"nie obiecuję, że coś z tego będzie"
: 24 maja 2007, 18:06
zakładam temat bo interesuje mnie to, czy to tylko ja jestem dziwna, czy może inni ludzie podobnie do mnie myślą... no i po to, żeby przeczytać zdanie ludzi bardziej doświadczonych :-)
mój kolega miał dziewczynę, byli ze sobą 1,5 roku /około/. nigdy nie powiedział jej, że ją kocha, ba!, wręcz odwrotnie, powiedział, że nie kocha, że mu się co prawda podoba i chce z nią być ale nie obiecuje jej, ze coś z tego będzie.
kolega raczej porządny, ma poukładane w głowie więc tym bardziej nie mogę zrozumieć jak można coś takiego drugiej osobie powiedzieć?
czy będąc w związku nie powinno się ufać, uparcie twierdzić, ze to będzie trwało? czy powinno się tak z góry uprzedzać, że "nie wiem, czy ciebie pokocham/nie wiem, jak długo będziemy razem"?
i jak ma się czuć - w tym wypadku - dziewczyna, której zależy, która coś czuje, miłość może, w każdym bądź razie więcej niż "podobasz mi się"? to takie podcięcie skrzydeł, nóż w brzuch.
ktoś może powiedzieć: "no ale szczery był!" (sam kolega nie widzi w tym nic złego i tłumaczy się: "powiedziałem jej prawdę, czy miałem ją okłamywać?"). ale czy ta szczerość była potrzebna? okej, nie musiał mówić: "kocham ciebie do szaleństwa, widzę ciebie jako moją żonę", mógł po prostu milczeć.
ja popieram szczerość ale tutaj wydaje mi się raniąca, zbyt okrutna. co sądzicie?
mój kolega miał dziewczynę, byli ze sobą 1,5 roku /około/. nigdy nie powiedział jej, że ją kocha, ba!, wręcz odwrotnie, powiedział, że nie kocha, że mu się co prawda podoba i chce z nią być ale nie obiecuje jej, ze coś z tego będzie.
kolega raczej porządny, ma poukładane w głowie więc tym bardziej nie mogę zrozumieć jak można coś takiego drugiej osobie powiedzieć?
czy będąc w związku nie powinno się ufać, uparcie twierdzić, ze to będzie trwało? czy powinno się tak z góry uprzedzać, że "nie wiem, czy ciebie pokocham/nie wiem, jak długo będziemy razem"?
i jak ma się czuć - w tym wypadku - dziewczyna, której zależy, która coś czuje, miłość może, w każdym bądź razie więcej niż "podobasz mi się"? to takie podcięcie skrzydeł, nóż w brzuch.
ktoś może powiedzieć: "no ale szczery był!" (sam kolega nie widzi w tym nic złego i tłumaczy się: "powiedziałem jej prawdę, czy miałem ją okłamywać?"). ale czy ta szczerość była potrzebna? okej, nie musiał mówić: "kocham ciebie do szaleństwa, widzę ciebie jako moją żonę", mógł po prostu milczeć.
ja popieram szczerość ale tutaj wydaje mi się raniąca, zbyt okrutna. co sądzicie?