: 24 maja 2005, 12:50
Trudno zapomniec o kims, kogo wciaz sie kocha. Bylismy razem cztery lata, rozstalismy sie w zgodzie, nic szczegolnego sie nie wydarzylo, po prostu mi przestaly juz wystarczac kawiarniane randki, spacery, wypady do teatru czy kina i bylam gotowa na cos wiecej, On natomiast to taki wieczny student lubiacy sie bawic, malzenstwo owszem, ale nie teraz. Wiele razy rozmawialam z Nim o rozstaniu, ze dla mnie nie ma to juz sensu, ze nasz zwiazek utknal w jakims slepym zaulku, ze nie mamy wspolnych planow, a On nie chcial sie rozstac, poniewaz twierdzil, ze mnie kocha, ze jestem kobieta, z ktora chce spedzic zycie i miec dzieci tyle ze jeszcze nie teraz. Wreszcie stwierdzilam, ze ja juz tak dluzej nie moge, ze mecze sie w tym zwiazku i mimo uczuc, ktore zywie powiedzialam, ze odchodze. Od tego momentu minal miesiac. Rozmawialismy tylko raz przez telefon, dostalam kilka smsow, od kilku dni cisza, az do dnia imienin, reszte juz znacie. Ja zawsze twierdzilam, ze jak sie rozstaniemy to nie bede chciala utrzymywac kontaktow, poniewaz nie wierze w przyjazn damsko-meska. Nie przyjelam kwiatow, poniewaz (nawet nie wiem jak to nazwac) jestem zla, rozgoryczona, niby byl taki zakochany, mial takie plany, a tu co miesiac i zapomina sie, i stac go tylko na wyslanie kwiatow przez gonca, nawet nie moze pofatygowac sie osobiscie.