Miłość w czasach zarazy... :(
: 01 lis 2007, 00:57
Piszę to lekko zrobiony, lecz bynajmniej nie pijany, chociaż chciałbym być..
Myślę, że mój problem ma charakter podobny do innych proszących o radę, pomoc lub zdanie na temat, ale wiadomo, że każdy jest inny i sytuacja nieco odmienna ...
Mam 23 lata i właśnie przeżywam rozpad pierwszego związku w jakim byłem
Moją lubą poznałem ponad 1,5 roku temu, gdy trafiłem do nowej grupy na studiach.. (filologicznych), można powiedzieć, że byłem pewnego rodzaju rodzynkiem, bo zaledwie jednym z dwóch facetów w grupie i coś koło tego na roku.. Ale nie wykorzystywałem tego, jestem z natury raczej nieśmiały i spokojny, zawsze myślałem, że to po prostu przyjdzie...i przyszło..
Z czasem obracałem się w coraz węższym towarzystwie, w kilka osób, kilka koleżanek... Jedna , co teraz dopiero w pełni zdaję sobie sprawę, od bardzo dawna starała się do mnie zbliżyć, poznać mnie..oswoić? Ja głupi nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie wierzyłem, że taka fajna babka, piękna i inteligentna starościna grupy może być mną zainteresowana, że mam jakieś szanse u takiej kobiety jak ona.. nawet o niej nie myślałem jako ewentualnej partnerce... Ale czas leciał, byliśmy coraz bliżej, dużo rozmawialiśmy - na uczelni, gg, imprezach... Jak teraz stwierdzam jest mi najbliższą osobą zaraz po rodzinie... i dlatego tak boli... chyba...
W końcu pod koniec ostatniego roku akademickiego, przed sesją, tak samo wyszło, że się zeszliśmy (oficjalnie wobec siebie
). Spędziliśmy romantyczny dzień na plaży... Każdy następny dzień był dla mnie bardziej słoneczny od poprzedniego, jej obecność sprawiała, że byłęm najszczęśliwszym facetem w okolicy..
Zaczęły się wakacje, dostałem pracę na sezon, a początki były ciężkie - mało było mnie w domu, gdzie jedynie spałem kilka godzin. Cały czas w terenie...Ale byliśmy w kontakcie - jak się potem okazało dla niej nie wystarczającym..
Zaczęła mi dawać znaki, że mało się widujemy, kontaktujemy.... to wykupiłem darmowe smsy... Spotkaliśmy się parę razy... (wszystko się działo w miarę krótkim czasie 1-2 tygodnie), ale nagle zaczęło się psuć - jej opis na gg, że "oh, jak mi niedobrze..", gdy zapytałem o co chodzi, skomentowałą , że nie ważne... - ja na to , żeby odpowiedziała, bo się przejmuję.. - szkoda czasu..
W najgorszym momencie, jakby się obraziła, gdy dzwoniłem - nie odbierała telefonu
A gdy poprosiłem na gg o spotkanie, o rozmowę - odpowiedziała, że nie chce ze mną rozmawiać - odp OK, uznając , że potrzebuje czasu... jak się potem dowiedziałem w tym momencie popełniłem największy błąd - ona chciałą rozmawiać, potrzebowała mnie, a ja uszanowałem jej zdanie, wolę i nie nalegałem
Kocham tę kobietę
kocham jak wariat. Poznawaliśmy się ponad rok. Studiujemy razem w jednej grupie na wszystkich zajęciach....
... czas minął, wiedziałem , że popełniłem błąd, ale miałem nadzieję , że porozmawiam ją tak czy inaczej, naprawię, poproszę, przeproszę w szczerej rozmowie.... A ona, gdy ją ujrzałem traktowałą mnie jak powietrze, zupełnie obco...BOLEŚNIE... pod koniec wakacji poznała kogoś, jakiegoś typa, z którym teraz jest...
