zdradziłam...
: 08 wrz 2013, 11:19
Witam. Chciałabym podzielić się z wami swoją historią o zdradzie. Sama jestem nią zaskoczona, ale nie czuje się z nią źle. Zacznijmy od tego że jestem ze swoim partnerem już ponad 3 lata. Od samego początku nasz związek był czymś magicznym, porażającym i bardzo namiętnym. Podobaliśmy się sobie, zakochaliśmy a w łóżku byliśmy jak ogień i woda. ale sytuacja się zmieniła, może nie do końca, nie wiem jak to nazwać, z czasem chyba sie do siebie przyzwyczailiśmy, prawie 2 lata spędzaliśmy ze sobą prawie każdy dzień, poznaliśmy się bardzo dogłebnie i nigdy nie wyobrażałam sobie że ktoś inny może zająć jego miejsce. w sumie tak jest do dziś. wiem żę tylko z nim pragnę być, choć przez ostatnie dni pozwoliłam sobie na coś czym zawsze gardziłam. zdrada. czym ona jest? no tak, cały ten kontakt fizyczny ble ble ble. a jednak pozwoliłam sobie na to. ale czemu nie żałuje? hm...od kilku lat wyjeżdzam za granice by zarobić pieniądze, gdzie w naszym kraju mogę pomarzyć o takich pieniądzach. podczas tych miesięcy bez swojego partnera, dało się jakoś przeżyć, wiedziałam że czeka na mnie, czułam jego miłość, troskę i wszystko inne. nie przypuszczałam że ktoś może zawrócić mi w głowie. owszem zdarzało się ze fantazjowałam o tym o tamtym, ale to tylko myśli. także to na jakich warunkach przebywam w miejscu gdzie pracuje wyklucza możliwość wyskoczenia gdzieś w plener i poznania nowyh twarzy. nie ma na to czasu, aż do teraz. tak więc tego roku taki ktoś się znalazł. gdy chodziłam do pracy pewien chłopak przykuł moją uwagę. jeździł skuterem rozwożąc zamówienia do różnych domów. zdarzało się że w ciągu dnia widywałam go dosyć często. w sumie już tamtego roku go wyczaiłam, ale w tym roku stało się to bardziej wciągające. wychodziłam z domu i tylko nasłuchiwałam czy jedzie, odwracałam głowe za każdym razem gdy usłyszałam motor. nie znaliśmy się wtedy, ale miałam niesforne myśli o nim
tak więc gdzieś z póltora miesiąca temu powiedzmy że się zapoznaliśmy przez jego kolege. Cześć cześć, a ja nawet nie zapamiętałam jego imienia
on poszedł dalej a ja musiałam wracać. no i nadal widzieliśmy się na drodze, ale za każdym razem przystawał i rozmawialiśmy chwile. i przez takie głupie chwile miałam humor do końca dnia. taa i dalej fantazjowałam. widziałam jak się na mnie patrzy, ja też patrzyłam się na niego z jakimś powabem czy cos
tak więc zdarzyło się tak że zostałam sama w domu i zaprosiłam go do siebie. pierwszy wieczór był normalny, dwoje młodych ludzi poznaje się przy winie i takie tam. nic szczególnego, ale wystarczyło bym się nakręciła. ale nic nie było. na drugi dzień również był. po winie i rozmowach, poszliśmy na tradycyjne ogladanie filmu
czy od tego wszystko musi się zacząć?
leżeliśmy ogladając coś tam, a on delikatnie zaczał smyrać mnie po nodze. o losie. mogłabym go rozszarpać. wyszłam na fajke i z wielka gula powiedziałam ze mam chłopaka. taa i co z tego
chciałam go ! pożądałam i stało się. fajerwerki i te sprawy. nie czułam się źle że to zrobiłam. ba. to nie był jedyny raz. od 2 tygodni spi w moim łóżku, nauczyliśmy się wielu rzeczy od siebie, ma wspaniały charakter, jest taki seksowny i pociągający. eh. sprawia że zapominam o wszystkim. dziś znowu przyjdzie, a ja nie mam żadnych ale. hamulce powinny dawno sie włączyć ale tak nie jest. potrzebuje jego bliskości. wiem że to jest złe, on też o tym wie, bo nie chce nic burzyć w moim związku, ale poddajemy się tej chwili. niestety wiem co do mnie czuje, zakochał się a ja nie wiedzieć czemu czuje się tak dobrze przy nim, zauroczona...wie że nie może na nic wiecej liczyć, ale myśli o tym co by było gdyby. tak bardzo mu sie spodobałam. czemu?
niedługo on wyjedzie, a ja na sama myśl czuje się zle. co jest ze mna nie tak? zależy mi na moim chłopaku, kocham go, ale do drugiego też coś tam czuje. jest mi cholernie z nim dobrze, tak samo jak z moim. ale mój nie zaskakuje mnie tak jak kiedyś, seks nie jest taki jak powinien być, czasem czuje się wykorzystywana. czegoś brakuje w naszym związku, ale czego? mamy wspólne plany, i chce je właśnie z nim zrealizować, ale jednak on nie jest na to gotowy. jeszcze nie. a ja wieczności czekać nie będe...ja potrzebuje stanowczości, pewności, a on nie zawsze mi ją daje. nie wiem co teraz powinnam robić. powiedzieć o zdradzie? niee za bardzo bym go zraniła, a tego nie chce. zapomnieć o sprawie? tez się nie da, bo wspomnienia zostają. mam silną osobowość i sumienie. nie gryzie mnie to co zrobiłam, chyba nie czuje się jak osoba która zdradziła. po prostu potraktowałam to jak jakiegoś typu moment w życiu którego nie zapomne, bo dzięki niemu czułam się szcześliwa. myślę że teraz trzeba bedzie z tym żyć. przecież nic się nie stało...