Kocur mądry po szkodzie
Moderator: modTeam
Kocur mądry po szkodzie
Witajcie!
Wiem, że pod dobr adres przyszedłem.
Po hekatombie trudnego rozstania w 2006 roku zacząłem się z kimś spotykać (nazwijmy ją Magda), jednak nie chciałem traktować tego poważnie - Ona tak, więc rozstaliśmy się po kilku miesiącach. Po pewnym czasie zaczęło mi jej bardzo brakować, zrozumiałem kogo straciłem i powoli zbliżaliśmy się do siebie na nowo, na nowych warunkach. Było to równo rok temu. Pojawiło się uczucie, wspaniałe wakacje, związek. Powoli zmieniałem się, wracała mi uczuciowość. Nadal jednak zdarzały się chwile niechęci z mojej strony, potrzeba bycia samemu, zdarzały mi się dni, kiedy wydawało mi się, że nie mam serca. Jednak po kilku dniach wszystko wracało do normy. W lutym przeżyliśmy poważny kryzys, spowodowany moim zachowaniem. Rozwiązaliśmy, a ja znowu zacząłem kochać i starać się.
Niestety w tą sobotę sielanka się skończyła - doszło do poważnego spięcia, przeniosłem swój stres z zewnątrz na Jej osobę. Całą niedzielę nie odezwałem się, a czekała. W poniedziałek spotkaliśmy się, rozmowa była trudna, mówiła że nie potrafimy się dogadać, że mam trudny charakter. Czekała, aż zaprzeczę...ja nie mogłem, nie byłem na to gotów. Całą noc myślałem. Zdecydowałem, że jestem dorosły facet (mam 28 lat), wiem czego chcę i pora wziąść się w garść i zacząć poważnie nad sobą pracować, bo dziewczyna jest wyjątkowa. Chciałem się spotkać i jej to powiedzieć. Niestety, stwierdziła że jest za późno, że nie wierzy mi, że się zmienię. Że kocha mnie, ale musi zacząć myśleć o sobie, o swoim całym życiu, a nie o najbliższych miesiącach kiedy na pewno będę dobry.
Powiedziała że się waha, jednak mi nie wierzy zupełnie...
A jeszcze w czwartek byliśmy tak blisko ze sobą jak to tylko jest możliwe...
W środę kupiłem jej kwiaty, zawiozłem, wręczyłem i w ciszy odjechałem. Rozpłynęła się...Wczoraj nie chciała się spotkać, twierdzi że potrzebuje czasu. Boję się, że czas działa na naszą niekorzyść, że z każdym dniem Ona będzie się utwierdzać w tym, że dobrze zrobiła. Za 3 tygodnie mieliśmy wyjeżdżać na wymarzone wakacje...chciałem się Jej oświadczyć. Byłem czasem niedobry, prowokowałem awantury, ale muszę się zmienić, chcę się zmienić i zacząłem się zmieniać.
Dla niej.
Boję się, że Jej miłość do mnie, choć silna, to zginie pod naporem jej rozsądku i utwierdzaniu się w przekonaniu słusznej decyzji.
Co mam robić, pomóżcie
P.S. Serdeczne pozdrowienia dla Myszorka, enga, mrt, Fisha i całej reszty paczki
Wiem, że pod dobr adres przyszedłem.
Po hekatombie trudnego rozstania w 2006 roku zacząłem się z kimś spotykać (nazwijmy ją Magda), jednak nie chciałem traktować tego poważnie - Ona tak, więc rozstaliśmy się po kilku miesiącach. Po pewnym czasie zaczęło mi jej bardzo brakować, zrozumiałem kogo straciłem i powoli zbliżaliśmy się do siebie na nowo, na nowych warunkach. Było to równo rok temu. Pojawiło się uczucie, wspaniałe wakacje, związek. Powoli zmieniałem się, wracała mi uczuciowość. Nadal jednak zdarzały się chwile niechęci z mojej strony, potrzeba bycia samemu, zdarzały mi się dni, kiedy wydawało mi się, że nie mam serca. Jednak po kilku dniach wszystko wracało do normy. W lutym przeżyliśmy poważny kryzys, spowodowany moim zachowaniem. Rozwiązaliśmy, a ja znowu zacząłem kochać i starać się.