Nie będę ukrywał, że przez dwa tygodnie miałem poważną depresję, złamane serce i te sprawy... Nie mogłem uwierzyć , że mi się to przytrafia..szczególnie, że świadomie nic złego jej nie zrobiłem.. Potrzebowała atencji, czułości i adoracji, ale nie mogłem wiedzie, że aż w tak wielkim stopniu..
Nasza pierwsza rozmowa na początku wyglądała tak, że ja ze łzami w oczach powiedziałęm jej wszystko co się wydarzyło, co czuję do niej i po rpostu, że ją KOCHAM... Wiem, wiem, ty głupku, po co, największy błąd, ale tak to wtedy czułem...i tak czuję to do dziaisiaj... Ona z kamienną twarzą odpowiedziałą, że dwa miesiące to bardzo dużo czasu, że zapomniałą o mnie i nie ma między nami nawet przyjaźni (!?)...
... Za drugim razem tydzień później, kiedy rozmawiała ze mną chyba po konsultacji z koleżanką (w tamtym czasie szlochałem na korytarzu uczelni, na seminarium, czy też pod sztangą na siłowni) stwierdziła, że faktycznie za pierwszym razem przesadziła, że mówiła w gniewie, ale co się stało to się stało, jest teraz z kimś innym, a bardzo chce , żeby nasze kontakty były "normalne"....
Zachowałem się spokojniej, jakby rozumiejąc, że słowami i wyznaniami nic nie zdziałam... Powiedziałem , że jestem jej przyjacielem, ale kochać jej nie przestanę... zgodziła się na to...
Teraz mija miesiąc od początku semestru... Kilka razy zdarzyło mi się ponownie ją stręczyć własną szczerością i uczuciem
raczej kiepsko to przyjęła... i niechętnie w ogóle cokolwiek odpowiada na moje czułem słowa...
Wiem, że powinienem ją zostawić w spokoju (i siebie zarazem), ale jak by to nie brzmiało KOCHAM JĄ, boli mnie jej zachowanie w stosunku do mnie...jak do jakiegoś tam kolegi ze studiów..z budynku w którym przebywa...
pół-słówka, lakoniczne odpowiedzi (wyraźnie zrażona moimi akcjami do niej). Ale tak bardzo tęsknię, widzę ją codziennie, siedzę z metr od niej, chcę na nią patrzeć i wiem, że będę zaraz cierpiał, ale muszę..szukam kontaktu, jej oczu - unika....
Wiem, że ją kocham (szczerze), wiem, że mnie lubi (może zamiotła uczucia do mnie bardzo głęboko..? ) i że teraz jest z kimś z kim jej dobrze (podobno)...
Jestem gotów poczekać jak jej się ułoży, jak nie, bardzo bym chciał ją odzyskać... Problem tylko w tym, że czego bym teraz nie robił, chyba się bardziej pogrążam... To co mówię, jak się zachowuję... Ona wie co czuję, wierzy mi, ale ...no jest z kimś... jestem zazdrosny o niego, zły na los, wściekły na swoją niewiedzę, brak wyczucia...
W poniedziałek ma urodziny... Książka dla niej czeka już u mnie na półce 4 miesiąc... (przyszła pocztą po tym jak się popsuło)...
POMOCY!? Brak mi snu, koncentracji i sił... Tak bardzo mi jej brakuje
Co czynić i jak czynić????????????
ps. Ona jest ruda i uparta ;p
ps.2 Powyżej opisałem wszystko..być może skrótowo , ale prawdziwie i szczerze tak jak to widzę..
Dajcie mi odrobinę nadziei

