Traumy z dzieciństwa, głód miłości i toksyczne związki
: 20 paź 2008, 11:46
Witajcie
Jestem dwa miesiące po rozstaniu z moją byłą już dziewczyną. Byliśmy razem 4 lata, były plany i wspólne cele, jednak w nowej pracy szybko zakręciła się koło 15 lat starszego od niej "kolegi" i kiedy dowiedziałem się o kłamstwach i jej flircie z nim bez słowa odeszła do niego. Potraktowała mnie jak śmiecia, straszliwie bolało i dalej boli, ale nie w tym rzecz.
Już podczas trwania związku doszedłem do wniosku, że to wszystko nie było tak jak być powinno. Nie szanowała mnie, nie szanowała moich potrzeb. Ona była zawsze najważniejsza, a wszystko to o czym mówiłem i co było dla mnie ważne skutecznie ignorowała. Przykładów mógł bym podać wiele, przede wszystkim jednak chodziło o brak bliskości między nami, o to że ona ignorowała mnie i moje potrzeby, o jej brak zaangażowania mimo moich codziennych poświęceń. Ja zatraciłem się w tym związku, byłem od niej uzależniony ( do dzisiaj jestem ? ) Było mi cholernie źle, wpadałem w stany depresyjne, byłem nieszczęśliwy i czułem się niekochany i zaniedbywany... ale nie chciałem odejść. Próbowałem walczyć o swoje, ale i tak w końcu godziłem się na to, co mi rzuciła. Było mi z nią źle, ale panicznie bałem się rozstania. Cieszyłem się, że miałem do kogo pojechać, miałem na kogo czekać po drzwiami i kto z łaski raz na jakiś czas okazał mi troche miłości. Wiedziałem, że to mało, ale karmiłem się tym, co mi dała.
Po jakimś czasie dotarło do mnie, że problem tkwi chyba głównie we mnie. Po pobieżnej analizie doszedłem do wniosku, że przyczyną mojego podejścia może być sytuacja rodzinna. Rodzice rozwiedli się, gdy miałem 3 lata. Wychowała mnie mama, a z tatą do dziś mam mizerny kontakt ( 1-2 godziny w miesiącu + smsy i telefony raz na jakiś czas ) W domu zawsze czułem pustkę, bardzo za nim tęskniłem. Z normalnego życia rodzinnego mam może jeden czy dwa urywki w pamięci, z racji tego, że byłem za mały żeby cokolwiek zapamiętać sprzed rozwodu rodziców. Życie w rozbitej rodzinie to nic przyjemnego.
Zastanawia mnie moje położenie dzisiaj i to jakie będzie moje przyszłe życie. Nienormalnie cierpię po rozstaniu z kimś, kto nie był dla mnie dobry. Wegetuję, żyje z minuty na minutę, miewam myśli samobójcze. Byłem u psychologa, ale ten stwierdził, że to normalny ból po stracie i że to minie. Czuje się sam na tym świecie, brakuje mi kogoś bliskiego, z kim mógł bym o wszystkim porozmawiać, przytulić się i kim mógł bym się opiekować ale także kto opiekował by się mną. Czasami mam wrażenie, że emocjonalnie jestem jak takie małe dziecko bezwarunkowo oczekujące miłości od rodziców, przy czym ja tej miłości szukam już gdzieś indziej. Oddał bym wszystko za kogoś kto okazał by mi choć odrobinę miłości jednak zdaję sobie sprawę, że jeżeli owy deficyt z dzieciństwa będę próbował wypełnić sobie jakimś związkiem, to zawsze będą to toksyczne relacje. Jeżeli ktoś okaże mi dobroć to wpadłem jak śliwka w kompot, wiem to już dzisiaj.
I teraz pytanie do was. Czy macie może podobne doświadczenia ? Co sądzicie o terapiach dla ludzi z rodzin dysfunkcyjnych ? W jaki sposób można "załatać" deficyt z dzieciństwa tak, aby żyć możliwie normalnym życiem bez wiecznego głodu bycia kochanym ?