Niestety w tą sobotę sielanka się skończyła - doszło do poważnego spięcia, przeniosłem swój stres z zewnątrz na Jej osobę. Całą niedzielę nie odezwałem się, a czekała. W poniedziałek spotkaliśmy się, rozmowa była trudna, mówiła że nie potrafimy się dogadać, że mam trudny charakter. Czekała, aż zaprzeczę...ja nie mogłem, nie byłem na to gotów. Całą noc myślałem. Zdecydowałem, że jestem dorosły facet (mam 28 lat), wiem czego chcę i pora wziąść się w garść i zacząć poważnie nad sobą pracować, bo dziewczyna jest wyjątkowa. Chciałem się spotkać i jej to powiedzieć. Niestety, stwierdziła że jest za późno, że nie wierzy mi, że się zmienię. Że kocha mnie, ale musi zacząć myśleć o sobie, o swoim całym życiu, a nie o najbliższych miesiącach kiedy na pewno będę dobry.
Powiedziała że się waha, jednak mi nie wierzy zupełnie...
A jeszcze w czwartek byliśmy tak blisko ze sobą jak to tylko jest możliwe...
W środę kupiłem jej kwiaty, zawiozłem, wręczyłem i w ciszy odjechałem. Rozpłynęła się...Wczoraj nie chciała się spotkać, twierdzi że potrzebuje czasu. Boję się, że czas działa na naszą niekorzyść, że z każdym dniem Ona będzie się utwierdzać w tym, że dobrze zrobiła. Za 3 tygodnie mieliśmy wyjeżdżać na wymarzone wakacje...chciałem się Jej oświadczyć. Byłem czasem niedobry, prowokowałem awantury, ale muszę się zmienić, chcę się zmienić i zacząłem się zmieniać.
Dla niej.
Boję się, że Jej miłość do mnie, choć silna, to zginie pod naporem jej rozsądku i utwierdzaniu się w przekonaniu słusznej decyzji.
Co mam robić, pomóżcie
P.S. Serdeczne pozdrowienia dla Myszorka, enga, mrt, Fisha i całej reszty paczki
Ostatnio zmieniony 06 cze 2008, 11:20 przez Kocur, łącznie zmieniany 2 razy.
Kocur pisze:Zdecydowałem, że jestem dorosły facet (mam 28 lat), wiem czego chcę i pora wziąść się w garść i zacząć poważnie nad sobą pracować, bo dziewczyna jest wyjątkowa.
Ile razy wcześniej podejmowałeś taką decyzję?
Kocur pisze:Boję się, że Jej miłość do mnie, choć silna, to zginie pod naporem jej rozsądku i utwierdzaniu się w przekonaniu słusznej decyzji.
Jak jest miłość, to nie zginie i myślę, że nie powinieneś teraz napierać, ale dać jej czas na to, aby poobserwowała CIebie i niech sama stwierdzi, że faktycznie zmieniasz się, bo wiesz, mówić i obiecywać można wiele, a tym bardziej, że ona już kilka razy zawiodła się na Twoich słowach
Kocur pisze:Co mam robić, pomóżcie
Pracować nad sobą, nie marudzić <browar>
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
ucięło mi poczatek - najmocniej przepraszam, już się poprawiłem
kurcze, mam dziś wolne od pracy, rzucam się po mieszkaniu jak wściekły kocur, ale nie chcę do niej dzwonić, chce spokoju, więc muszę to uszanować (w końcu zacząć się z nią liczyć, mam nadzieję że nie za późno...)
wspomóżcie, radą dobrym słowem, obiektywizmem, krytyką...będę Wam bardzo wdzięczny.
[ Dodano: 2008-06-06, 11:30 ]
Cześć Mona! Właśnie szkopuł w tym, że waha się, ale nie potrafi mi uwierzyć i nie czuje już siły na próbowanie i kolejne rozczarowanie...
W tej chwili mogę się zmieniać tylko dla siebie. Nie wiem co mam robić, żeby Ona uwierzyła.
Nie bardzo mogę cidziennie, bo ona się boi spotkań ze mną, boli ją to i...wie, że w momencie kiedy się ze mną spotyka to mięknie. A decyzję już podjęłą i boi się że ja ją "przekabacę". Intuicja Jej mówi, że słusznie zrobiła.
