Toksyczny zwiazek
: 10 lut 2009, 23:26
Witam wszystkich forumowiczow.
Od razu przejde do problemu.
Jestem z dziewczyna 2,5 roku. Od dluzszego czasu jest miedzy nami zle. Ciagle sie klocimy. Kiedys klocilismy sie rzadziej. Mozna powiedziec, ze czestotliwosc klotni rozwijala sie szeregiem geometrycznym. Przez to, ze mielismy sesje nie widzielismy sie przez okolo tydzien (tzn. widzielismy sie 2 razy po 1,5 godziny). Potem bylismy ze soba cale 2 dni i znowu byly klotnie. Klocimy sie o wszystko. Wg mnie 3/4 klotni (albo i wiecej) prowokuje ona. Poza tym wszystko jej nie pasuje. Kilka dni temu ogladalismy razem film i jadlem chipsy. Ciagle zwracala mi uwage, zebym nie szelescil i ze moja glowa zaslania jej ekran (lezelismy). Powiedzialem, zeby polozyla sie wyzej, a ona ciagle zwracala mi uwage na te dwie rzeczy - to ja mialem polozyc sie nizej. Takich sytuacji, w ktorych cos jej nie pasuje, a ja mam sie dostosowac mozna mnozyc. Mysli tylko o sobie. Jak cos jej nie pasuje albo cos chce osiagnac to krzyczy. Ciagly krzyk. Robi tez tak w domu z rodzicami, tyle tylko, ze ze wzmozona sila. Krzyk, krzyk, krzyk, 0 szacunku. Jak na to patrze to zastanawiam sie "Co ja tutaj robie? Przeciez jak jej rodzice odejda bedzie tak robic ze mna. Przeciez juz zaczela to robic." Jezeli zwroce jej uwage, ze jakies jej zachowanie mi sie nie podoba to slysze "nie przesadzaj" albo uzywa jakiegos argumentu i wychodzi na to, ze jestem przewrazliwiony. Nigdy nie uslyszalem od niej slowa "przepraszam". Mam tez wrazenie, ze mna manipuluje. Robi wszystko, zebym wybuchl i wychodzi na to, ze to ja jestem ten zly.
Kilka dni temu z nia zerwalem. Poraz n-ty. Poraz kolejny po jej zachowaniu, ktore mnie przytlacza. Ona juz na to leje, bo jest swiecie przekonana, ze znowu wroce - mam takie wrazenie. Nie odezwie sie, zeby powiedziec, ze zle sie zachowala. To ja mam sie odezwac i ja przeprosic, ze nagle wyszedlem z jej domu.
Teraz bede pisal o dobrych rzeczach.
Ogolnie wiem, ze ona jest dobrym czlowiekiem, ale to jaki ma charakter i jak sie wobec mnie zachowuje to inna kwestia. Zawsze moge na niej polegac. Kiedy lezalem w szpitalu byla u mnie prawie codziennie; zrobila mi kserowki wszystkich zajec. Innym razem o 1 w nocy jechala ze mna na izbe przyjec. Gdy nie mialem drukarki i pilnie czegos potrzebowalem to ona drukowala to u siebie i przywozila do mnie (mieszkamy na 2 koncach miasta). Zawsze moge wypozyczyc ksiazke na jej uczelni na jej konto.
Ogolnie - mozemy na sobie polegac, ufamy sobie, kochamy sie, duzo ze soba rozmawiamy, opowiadamy co sie wydazylo kazdego dnia, co nas spotkalo, tesknie jak nie widze jej kilka dni (wiem, ze ona tez), a mimo to jest miedzy nami zle. Mysle, ze nie tylko mi jest zle, bo ona tez ma do mnie jakies zastrzezenia. Rozmawialismy ze soba wiele razy i zawsze to wyglada tak samo:
1. Jest dobrze, szanujemy sie, smiejemy, cieszymy sie soba;
2. Zaczyna sie psuc;
3. Ciagle klotnie, przewaznie o bzdury;
4. Rozmowa;
5. Punkty od 1 do 4 - i tak ciagle.
Juz nie wiem co robic. Z jednej strony mam juz dosyc, chce spokoju. Ostatnio zaczelo bolec mnie serce - mysle, ze na tle nerwowym. Z drugiej strony chce z nia porozmawiac i sprobowac jeszcze raz. Mam tez swiadomosc swoich wad - jestem impulsywny, ale staram sie nad soba panowac - i tego, ze w moich oczach to glownie ona ponosi wine za ta zla atmosfere, ale tak na prawde ona moze myslec tak samo o mnie, bo przeciez to my - dwie osoby - nie mozemy sie ze soba dogadac.
