Bardzo różnie bywało między nami..
Zaczeło coś iskrzyć, potem o coś się pokłóciliśmy, były wojny, a potem zapomnieliśmy i przerodziło się to w naprawde fajne uczucie.
Dawał mi wyraźne znaki że znacze dla niego cos więcej, niż tylko koleżanka czy przyjaciółka.
Było bardzo miło, buziaki, spacery, przytulania, prezenty, SMSy, śmiechy.. Czułam takie szczęście w sercu.
Ale cos zaczeło pękać, nie rozumiałam dlaczego. I pewnego wieczoru powiedział mi że coś zgasło... Było mu przykro, przepraszał że cierpie. Wracaliśmy do tego kilka razy i zawsze mówił że jestem dla niego bardzo ważna.
Mineło troche czasu, myślałam że to uczucie mi przeszło. Ze ja go po prostu bardzo lubie jako najlepszego przyjaciela, bo szczerze mogę powiedzeć że zawsze mam w nim oparcie..
Ostatnio wspominaliśmy stare czasy ze śmiechem i wzruszeniem jak to było
A ja nie wiem co sie ze mną dzieje. Zaczełam sobie wszytsko dokładnie przypominać i...
tęsknić za tym.. Kiedy jestem blisko niego, gdy rozmawiamy w gronie innych znajomych, czuje że chciałabym się do niego mocno przytulić i powiedzieć jak steskniłam sie za nim przez ostatnie lata. Miękne gdy przypadkiem popatrzy mi w oczy..
prosze, pomóżcie