Myślę, że mój problem ma charakter podobny do innych proszących o radę, pomoc lub zdanie na temat, ale wiadomo, że każdy jest inny i sytuacja nieco odmienna ...
Mam 23 lata i właśnie przeżywam rozpad pierwszego związku w jakim byłem

Z czasem obracałem się w coraz węższym towarzystwie, w kilka osób, kilka koleżanek... Jedna , co teraz dopiero w pełni zdaję sobie sprawę, od bardzo dawna starała się do mnie zbliżyć, poznać mnie..oswoić? Ja głupi nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie wierzyłem, że taka fajna babka, piękna i inteligentna starościna grupy może być mną zainteresowana, że mam jakieś szanse u takiej kobiety jak ona.. nawet o niej nie myślałem jako ewentualnej partnerce... Ale czas leciał, byliśmy coraz bliżej, dużo rozmawialiśmy - na uczelni, gg, imprezach... Jak teraz stwierdzam jest mi najbliższą osobą zaraz po rodzinie... i dlatego tak boli... chyba...
W końcu pod koniec ostatniego roku akademickiego, przed sesją, tak samo wyszło, że się zeszliśmy (oficjalnie wobec siebie
Zaczęły się wakacje, dostałem pracę na sezon, a początki były ciężkie - mało było mnie w domu, gdzie jedynie spałem kilka godzin. Cały czas w terenie...Ale byliśmy w kontakcie - jak się potem okazało dla niej nie wystarczającym..

W najgorszym momencie, jakby się obraziła, gdy dzwoniłem - nie odbierała telefonu
A gdy poprosiłem na gg o spotkanie, o rozmowę - odpowiedziała, że nie chce ze mną rozmawiać - odp OK, uznając , że potrzebuje czasu... jak się potem dowiedziałem w tym momencie popełniłem największy błąd - ona chciałą rozmawiać, potrzebowała mnie, a ja uszanowałem jej zdanie, wolę i nie nalegałem

Kocham tę kobietę

Nie będę ukrywał, że przez dwa tygodnie miałem poważną depresję, złamane serce i te sprawy... Nie mogłem uwierzyć , że mi się to przytrafia..szczególnie, że świadomie nic złego jej nie zrobiłem.. Potrzebowała atencji, czułości i adoracji, ale nie mogłem wiedzie, że aż w tak wielkim stopniu..

Nasza pierwsza rozmowa na początku wyglądała tak, że ja ze łzami w oczach powiedziałęm jej wszystko co się wydarzyło, co czuję do niej i po rpostu, że ją KOCHAM... Wiem, wiem, ty głupku, po co, największy błąd, ale tak to wtedy czułem...i tak czuję to do dziaisiaj... Ona z kamienną twarzą odpowiedziałą, że dwa miesiące to bardzo dużo czasu, że zapomniałą o mnie i nie ma między nami nawet przyjaźni (!?)...

Zachowałem się spokojniej, jakby rozumiejąc, że słowami i wyznaniami nic nie zdziałam... Powiedziałem , że jestem jej przyjacielem, ale kochać jej nie przestanę... zgodziła się na to...
Teraz mija miesiąc od początku semestru... Kilka razy zdarzyło mi się ponownie ją stręczyć własną szczerością i uczuciem

Wiem, że powinienem ją zostawić w spokoju (i siebie zarazem), ale jak by to nie brzmiało KOCHAM JĄ, boli mnie jej zachowanie w stosunku do mnie...jak do jakiegoś tam kolegi ze studiów..z budynku w którym przebywa...


Wiem, że ją kocham (szczerze), wiem, że mnie lubi (może zamiotła uczucia do mnie bardzo głęboko..? ) i że teraz jest z kimś z kim jej dobrze (podobno)...
Jestem gotów poczekać jak jej się ułoży, jak nie, bardzo bym chciał ją odzyskać... Problem tylko w tym, że czego bym teraz nie robił, chyba się bardziej pogrążam... To co mówię, jak się zachowuję... Ona wie co czuję, wierzy mi, ale ...no jest z kimś... jestem zazdrosny o niego, zły na los, wściekły na swoją niewiedzę, brak wyczucia...
W poniedziałek ma urodziny... Książka dla niej czeka już u mnie na półce 4 miesiąc... (przyszła pocztą po tym jak się popsuło)...
POMOCY!? Brak mi snu, koncentracji i sił... Tak bardzo mi jej brakuje

Co czynić i jak czynić????????????
ps. Ona jest ruda i uparta ;p
ps.2 Powyżej opisałem wszystko..być może skrótowo , ale prawdziwie i szczerze tak jak to widzę..
Dajcie mi odrobinę nadziei

