Zaczeło się od tego, że mój bardzo dobry przyjaciel (Sharki:) wyprawiał swoje 18'ste urodziny, wyprawiał je wraz ze swoją koleżanką (Madziorką:), którą miałem okazje prędziej poznać.
Nadeszła godzina 21:00 i akurat wchodziłem na tę impreze, było tam w miare dużo osób. Wiele znałem, kilku nie ale w przeciągu niecałej godziny poznaliśmy się, kulturalnie przywitalismy i rozmawialiśmy.
Czym by była impreza bez tanca, nie jest to moja mocna strona lecz poszedłem tańczyć. Wszyscy się świetnie bawiliśmy i przyszedł czas na chwile odpoczynku.
Siedzieliśmy większą grupką i rozmawialiśmy, Sandra siedziała naprzeciw mnie, spojżałem jej w oczy i na skrawku chwili ona spojżała w moje, serce mi biło tak mocno, iż myślałem, że zaraz mi wyskoczy.
Nie mogłem oderwać oczu i w sumie nie chciałem

Po chwili wstała i powiedziała na forum "chodźmy potańczyć". Odwóciłem się natychmiastowo, lecz nie dynamicznie i odrzekłem "ja, z chęcia zatańcze".
Podczas tańca serce biło mi niemiłosiernie, lecz pozatym, że cięzko mi sie oddychało to specjalnie mi to nie przeszkadzało.
Tańczyła wręcz bosko, obawiałem się, że nie dotrzymuję jej kroku. Po 10 minutach tańca powiedziałem "świetnie tańczysz, szkoda że ja tak nie potrafie" ona odpowiedziała "każdy potrafi" to mnie nieco zmotywowało.
Tańczyliśmy dobre pół godziny. Godzina 1:30 w nocy, ona żegna sie ze wszystkimi ponieważ "musiała się zbierać".
Pragnołem poprosić ją o numer, lecz najwyraźniej zabrakło mi wiary w siebie i odwagi...

O tej godzinie prawie wszyscy musieli już isć, zostało nas 5 osób: Solenizanci, kolega, koleżanka i ja.
Oni się dalej bawili ja siedziałem "zamulony" (wcale nie alkoholem bo dużo nie piłem) myśląc o tym jaki to ze mnie debil, głupek i idiota.
Zostało 30 minut, a ja prędzej obiecałem Madzi, że z nią zatańcze, bawiliśmy się do końca. Nadszedł czas aby się zbierac, a ja nie mogłem przestać myśleć o niej.
Cała nasza piątka była umówiona na to, iż nocujemy u Sharkiego. W drodze powrotnej Sharki wskoczył do sklepu nocnego po drobne co nieco.
Stwierdziliśmy, że kawał drogi mamy do przejścia. Autobus nocny jeździł co 70 minut~. Ku naszych oczu ukazał się ten właśnie autobus.
Kumpel krzyknoł "Gazu!" i wszyscy "śmigaliśmy" do niego przez ulice. Wsiadamy do autobusu, a tam siedzi ONA!! wraz z koleżanką. Koleżanka (będąca z nami) zapytała ich "Co wy tutaj robicie?", te odpowiedziały "jechałyśmy na około, bo byśmy czekały godzine na ten autobus, a tak przynajmniej nie marźniemy".
Mój przyjaciel, Sharki powiedział żeby wpadły do niego przenocować(pomyślałem STARY, JESTEŚ WIELKI !), aby nie jechały o tej poże same, a ja dodałem "c'mon".
Kiedy się zgodziły to byłem cały "happy"(szczęśliwy). Rozmawialiśmy wszyscy sobie w gronie, po godzinie Sandra powiedziała, iż woli dotrzeć do domu ponieważ rano musiała iść do szkoły.
Pomyślałem sobie "jak sie teraz pajacu nie odezwiesz to skaczesz przez okno (4 piętro)" i odezwałem się "to może Cię odprowadze" ona odpowiedziała "okej".
Do przystanku było może z 200-300 metrów, prowadziły do niego 3 przejścia przez ulicę, a my sobie środkiem deptaliśmy.
Na przystanku okazało się, że do najbliższego autobusu musi czekać 25 minut, powiedziałem że z nią poczekam. Rozmawialiśmy sobie co nieco, gdy autobus był niedaleko zapytałem ją o numer gadu-gadu i ona mi go podała.
Wróciłem do kumpla cały happy, niemogąc sie doczekać puźniejszej części dnia (godzina 4 z minutami). Koło godziny 14:00 dotarłem do mojego domu, usiadłem przy komputerze aby zagadać do niej.


Są 2 opcje, skarbem nazwała swojego chłopaka lub druga opcja w której pokładam całą swoją wiare jaką jeszcze mam, nazwała tak swoją przyjaciółkę.
CO ROBIĆ, czuję że się zakochałem, i bardzo mnie w środku boli bo serce mnie rozrywa bólu, nie wiem co robić, BŁAGAM O POMOC bo długo tego nie wytrzymam. Jestem tak niespokojny, że pisząc to ciężko mi było zbierać myśli więc jeśli wystąpiły jakieś błedy ortograficzny lub składniowe to przepraszam.