Czy nie przeraża Was czasem to, że osoba, którą bardzo kochacie i tworzycie z nią udany związek, może kiedyś odejść? Nie chodzi o odejście do innego, ale o śmierć...
Mnie przeraża myśl, że kiedyś nastąpi koniec... stanie się to, co stać się kiedyś musi. Zostanie pustka... albo ja będę sam, albo ona.
Dlatego myślę, że najlepsza śmierć dla naprawdę kochających się ludzi, to wypadek, w którym giną jednocześnie. Żadne z nich nie będzie cierpiało z powodu śmierci drugiego...
Wiem, głupie... ale jak mnie tak czasem najdzie, to... po prostu mam taki nastrój, że...
Co Wy o tym myślicie? Myślicie już o tym, jak to będzie kiedyś... gdy kogoś zabraknie?