl(a moze mam taka nadzieje).
Lizaa-tak to jest szczera prawda.Nie jest to moze nic chwalebnego ale chcialem to opowiedziec.
Lizaa-tak to jest szczera prawda.Nie jest to moze nic chwalebnego ale chcialem to opowiedziec.
Ostatni Twój post, Lastdays, zmienia postać rzeczy.
Jednak wierzysz... to dobrze.
Nie mówiłem nic o chrześcijaństwie, tylko o wierze. Nie ma znaczenia czy ktoś jest chrześcijaninem, ma znaczenie czy jest się dobrym człowiekiem.
Bo "niebo", to nie miejsce, a stan świadomości umysłu!
Jeśli samobójca myśli, że rozwiąże swoje sprawy poprzez śmierć, to się piekielnie zdziwi po śmierci...bedzie jeszcze gorzej.
Ale jeśli ktoś umiera z uśmiechem na twarzy, uśmiechem, że był "tu" dobrym, może umierać spokojnie.
To obraz "piekła" i "nieba", który jestem w stanie zaakceptować. Obraz, który zacząłem rozumieć za pomocą księdza.
Bądźmy dobrzy! :564:
Jednak wierzysz... to dobrze.
Nie mówiłem nic o chrześcijaństwie, tylko o wierze. Nie ma znaczenia czy ktoś jest chrześcijaninem, ma znaczenie czy jest się dobrym człowiekiem.
Bo "niebo", to nie miejsce, a stan świadomości umysłu!
Jeśli samobójca myśli, że rozwiąże swoje sprawy poprzez śmierć, to się piekielnie zdziwi po śmierci...bedzie jeszcze gorzej.
Ale jeśli ktoś umiera z uśmiechem na twarzy, uśmiechem, że był "tu" dobrym, może umierać spokojnie.
To obraz "piekła" i "nieba", który jestem w stanie zaakceptować. Obraz, który zacząłem rozumieć za pomocą księdza.
Bądźmy dobrzy! :564:
KOCHAJ...i rób co chcesz!
Lastdays pisze:Ciekawi mnie wlasnie zdanie niektorych ze jak ktos jest ateista to po smierci nie trafi nigdzie,a jesli wierzy to trafi tam gdzie reszta wierzacych:)Moze wyrazilem sie niezbyt dobrze.Nie wierze w Boga takiego jaki jest przedstawiany przez religie.Wierze natomiast ze ktos to wszystko stworzyl(a moze mam taka nadzieje).
Lizaa-tak to jest szczera prawda.Nie jest to moze nic chwalebnego ale chcialem to opowiedziec.
Jak tak czytam Twoje posty to przypomina mi sie pewna osoba która tu była ale zrezygnowała i juz jej tu nie ma !

Jak to mówia księża jak sie ich zapedzi pytaniami w kozi róg "Kazdy zostane zbawiony we swej wierze " !
Bo niby dlaczego ludzie prosci "dzicy" wierzacy w totemy i bozki , mają zostac nie zbawieni przez Boga
poszukuje radia CEZAR - QUADRO unitry diora
Re: Moja Historia.
Lastdays pisze:Opowiem wam Historie....
aż mi sie łezka zakręciła w oku...
People are all the same
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
Historia bardzo smutna i naprawde dająca sporo do myślenia. Szkoda, że tak się nam życie układa iż nie zawsze może być dobrze. Choć znowu za dobrze by nam było gdybyśmy mieli ciagle z górki. Zastanawia mnie natomiast to czy ta historia jest prawdziwa. Bo jeżeli jest to naprawde brak mi słów na to co się stało. Nawet współczucie to za mało aby móc wyrazić tą tragedie.
Nie chce wyjść na jakąś tropicielke kłamstwa ale jedynie co męczy mnie po przeczytaniu tej strasznej historii to fakt iż nie pasuje mi jedna rzecz. Jeżeli dobrze zrozumiałam to:
Jesteście małżeństwem a wiem, że jeszcze przed 2 laty jeżeli obywatel obcego kraju zostawał małżonkiem obywatela USA to automatycznie otrzymywał karte stałego pobytu. Być może te przepisy się zmieniły i ja o tym nie wiem. Ale szczerze to chciałabym, żeby ta historia była jedynie wymysłem. Byłaby jedna tragedia mniej. A szkoda byłoby aby taka historia była prawdziwa.
Nie chce wyjść na jakąś tropicielke kłamstwa ale jedynie co męczy mnie po przeczytaniu tej strasznej historii to fakt iż nie pasuje mi jedna rzecz. Jeżeli dobrze zrozumiałam to:
W ambasadzie nic nie zalatwilem bo dla nich nie liczy sie to ze moja zona to obywatel usa,dla nich liczy sie to ze przekroczylem waznosc wizy.
Jesteście małżeństwem a wiem, że jeszcze przed 2 laty jeżeli obywatel obcego kraju zostawał małżonkiem obywatela USA to automatycznie otrzymywał karte stałego pobytu. Być może te przepisy się zmieniły i ja o tym nie wiem. Ale szczerze to chciałabym, żeby ta historia była jedynie wymysłem. Byłaby jedna tragedia mniej. A szkoda byłoby aby taka historia była prawdziwa.