Od razu przejde do problemu.
Jestem z dziewczyna 2,5 roku. Od dluzszego czasu jest miedzy nami zle. Ciagle sie klocimy. Kiedys klocilismy sie rzadziej. Mozna powiedziec, ze czestotliwosc klotni rozwijala sie szeregiem geometrycznym. Przez to, ze mielismy sesje nie widzielismy sie przez okolo tydzien (tzn. widzielismy sie 2 razy po 1,5 godziny). Potem bylismy ze soba cale 2 dni i znowu byly klotnie. Klocimy sie o wszystko. Wg mnie 3/4 klotni (albo i wiecej) prowokuje ona. Poza tym wszystko jej nie pasuje. Kilka dni temu ogladalismy razem film i jadlem chipsy. Ciagle zwracala mi uwage, zebym nie szelescil i ze moja glowa zaslania jej ekran (lezelismy). Powiedzialem, zeby polozyla sie wyzej, a ona ciagle zwracala mi uwage na te dwie rzeczy - to ja mialem polozyc sie nizej. Takich sytuacji, w ktorych cos jej nie pasuje, a ja mam sie dostosowac mozna mnozyc. Mysli tylko o sobie. Jak cos jej nie pasuje albo cos chce osiagnac to krzyczy. Ciagly krzyk. Robi tez tak w domu z rodzicami, tyle tylko, ze ze wzmozona sila. Krzyk, krzyk, krzyk, 0 szacunku. Jak na to patrze to zastanawiam sie "Co ja tutaj robie? Przeciez jak jej rodzice odejda bedzie tak robic ze mna. Przeciez juz zaczela to robic." Jezeli zwroce jej uwage, ze jakies jej zachowanie mi sie nie podoba to slysze "nie przesadzaj" albo uzywa jakiegos argumentu i wychodzi na to, ze jestem przewrazliwiony. Nigdy nie uslyszalem od niej slowa "przepraszam". Mam tez wrazenie, ze mna manipuluje. Robi wszystko, zebym wybuchl i wychodzi na to, ze to ja jestem ten zly.
Kilka dni temu z nia zerwalem. Poraz n-ty. Poraz kolejny po jej zachowaniu, ktore mnie przytlacza. Ona juz na to leje, bo jest swiecie przekonana, ze znowu wroce - mam takie wrazenie. Nie odezwie sie, zeby powiedziec, ze zle sie zachowala. To ja mam sie odezwac i ja przeprosic, ze nagle wyszedlem z jej domu.
Teraz bede pisal o dobrych rzeczach.
Ogolnie wiem, ze ona jest dobrym czlowiekiem, ale to jaki ma charakter i jak sie wobec mnie zachowuje to inna kwestia. Zawsze moge na niej polegac. Kiedy lezalem w szpitalu byla u mnie prawie codziennie; zrobila mi kserowki wszystkich zajec. Innym razem o 1 w nocy jechala ze mna na izbe przyjec. Gdy nie mialem drukarki i pilnie czegos potrzebowalem to ona drukowala to u siebie i przywozila do mnie (mieszkamy na 2 koncach miasta). Zawsze moge wypozyczyc ksiazke na jej uczelni na jej konto.
Ogolnie - mozemy na sobie polegac, ufamy sobie, kochamy sie, duzo ze soba rozmawiamy, opowiadamy co sie wydazylo kazdego dnia, co nas spotkalo, tesknie jak nie widze jej kilka dni (wiem, ze ona tez), a mimo to jest miedzy nami zle. Mysle, ze nie tylko mi jest zle, bo ona tez ma do mnie jakies zastrzezenia. Rozmawialismy ze soba wiele razy i zawsze to wyglada tak samo:
1. Jest dobrze, szanujemy sie, smiejemy, cieszymy sie soba;
2. Zaczyna sie psuc;
3. Ciagle klotnie, przewaznie o bzdury;
4. Rozmowa;
5. Punkty od 1 do 4 - i tak ciagle.
Juz nie wiem co robic. Z jednej strony mam juz dosyc, chce spokoju. Ostatnio zaczelo bolec mnie serce - mysle, ze na tle nerwowym. Z drugiej strony chce z nia porozmawiac i sprobowac jeszcze raz. Mam tez swiadomosc swoich wad - jestem impulsywny, ale staram sie nad soba panowac - i tego, ze w moich oczach to glownie ona ponosi wine za ta zla atmosfere, ale tak na prawde ona moze myslec tak samo o mnie, bo przeciez to my - dwie osoby - nie mozemy sie ze soba dogadac.