Czy się zmienię? Zacząłem. Zaczynała mi wracać emocjonalność, empatia, jednak nadal popełniałem błędy. Myślałem za często o sobie, wahałem się.
Teraz jestem zdecydowany, bo zmienić się muszę - inaczej ciężko mi będzie z kimkolwiek. A życie singla nie jest dla mnie.
kurcze, mam dziś wolne od pracy, rzucam się po mieszkaniu jak wściekły kocur, ale nie chcę do niej dzwonić, chce spokoju, więc muszę to uszanować (w końcu zacząć się z nią liczyć, mam nadzieję że nie za późno...)
wspomóżcie, radą dobrym słowem, obiektywizmem, krytyką...będę Wam bardzo wdzięczny.
[ Dodano: 2008-06-06, 11:30 ]
Mona pisze:Jak jest miłość, to nie zginie i myślę, że nie powinieneś teraz napierać, ale dać jej czas na to, aby poobserwowała CIebie i niech sama stwierdzi, że faktycznie zmieniasz się, bo wiesz, mówić i obiecywać można wiele, a tym bardziej, że ona już kilka razy zawiodła się na Twoich słowach
Cześć Mona! Właśnie szkopuł w tym, że waha się, ale nie potrafi mi uwierzyć i nie czuje już siły na próbowanie i kolejne rozczarowanie...
W tej chwili mogę się zmieniać tylko dla siebie. Nie wiem co mam robić, żeby Ona uwierzyła.
shaman pisze:Powinieneś robić wszystko, czego jeszcze nie robiłeś. Codziennie okazywać pełne zaangażowanie i determinację. I może się przekona.
Ale najważniejszym jest, abyś Ty był pewny swoich słów. O tym, że wiesz czego chcesz i że się zmienisz.
Nie bardzo mogę cidziennie, bo ona się boi spotkań ze mną, boli ją to i...wie, że w momencie kiedy się ze mną spotyka to mięknie. A decyzję już podjęłą i boi się że ja ją "przekabacę". Intuicja Jej mówi, że słusznie zrobiła.
Czy się zmienię? Zacząłem. Zaczynała mi wracać emocjonalność, empatia, jednak nadal popełniałem błędy. Myślałem za często o sobie, wahałem się.
Teraz jestem zdecydowany, bo zmienić się muszę - inaczej ciężko mi będzie z kimkolwiek. A życie singla nie jest dla mnie.
FrankFarmer pisze:To tylko strach przed kolejnym odrzuceniem. Odradzam zaręczyny.
Spodziewałem się takiej wypowiedzi. Tego kwiatu pół światu, jest niebrzydka dziewczyna, która się o mnie stara. Swoje też przeżyłem, kilka kobiet tez już miałem.
Nie na darmo wróciłem do Tej Jedynej rok temu. Wiem jak się przy niej czułem. Jest bardzo inteligentna, mamy identyczne poczucie humoru, uwielbiamy swój dotyk, sprawy łózkowe po prostu rewelacja, podobne spojrzenie na życie...
Wiem, czego chcę. Niestety.
Równocześnie zdaję sobie sprawę, że jak się nie uda, to zwiążę się kiedyś z kimś innym.
Tylko nie chcę niszczyć tego co już zbudowaliśmy. Miłość w tych czasach i u ludzi po przejściach to cenny dar, nieosiągalny tak łatwo. I należy ją pielęgnować. Pracować nad nim. Nie można przecież tego tak zostawić, żeby umarło.
Wiem, że zawaliłem. Tylko co teraz zrobić, żeby ją przekonać? Słowa, że potrzebuje spokoju i czasu sa jak wyrok. Mam wrażenie, że każdy dzień oddzielnie odsuwa nas od tej miłości.
Ostatnio zmieniony 06 cze 2008, 12:19 przez Kocur, łącznie zmieniany 1 raz.
Kocur pisze:Mam wrażenie, że każdy dzień oddzielnie odsuwa nas od tej miłości.
Masz małą wiarę, a to niedobrze. Musisz teraz dać spokój kobiecie, bo inaczej nie zmienisz się/nic nie zrozumiesz.
Może być jednak tak, że nie uda się, bo Twoja natura zawsze będzie ujawniała siię i wziąłeś to pod uwagę? Choć ja wierzę, że można zmienić się, ale nie całkowicie, tylko jakąś małą cząstkę.