Jestem dwa miesiące po rozstaniu z moją byłą już dziewczyną. Byliśmy razem 4 lata, były plany i wspólne cele, jednak w nowej pracy szybko zakręciła się koło 15 lat starszego od niej "kolegi" i kiedy dowiedziałem się o kłamstwach i jej flircie z nim bez słowa odeszła do niego. Potraktowała mnie jak śmiecia, straszliwie bolało i dalej boli, ale nie w tym rzecz.
Już podczas trwania związku doszedłem do wniosku, że to wszystko nie było tak jak być powinno. Nie szanowała mnie, nie szanowała moich potrzeb. Ona była zawsze najważniejsza, a wszystko to o czym mówiłem i co było dla mnie ważne skutecznie ignorowała. Przykładów mógł bym podać wiele, przede wszystkim jednak chodziło o brak bliskości między nami, o to że ona ignorowała mnie i moje potrzeby, o jej brak zaangażowania mimo moich codziennych poświęceń. Ja zatraciłem się w tym związku, byłem od niej uzależniony ( do dzisiaj jestem ? ) Było mi cholernie źle, wpadałem w stany depresyjne, byłem nieszczęśliwy i czułem się niekochany i zaniedbywany... ale nie chciałem odejść. Próbowałem walczyć o swoje, ale i tak w końcu godziłem się na to, co mi rzuciła. Było mi z nią źle, ale panicznie bałem się rozstania. Cieszyłem się, że miałem do kogo pojechać, miałem na kogo czekać po drzwiami i kto z łaski raz na jakiś czas okazał mi troche miłości. Wiedziałem, że to mało, ale karmiłem się tym, co mi dała.
Po jakimś czasie dotarło do mnie, że problem tkwi chyba głównie we mnie. Po pobieżnej analizie doszedłem do wniosku, że przyczyną mojego podejścia może być sytuacja rodzinna. Rodzice rozwiedli się, gdy miałem 3 lata. Wychowała mnie mama, a z tatą do dziś mam mizerny kontakt ( 1-2 godziny w miesiącu + smsy i telefony raz na jakiś czas ) W domu zawsze czułem pustkę, bardzo za nim tęskniłem. Z normalnego życia rodzinnego mam może jeden czy dwa urywki w pamięci, z racji tego, że byłem za mały żeby cokolwiek zapamiętać sprzed rozwodu rodziców. Życie w rozbitej rodzinie to nic przyjemnego.
Zastanawia mnie moje położenie dzisiaj i to jakie będzie moje przyszłe życie. Nienormalnie cierpię po rozstaniu z kimś, kto nie był dla mnie dobry. Wegetuję, żyje z minuty na minutę, miewam myśli samobójcze. Byłem u psychologa, ale ten stwierdził, że to normalny ból po stracie i że to minie. Czuje się sam na tym świecie, brakuje mi kogoś bliskiego, z kim mógł bym o wszystkim porozmawiać, przytulić się i kim mógł bym się opiekować ale także kto opiekował by się mną. Czasami mam wrażenie, że emocjonalnie jestem jak takie małe dziecko bezwarunkowo oczekujące miłości od rodziców, przy czym ja tej miłości szukam już gdzieś indziej. Oddał bym wszystko za kogoś kto okazał by mi choć odrobinę miłości jednak zdaję sobie sprawę, że jeżeli owy deficyt z dzieciństwa będę próbował wypełnić sobie jakimś związkiem, to zawsze będą to toksyczne relacje. Jeżeli ktoś okaże mi dobroć to wpadłem jak śliwka w kompot, wiem to już dzisiaj.
I teraz pytanie do was. Czy macie może podobne doświadczenia ? Co sądzicie o terapiach dla ludzi z rodzin dysfunkcyjnych ? W jaki sposób można "załatać" deficyt z dzieciństwa tak, aby żyć możliwie normalnym życiem bez wiecznego głodu bycia kochanym ?