Urwany kontakt i kulejąca relacja
: 25 lip 2012, 17:21
Witajcie!
Przed wakacjami spotykałem się z kobietą w moim wieku (lat 23). Była wniebowzięta - mówiła, że czuje się przy mnie bezpieczna, kochana. Spaliśmy ze sobą i świetnie spędzaliśmy razem czas. Zrezygnowała z zaplanowanego wyjazdu na rok za granicę, by móc być ze mną.
W jednej z wielu rozmów prosiła mnie, bym nigdy przenigdy nie urywał z nią niespodziewanie kontaktu, bo ona strasznie tego nie lubi, nie wie co się dzieje itd. Było sielankowo, ale już wtedy, choć nie dostrzegałem tego, pojawiały się niepokojące sygnały. W jednej z rozmów stwierdziła, że zawsze gdy się z kimś wiąże, pierwszy miesiąc jest super, a potem jej przechodzi. Dodatkowo opowiedziała mi o swoich poprzednich "dramatycznych" związkach - w jednym przez rok szalała za facetem, który jej nie chciał, w drugim przespała się z gościem na imprezie by później stwierdzić, że nie chce z nim być.
Przyszedł czas wakacyjnych wyjazdów. Rozstaliśmy się na miesiąc. Pierwsze dwa tygodnie były w porządku - czułem, że jest zaangażowana. Wymienialiśmy jeden-dwa maile dziennie, co kilka dni dzwoniłem do niej. Wszystko szlag trafił z chwilą, gdy wyjechała ze swoimi znajomymi i byłym facetem za granicę. Nagle, z dnia na dzień, zrobiła się zimna i oschła, by potem nagle urwać kontakt. Początkowo starałem się nie panikować, ale gdy zdałem sobie sprawę, co się dzieje, mogłem tylko odpowiedzieć tym samym. Nie odzywała się do mnie 1,5 tygodnia.
Po powrocie napisała jak gdyby nigdy nic. Zadzwoniłem i powiedziałem jasno, że nie podoba mi się to jak postąpiła - zrobiła dokładnie tak, jak nie chciała, abym ja wobec niej postąpił. Poza tym czuje, że jej zaangażowanie spadło i ma to związek z tym, że sama przyznała, że angażuje się na krótko, a ja szukam kobiety, która potrafi się zaangażować na dłużej niż miesiąc. Podczas tej rozmowy była bardzo zdenerwowana. Nie powiedziała ani słowa, jedynie dwa razy "przepraszam".
Od tej rozmowy mineły 2 dni i nadal nie mamy ze sobą kontaktu. Jestem tą sytuacją strasznie zmęczony, cały czas myślę o niej. Wiem, że postąpiłem słusznie - bronię swoich zasad i swojego szeroko pojętego dobra. Jestem jednak mocno zaangażowany i choć potrafię to kontrolować i nie obniżać swojej wartości proszeniem się o uwagę, to dużo mnie to kosztuje.
Walczę sam ze sobą, żeby nie zadzwonić do niej ponownie i nie proponować kolejnej rozmowy, żeby wszystko sobie wyjaśnić i jakoś to naprawić. Z drugiej strony wiem, że inicjatywa teraz leży po jej stronie, bo to ona złamała to, na co wspólnie się umówiliśmy. Jeśli ja napiszę pierwszy pokażę w ten sposób, że cokolwiek by się nie działo i co by nie zrobiła, zawsze będę chciał to załagodzić, a tą drogą nigdy nie stworzę relacji w której oboje będziemy na równych prawach.
Nie chcę, żeby ta relacja się skończyła, ale nie mogę sobie pozwolić na gonitwę za kobietą, co do której czuje, że nie jest na tyle zaangażowana, żeby do mnie zadzwonić czy napisać smsa, by jakoś to wyprostować.
Co robić?
Przed wakacjami spotykałem się z kobietą w moim wieku (lat 23). Była wniebowzięta - mówiła, że czuje się przy mnie bezpieczna, kochana. Spaliśmy ze sobą i świetnie spędzaliśmy razem czas. Zrezygnowała z zaplanowanego wyjazdu na rok za granicę, by móc być ze mną.
W jednej z wielu rozmów prosiła mnie, bym nigdy przenigdy nie urywał z nią niespodziewanie kontaktu, bo ona strasznie tego nie lubi, nie wie co się dzieje itd. Było sielankowo, ale już wtedy, choć nie dostrzegałem tego, pojawiały się niepokojące sygnały. W jednej z rozmów stwierdziła, że zawsze gdy się z kimś wiąże, pierwszy miesiąc jest super, a potem jej przechodzi. Dodatkowo opowiedziała mi o swoich poprzednich "dramatycznych" związkach - w jednym przez rok szalała za facetem, który jej nie chciał, w drugim przespała się z gościem na imprezie by później stwierdzić, że nie chce z nim być.
Przyszedł czas wakacyjnych wyjazdów. Rozstaliśmy się na miesiąc. Pierwsze dwa tygodnie były w porządku - czułem, że jest zaangażowana. Wymienialiśmy jeden-dwa maile dziennie, co kilka dni dzwoniłem do niej. Wszystko szlag trafił z chwilą, gdy wyjechała ze swoimi znajomymi i byłym facetem za granicę. Nagle, z dnia na dzień, zrobiła się zimna i oschła, by potem nagle urwać kontakt. Początkowo starałem się nie panikować, ale gdy zdałem sobie sprawę, co się dzieje, mogłem tylko odpowiedzieć tym samym. Nie odzywała się do mnie 1,5 tygodnia.
Po powrocie napisała jak gdyby nigdy nic. Zadzwoniłem i powiedziałem jasno, że nie podoba mi się to jak postąpiła - zrobiła dokładnie tak, jak nie chciała, abym ja wobec niej postąpił. Poza tym czuje, że jej zaangażowanie spadło i ma to związek z tym, że sama przyznała, że angażuje się na krótko, a ja szukam kobiety, która potrafi się zaangażować na dłużej niż miesiąc. Podczas tej rozmowy była bardzo zdenerwowana. Nie powiedziała ani słowa, jedynie dwa razy "przepraszam".
Od tej rozmowy mineły 2 dni i nadal nie mamy ze sobą kontaktu. Jestem tą sytuacją strasznie zmęczony, cały czas myślę o niej. Wiem, że postąpiłem słusznie - bronię swoich zasad i swojego szeroko pojętego dobra. Jestem jednak mocno zaangażowany i choć potrafię to kontrolować i nie obniżać swojej wartości proszeniem się o uwagę, to dużo mnie to kosztuje.
Walczę sam ze sobą, żeby nie zadzwonić do niej ponownie i nie proponować kolejnej rozmowy, żeby wszystko sobie wyjaśnić i jakoś to naprawić. Z drugiej strony wiem, że inicjatywa teraz leży po jej stronie, bo to ona złamała to, na co wspólnie się umówiliśmy. Jeśli ja napiszę pierwszy pokażę w ten sposób, że cokolwiek by się nie działo i co by nie zrobiła, zawsze będę chciał to załagodzić, a tą drogą nigdy nie stworzę relacji w której oboje będziemy na równych prawach.
Nie chcę, żeby ta relacja się skończyła, ale nie mogę sobie pozwolić na gonitwę za kobietą, co do której czuje, że nie jest na tyle zaangażowana, żeby do mnie zadzwonić czy napisać smsa, by jakoś to wyprostować.
Co robić?