Poza tym, miłość czyni cuda i wierz w to
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
Mona pisze:Masz małą wiarę, a to niedobrze. Musisz teraz dać spokój kobiecie, bo inaczej nie zmienisz się/nic nie zrozumiesz.
Może być jednak tak, że nie uda się, bo Twoja natura zawsze będzie ujawniała siię i wziąłeś to pod uwagę? Choć ja wierzę, że można zmienić się, ale nie całkowicie, tylko jakąś małą cząstkę.
Poza tym, miłość czyni cuda i wierz w to
Wiarę? Hmm...wrodzony dualizm sprawia, że z jednej strony czuję, że przegrałem i nie zmieni decyzji (obiektywnie rzecz biorąc, to należy mi się to), a z drugiej gdzieś głębi serca liczę, że chce mnie śmiertelnie przestraszyć i "bierze na przetrzymanie". Pewnie prawda jest gdzies pośrodku...
Czy moja natura będzie się ujawniała? Z pewnością tak, jednak wiem że rzecz rozchodzi się o drobnostki, o których nie myślałem: zainteresowanie jej znajomymi, jej sprawami. Żyłem trochę z boku. Bałem się zadeklarować, wejść kompletnie w Jej życie i pozwolić, żeby Ona weszła w moje. Zatraciłem się w kawalerskim trybie życia.
Teraz żałuję.
Kocur pisze:jej sprawami.
Kocur pisze:Żyłem trochę z boku
No to nie są drobnostki
Kocur pisze:Zatraciłem się w kawalerskim trybie życia.
Ale niebawem chciałeś oświadczyć się - ciekawe ;DD
Kocur pisze:Teraz żałuję.
To normalne, bo teraz ona jest nieosiągalna. Dziwna jest natura ludzka, nieprawdaż?
Ps. Super czarny kocur
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
Hmmm, oczywiście masz rację Kocur mądry po szkodzie, jak zwykle. To już trzeci raz. Mam jakąś dziwną melodię do psucia dobrych związków. Może rzeczywiście nie jestem do nich stworzony.
co do oświadczyn i kawalerskiego trybu życia - wyobrażałem sobie przyszłość razem, chciałem z nią być. no bo przecież każdy musi kiedyś zawinąć do portu
co do oświadczyn i kawalerskiego trybu życia - wyobrażałem sobie przyszłość razem, chciałem z nią być. no bo przecież każdy musi kiedyś zawinąć do portu
Kocur pisze:Może rzeczywiście nie jestem do nich stworzony.
Może i cofnij się zatem do swojego dzieciństwa i do tego, jak było w Twoim rodzinnym domu (jak Ciebie traktowano i jak rodzice traktowali siebie), a tam znajdziesz odpowiedź
Kocur pisze:wyobrażałem sobie przyszłość razem
Wyobrażałeś, ale widocznie tak do końca nie chciałeś tego
Kocur pisze:no bo przecież każdy musi kiedyś zawinąć do portu
Nikt nic nie musi, ale może chcieć, a wtedy działa <browar>
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
- joj_sport87
- Maniak
- Posty: 514
- Rejestracja: 03 sie 2006, 23:30
- Skąd: Zamość
- Płeć:
Mona ma calkowita racje. Potrzeba jest wiara i przede wszystkiem Szczere Checi, bo bez tego ani rusz. Tak na prawde masz to co chcesz, nie swiadomie, lecz podswiadomie. Przemysl to, chociaz mysle, ze juz to zrobiles.
tez tak kiedys myslalem, ale prawdziwa milosc chyba nie ginie
tak troche rzeczowo to ujales, nie uwazasz ?
Kocur pisze:Boję się, że Jej miłość do mnie, choć silna, to zginie pod naporem jej rozsądku i utwierdzaniu się w przekonaniu słusznej decyzji.
tez tak kiedys myslalem, ale prawdziwa milosc chyba nie ginie
Kocur pisze:Równocześnie zdaję sobie sprawę, że jak się nie uda, to zwiążę się kiedyś z kimś innym.
tak troche rzeczowo to ujales, nie uwazasz ?
Cześć. Przepraszam, że z opóźnieniem odpisuję, ale starałem się odganiać od siebie jak mogłem myśli o Niej. I tak mam wystarczający natłok myśli w głowie.
