"Naszło" mnie na taki topik po kolejnych swoich doświadczeniach.
Było sobie małżeństwo, bywało kiepsko, była i zdrada i na dłużej ten trzeci.
Pojawiły się złe emocje, rozstanie i wątpliwości.
I gdy jedna strona załapała doła-giganta, miotała się, zadawała sobie fudamentalne pytania, kilkakrotnie wyciągała do drugiej strony rękę i cofała ją, żyjąc przeszłością i złudzeniami, tamta druga strona po prostu koiła smutki, lizała rany i łapała życie w ramionach trzeciego.
Innymi słowy dlaczego i po co szukamy poezji życia pośród bezmiaru jego prozy???
Pytanko, prośba o Wasze zdanie i propozycja morału zarazem - dlaczego tak długo trwa zanim przejrzymy na oczy???
Przeżyliście coś podobnego, macie jakieś refleksje na ten temat - z chęcią je poczytam i podyskutuję z Wami o nich.
ps Szczególne ukłony dla Mrty za podpis :one: