znowu dałem dupy, czy taka karma ;(
: 17 lis 2013, 20:15
Witam,
Chciałbym opisać nurtujący mnie problem. Ja 31 lat ona 34. Ja facet z przeszłością, od 4 lat walczę przed Sądem o rozwód i kontakty z córką, ona panna. Mieszkamy w Stolicy, poznaliśmy się przez portal randkowy, wiedziała o mojej sytuacji rodzinnej, byłem z nią szczery, wszystko się fajnie i szybko rozwijało, pierwsze spotkanie, później drugie, na trzecim zaprosiła mnie do siebie wszystko, skończyło się fajnym sexem. (wszystko w ciągu tygodnia). Zaczęliśmy się spotykać, z racji godzin pracy i odległości zamieszkania, większość spotkań była w weekend, na całe weekendy przyjeżdżaliśmy do mnie. Ja raczej jestem domatorem, zatem większość czasu spędzaliśmy w domu, ale nie tak że totalna asymilacja, jeździliśmy to tu to tam, kino, koncerty, kawiarnie. Było cudownie, przez pierwsze miesiące "woda sodowa i motylki", byliśmy sobą zachwyceni. Potrafiła mi powiedzieć, że jestem jej spełnionym ideałem w łóżku jak i poza. Ok. wiosny zaczęła być o mnie chorobliwie zazdrosna, jakiekolwiek nieodzywanie się do niej przez jakiś czas było odbierane podejrzliwie, moje wyjazdy w delegacje również stwarzały problem. Po wakacjach zaczęła znowuż być bardzo zaborcza, nie podobało się jej to że poświęcam tyle energii na walkę o kontakty z córką, potrafiła powiedzieć nawet "...ty masz tą swoją zasraną (imie dziecka) a ja co nie jestem ważna...". Zaczęła mieć nagle parcie na dziecko, cały czas męczyła mnie o to. Powiedziałem jej, że na dzień dzisiejszy ani ona ani ja nie możemy podjąć takiej decyzji, ja nie mam jeszcze rozwodu. Poza tym ona mieszka u mamy (sic!!!), a ja w wynajmowanym mieszkaniu. Ona nie potrafi nic zaoszczędzić, cała jej wypłata leci na wylansowane ciuchy, przez co czasem mieliśmy spięcia, je niestety nie jestem w stanie pociągnąć sam wszystkiego, uzyskałem od niej odpowiedź "...to rodzice są od tego żeby nam pomóc...". Rozwaliło mnie to tak że normalnie wybuchłem. Ok września miałem kolejną rozprawę rozwodową, która się niestety nie odbyła, siła wyższa w Sądzie. W nią strzelił piorun z powodu tego, że się nie rozwiodłem jeszcze, wyrzuciła z siebie taki grad raniących stwierdzeń,"...że nie mam jej nic do zaoferowania w takim razie...". Przez ok dwa miesiące nie wydawaliśmy się, próbowaliśmy rozmawiać przez tel o zaistniałej sytuacji, zapewniała mnie że nie może żyć, że nie powiedziała to w gniewie tak normalnie. Mieliśmy się spotkać...niestety on się nie pojawiła...jak się okazało poszła już z innym facetem. Wyjaśniła mi tylko, tonem pogardy, że ona nie będzie stać w miejscu. Jestem rozbity, przez tydz. nie byłem w pracy, piłem cały tydzień, zachowałem się irracjonalnie....
Ciężko się po tym pozbierać, biorąc pod uwagę, że to nie pierwsza taka sytuacja w moim życiu, jak ktoś zachował się wobec mnie wyrachowanie, nie mniej jednak mam cały czas w głowie, że gdybym może bardziej bym zgodził się na dziecko z nią to wszystko było by inaczej.
Chciałbym opisać nurtujący mnie problem. Ja 31 lat ona 34. Ja facet z przeszłością, od 4 lat walczę przed Sądem o rozwód i kontakty z córką, ona panna. Mieszkamy w Stolicy, poznaliśmy się przez portal randkowy, wiedziała o mojej sytuacji rodzinnej, byłem z nią szczery, wszystko się fajnie i szybko rozwijało, pierwsze spotkanie, później drugie, na trzecim zaprosiła mnie do siebie wszystko, skończyło się fajnym sexem. (wszystko w ciągu tygodnia). Zaczęliśmy się spotykać, z racji godzin pracy i odległości zamieszkania, większość spotkań była w weekend, na całe weekendy przyjeżdżaliśmy do mnie. Ja raczej jestem domatorem, zatem większość czasu spędzaliśmy w domu, ale nie tak że totalna asymilacja, jeździliśmy to tu to tam, kino, koncerty, kawiarnie. Było cudownie, przez pierwsze miesiące "woda sodowa i motylki", byliśmy sobą zachwyceni. Potrafiła mi powiedzieć, że jestem jej spełnionym ideałem w łóżku jak i poza. Ok. wiosny zaczęła być o mnie chorobliwie zazdrosna, jakiekolwiek nieodzywanie się do niej przez jakiś czas było odbierane podejrzliwie, moje wyjazdy w delegacje również stwarzały problem. Po wakacjach zaczęła znowuż być bardzo zaborcza, nie podobało się jej to że poświęcam tyle energii na walkę o kontakty z córką, potrafiła powiedzieć nawet "...ty masz tą swoją zasraną (imie dziecka) a ja co nie jestem ważna...". Zaczęła mieć nagle parcie na dziecko, cały czas męczyła mnie o to. Powiedziałem jej, że na dzień dzisiejszy ani ona ani ja nie możemy podjąć takiej decyzji, ja nie mam jeszcze rozwodu. Poza tym ona mieszka u mamy (sic!!!), a ja w wynajmowanym mieszkaniu. Ona nie potrafi nic zaoszczędzić, cała jej wypłata leci na wylansowane ciuchy, przez co czasem mieliśmy spięcia, je niestety nie jestem w stanie pociągnąć sam wszystkiego, uzyskałem od niej odpowiedź "...to rodzice są od tego żeby nam pomóc...". Rozwaliło mnie to tak że normalnie wybuchłem. Ok września miałem kolejną rozprawę rozwodową, która się niestety nie odbyła, siła wyższa w Sądzie. W nią strzelił piorun z powodu tego, że się nie rozwiodłem jeszcze, wyrzuciła z siebie taki grad raniących stwierdzeń,"...że nie mam jej nic do zaoferowania w takim razie...". Przez ok dwa miesiące nie wydawaliśmy się, próbowaliśmy rozmawiać przez tel o zaistniałej sytuacji, zapewniała mnie że nie może żyć, że nie powiedziała to w gniewie tak normalnie. Mieliśmy się spotkać...niestety on się nie pojawiła...jak się okazało poszła już z innym facetem. Wyjaśniła mi tylko, tonem pogardy, że ona nie będzie stać w miejscu. Jestem rozbity, przez tydz. nie byłem w pracy, piłem cały tydzień, zachowałem się irracjonalnie....
Ciężko się po tym pozbierać, biorąc pod uwagę, że to nie pierwsza taka sytuacja w moim życiu, jak ktoś zachował się wobec mnie wyrachowanie, nie mniej jednak mam cały czas w głowie, że gdybym może bardziej bym zgodził się na dziecko z nią to wszystko było by inaczej.