Skąd wynika moje postepowanie? Nie chcę tu się rozwodzić nad analizą własnej osobowości, ale kiedyś było inaczej. Zostałem kiedyś zraniony i nie potrafię zaufać. Być może wpływ też miały poważne kryzysy i rozstania rodziców jak miałem 8-14 lat (na szczęscie dziś są kochającym się małżeństwem). Ale nie chodzi o użalanie się nad swoim losem, wina leży we mnie, jestem jej świadom i czas przestać być egoistą.
Nie naciskam, jednak staram się złapać jakiś kontakt, przekonać. Niestety po środowej rozmowie telefonicznej, w której mi wszystko wygarnęła z płaczem i kiedy zdecydowała, że rozsądneij będzie zapomnieć, nie odbierała już ode mnie telefonów. Próbowałem w czwartek, próbowałem w sobotę wieczorem. Jak się ją zrani, to potrafi strasznie zamknąć się w sobie. I to zrobiła Ale w końcu odebrała telefon w niedzielę wieczorem. Poprosiłem o spotkanie. Nie chciała tego dnia, ale powiedziała, że możemy się spotkać za kilka dni. Zaczęliśmy rozmawiać. Przepraszałem, tłumaczyłem, chyba dawałem dowody, że coś we mnie się zmienia, że zaczynam rozumieć pewne rzeczy. Sam jestem zdziwiony, trochę jakby mi się oczy otworzyły.
Nadal mi nie wierzy, przynajmniej tak mówi. Jednak ta rozmowa była już inna, była trochę cieplejsza, nie zbijała tak szybko moich argumentów. Niektóre nawet jakby przyjęła do wiadomości. Zaczęła pytać o drobne rzeczy, które chciałaby, żebym dla niej robił. Na koniec powiedziałem, że zadzwonię za kilka dni. Zgodziła się.
Nie będę ukrywał, że to dało mi siły. Nie wiem jeszcze kiedy i jak mam zadzwonić. Na dodatek mam pilne rzeczy po pracy dziś i w czwartek. Nie chcę jej "osaczać" (szlag z Wami baby, żeście to słowo wymyśliły!!). Boję się chwili w której zadzwonię. Boję się, że nie odbierze, lub odbierze i powie, że jednak podjęła decyzję i spotkanie będzie zbyt bolesne...
Ściskam wtorkowo.
Skąd wynika moje postepowanie? Nie chcę tu się rozwodzić nad analizą własnej osobowości, ale kiedyś było inaczej. Zostałem kiedyś zraniony i nie potrafię zaufać. Być może wpływ też miały poważne kryzysy i rozstania rodziców jak miałem 8-14 lat (na szczęscie dziś są kochającym się małżeństwem). Ale nie chodzi o użalanie się nad swoim losem, wina leży we mnie, jestem jej świadom i czas przestać być egoistą.
Nie naciskam, jednak staram się złapać jakiś kontakt, przekonać. Niestety po środowej rozmowie telefonicznej, w której mi wszystko wygarnęła z płaczem i kiedy zdecydowała, że rozsądneij będzie zapomnieć, nie odbierała już ode mnie telefonów. Próbowałem w czwartek, próbowałem w sobotę wieczorem. Jak się ją zrani, to potrafi strasznie zamknąć się w sobie. I to zrobiła Ale w końcu odebrała telefon w niedzielę wieczorem. Poprosiłem o spotkanie. Nie chciała tego dnia, ale powiedziała, że możemy się spotkać za kilka dni. Zaczęliśmy rozmawiać. Przepraszałem, tłumaczyłem, chyba dawałem dowody, że coś we mnie się zmienia, że zaczynam rozumieć pewne rzeczy. Sam jestem zdziwiony, trochę jakby mi się oczy otworzyły.
Nadal mi nie wierzy, przynajmniej tak mówi. Jednak ta rozmowa była już inna, była trochę cieplejsza, nie zbijała tak szybko moich argumentów. Niektóre nawet jakby przyjęła do wiadomości. Zaczęła pytać o drobne rzeczy, które chciałaby, żebym dla niej robił. Na koniec powiedziałem, że zadzwonię za kilka dni. Zgodziła się.