"Wczuj się w smutek usychającej gałązki, gasnącej gwiazdy i konającego zwierzęcia,
lecz przede wszystkim odczuj ból i smutek człowieka"
lecz przede wszystkim odczuj ból i smutek człowieka"
Lastdays pisze:Trinity nic sie nie zmienilo.Jednak bralem slub w Polsce a nie w USA i mosialem wyrobic papiery zeby dostac takowa karte.Niestety jak napisalem 4 dni przedluzylem pobyt w usa i nie mialem juz co tlumaczyc.
No chyba, że tak. Przykro mi bardzo.
"Wczuj się w smutek usychającej gałązki, gasnącej gwiazdy i konającego zwierzęcia,
lecz przede wszystkim odczuj ból i smutek człowieka"
lecz przede wszystkim odczuj ból i smutek człowieka"
Daje rade bo wierze w cuda.Mimo ze matka umarla na to samo ja wierze bo chyba tylko tyle mozna prawda?Smieszne bo ludzie widza jak sie smieje mimo ze nie mam z czego,bo nadal wierze dlatego.
A jak sie nie uda to wiem co zrobie i dlatego chyba jestem spokojny.Grunt to wierzyc bo czasami staja si cuda,moze tym razem tez?
A jak sie nie uda to wiem co zrobie i dlatego chyba jestem spokojny.Grunt to wierzyc bo czasami staja si cuda,moze tym razem tez?
I dlatego nie lubie USA. Co oni sobie kurde wyobrazaja? Beda nam laske robili jakimis konkursami na zielona karte? Beda wizy dawac? To co? Niby jestesmy gorsi? Ja bym wprowadzil wizy dla Amerykanow jak by w razie czego chcieli do Polski przyjechac. No i oplata urzedowa na taka wize to minimum 1000 $ oczywiscie. I rygorystyczne przepisy powinny byc. Ze spaslakow nie wpuszczamy.
Czytają Wasze posty przypomniał mi się list,który napisał Gabriel Garcia Marquez 74 - letni, wybitny pisarz kolumbijski, autor m.in. słynnej powieści "Sto lat samotności", laureat Nagrody Nobla z 1982 roku - jest chory na raka limfatycznego. Pisarz wycofał się z życia publicznego i do swoich przyjaciół rozesłał pożegnalny list, rozpowszechniany w Internecie.
"Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię.
Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem.
Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie.
Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią.
Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę.
Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto się zakochać na starość. Nie wiedzą bowiem, że starzeją się właśnie dlatego, iż unikają miłości!
Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko nauczy się latać samodzielnie.
Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze starością, lecz z zapomnieniem (opuszczeniem).
Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.
Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią po raz pierwszy palec swego ojca, trzyma się go już zawsze.
Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł.
Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trumny, nie będę już żył.
Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz.
Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem.
Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę, powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz.
Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę.
Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie.
Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", "dziękuję" i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz.
Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni.
Prześlij te słowa komu zechcesz.
Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj.
I jeśli tego nie zrobisz nigdy, nic się nie stanie.
Teraz jest czas.
Pozdrawiam i życzę szczęścia!!! "
...
"Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię.
Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem.
Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie.
Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią.
Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę.
Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto się zakochać na starość. Nie wiedzą bowiem, że starzeją się właśnie dlatego, iż unikają miłości!
Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko nauczy się latać samodzielnie.
Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze starością, lecz z zapomnieniem (opuszczeniem).
Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.
Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią po raz pierwszy palec swego ojca, trzyma się go już zawsze.
Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł.
Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trumny, nie będę już żył.
Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz.
Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem.
Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę, powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz.
Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę.
Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie.
Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", "dziękuję" i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz.
Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni.
Prześlij te słowa komu zechcesz.
Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj.
I jeśli tego nie zrobisz nigdy, nic się nie stanie.
Teraz jest czas.
Pozdrawiam i życzę szczęścia!!! "
...
Per aspera as astra
boże jaka straszna historia ;-((( ja bym chyba przepłyneła ocean żeby znalesc sie przy bliskiej osobie nie wyobrazam sobie jak ludzie moga byc tacy bezduszni w tej ambasadzie i nie dostrzegac ludzkiegio cierpienia!wspołczuje z calego serca az lzy cisna mi sie do oczu i przemawia przeze mnie ogromny smutek ,zal ja bym nie wytrzymala i chyba bym umarla z tesknoty i z bezradnosci co wynioslam z tej historii???po pierwsze to napisalam smsa do mojego chlopaka z którum wczoraj sie pokłocilam co by było gdybym juz go nie zobaczyla?gdyby spotkal nas jakis wypadek?choroba?nieszczescie? takie opowiadanie uczy pokory wobec drugiego czlowieka, wobec siebie i uczy wybaczania bo nigdy niewiadomo co moze sie stac....zycie jest ciezkie , bolesne...czemu to spotyka ludzi kturzy tak sie kochaja????
Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 268 gości