Nie będę ukrywał, że to dało mi siły. Nie wiem jeszcze kiedy i jak mam zadzwonić. Na dodatek mam pilne rzeczy po pracy dziś i w czwartek. Nie chcę jej "osaczać" (szlag z Wami baby, żeście to słowo wymyśliły!!). Boję się chwili w której zadzwonię. Boję się, że nie odbierze, lub odbierze i powie, że jednak podjęła decyzję i spotkanie będzie zbyt bolesne...
Ściskam wtorkowo.
Ostatnio zmieniony 10 cze 2008, 10:14 przez Kocur, łącznie zmieniany 1 raz.
shaman pisze:A media elektroniczne, poczta kwiatowa, tresowane gołębie?
Ale nieważne, skoro Ona nie chce czuć się osaczana. Masz instrukcje, trzymaj się jej, bądź szczery w rozmowach.
Hehehe, Ona przecież wie, że ją kocham, tak samo jak ja wiem, że Ona kocha mnie. Kwiaty już były, duży bukiet, wręczony razem z ciepłymi słowami.
Teraz tylko musi mi uwierzyć, chyba wszystko zależy od niej. Musi przeważyć uczucie, Jej intuicja.
I właśnie, instrukcją (plan) każe zadzwonić za kilka dni, czyli dziś lub jutro i umówić się na spotkanie, o którym rozmawialiśmy. Niestety, wiem że może być tak, że Jej się odwidzi i znowu abarot, wkoło Macieju, pętla czasoprzestrzenna.
Ale liczę, że jak rozmawiała w końcu w niedzielę i deklaruje chęć spotkania to bedzie dobrze. Teraz wszystko zależy od niej. Później ode mnie.
Kocur pisze:Hehehe, Ona przecież wie, że ją kocham, tak samo jak ja wiem, że Ona kocha mnie
Wiesz, pomimo tego, co zawsze podkreślam w swoich wypowiedziach, to nie zawsze miłość wystarczy, a już na pewno w takich sytuacjach jak Wasza.
Kocur pisze:Później ode mnie.
Od Was
Ostatnio zmieniony 10 cze 2008, 13:20 przez Mona, łącznie zmieniany 1 raz.
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
Wiesz, pomimo tego, co zawsze podkreślam w swoich wypowiedziach, to nie zawsze miłość wystarczy, a już na pewno w takich sytuacjach jak Wasza.
Wiem I strasznie boję się, żeby nie było za późno. Żeby to, co uważa za rozsądne jednak nie przeważyło.
Mona pisze:Od Was
Znowu masz rację. Pisząc "zależy ode mnie" miałem na myśli pracę nad sobą i zduszenie egoizmu.
W niedzielę mi powiedziała, że teraz sytuacja może się odwrócić i to Ona przestanie dawać w tym związku. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, ale byłem szczery i powiedziałem, że tak być nie może. Nie odzyskuję Jej, chcę odzyskać Nas, a to będzie wymagało współpracy obojga.
Miałam Ci coś doradzić, ale zrobię to z innej strony.
Gdybym była tą kobietą, to chciałabym, żebyś o mnie walczył. To zrozumiałe, że się boi, że Ci nie ufa, tyle razy Ją zawiodłeś. A Ona zna swoją wartość i doskonale wie, że znajdzie kogoś, kto doceni Jej dobre serce. A jak teraz po prostu odpuścisz, to będziesz frajerem roku. Wielu facetów robi ten błąd, że odchodzi i nie walczy. A kobiety często mówią, że już nie mogą tak dłużej, ale w głębi serca marzą o tym, że facet rzuci im naręcze kwiatów pod nogi.
Możesz to zrobić dwojako. Albo powoli starać się Ją odzyskać, małymi kroczkami spotkanie za spotkaniem. Albo od razu gruchnąć Jej z grubej rury, że nie możesz bez Niej żyć i nie oddasz Jej nikomu. Nie wiem, co lepsze, może jest jakieś wyjście pośrednie.
Jedno jest pewne. Jeśli Ci zależy, walcz! Bo prawdziwa miłość nie jest jak bułka w piekarni, jutro może nie być świeżej dostawy ciepłych bułeczek, i co wtedy?
Gdybym była tą kobietą, to chciałabym, żebyś o mnie walczył. To zrozumiałe, że się boi, że Ci nie ufa, tyle razy Ją zawiodłeś. A Ona zna swoją wartość i doskonale wie, że znajdzie kogoś, kto doceni Jej dobre serce. A jak teraz po prostu odpuścisz, to będziesz frajerem roku. Wielu facetów robi ten błąd, że odchodzi i nie walczy. A kobiety często mówią, że już nie mogą tak dłużej, ale w głębi serca marzą o tym, że facet rzuci im naręcze kwiatów pod nogi.
Możesz to zrobić dwojako. Albo powoli starać się Ją odzyskać, małymi kroczkami spotkanie za spotkaniem. Albo od razu gruchnąć Jej z grubej rury, że nie możesz bez Niej żyć i nie oddasz Jej nikomu. Nie wiem, co lepsze, może jest jakieś wyjście pośrednie.
Jedno jest pewne. Jeśli Ci zależy, walcz! Bo prawdziwa miłość nie jest jak bułka w piekarni, jutro może nie być świeżej dostawy ciepłych bułeczek, i co wtedy?
"Miarkuj złość.
Po gniewu cienkim lodzie nie kręć się
Bo on za chwilę może trzasnąć"
Po gniewu cienkim lodzie nie kręć się
Bo on za chwilę może trzasnąć"
Olivia pisze:Możesz to zrobić dwojako. Albo powoli starać się Ją odzyskać, małymi kroczkami spotkanie za spotkaniem. Albo od razu gruchnąć Jej z grubej rury, że nie możesz bez Niej żyć i nie oddasz Jej nikomu. Nie wiem, co lepsze, może jest jakieś wyjście pośrednie.
Jest. Gruchanie z grubej rury codziennie.
Jest taka książka, "Szybcy i m@drzy". W Arsenale po 2zł. Że masz robić, nie mówić.
Kocur pisze:wrodzony dualizm sprawia, że z jednej strony czuję, że przegrałem i nie zmieni decyzji
Wiem, że to jest zajebiście ważne, najważniejsze, ale RÓB to, co Ci mówi rozsądek, serce, Twoje Ja, czy dzikie węże. Rób! Po co? - to za chwilę...
Najważniejsze, że zrozumiałeś to co się gubi po drodze zajmując się sobą. A co się gubi? - sens! I masz teraz doobrą okazję do zgubienia go. Więc POSTARAJ się jej nie zgubić. Z tego co piszesz, to Ona - taki sens Ci pasi al'dente
Pewnie, że przekonanie kogoś "zabitego" żeby ożył jest deko trudne i będzie Cię kosztować, ale z drugiej strony kładziesz całe Swoje przyszłe Życie! Rób, choć delikatnie i bez zabarwień "tandetnych" rzutów na taśmę (w rozumieniu pierścionka, bukietów, serenady pod balkonem, itp. ...)
A po co? Dla Niej, Was!, ale jeśli to nie wyjdzie, to PRZEDE WSZYSTKIM dla Siebie!
Wtedy będziesz JUŻ zresetowany i (daj Boże) z Nią lub z... inną. Ale, co najważniejsze, już będziesz pełnowartościowy!
Powodzenia <browar>
KOCHAJ...i rób co chcesz!
Jest dobrze mam możliwość działania i to nie tylko dla siebie, ale i dla Niej
Mało wątków tego typu kończy się happy endem, zwykle niestety rozstania źle się kończą (choć po czasie okazuje się, że wcale nie była to taka zła decyzja ). Na szczęście to rozstanie kończy się powrotem. Oczywiście jest to początek jakiejś nowej drogi, ale wiem że warto
<browar>
Pozdrawiam serdecznie
Damian (damian24)
P.S. moje stare konto, nieużywane od dwóch lat, niestety nie działa
Mało wątków tego typu kończy się happy endem, zwykle niestety rozstania źle się kończą (choć po czasie okazuje się, że wcale nie była to taka zła decyzja ). Na szczęście to rozstanie kończy się powrotem. Oczywiście jest to początek jakiejś nowej drogi, ale wiem że warto
<browar>
Pozdrawiam serdecznie
Damian (damian24)
P.S. moje stare konto, nieużywane od dwóch lat, niestety nie działa
Ostatnio zmieniony 11 cze 2008, 13:02 przez Kocur, łącznie zmieniany 1 raz.
Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 281 gości