Mam 17 lat, mój były chłopak 21. Były...jeszcze nie umiem w to uwierzyć. Byliśmy razem ponad 13 miesiecy. W tym czasie spędził 9 miesięcy w wojsku. Moze to naiwne ale czułam, ze mnie kocha, ze jestem dla niego ważna, w przeciwnym razie po co by przyjezdzał z drugiego końca Polski tylko po to zeby mnie przytulić i powiedzieć, ze mnie kocha. Okazywał mi miłość na wiele sposobów. Ja też go pokochałam... (Bardzo długo starał się do mnie zbliżyć... zanim zaczęliśmy chodzić ze sobą był we mnie zakochany od jakis 2 lat. Ja nie chciałam zeby przyszło to tak łatwo, zeby pokazł ze mu zależy...aż pewnego dnia lody puściły i po prostu, nawet nie wiem kiedy zakochalam się w nim). Jestem humanistką...wierze w dobry świat (:/), ufam ludziom, typowy ze mnie romantyk, wrażliwie i emocjonalnie podchodze do wielu rzeczy. liczył sie dla mnie tylko on. Mówił ze mnie kocha i okazywał to.. kłócilismy się często ale przeciez to normalne. Przez ostatni tydzień zachowywał się dość dziwnie ale pisał, ze mnie kocha i mówił mi to. Obiecał mi, ze nigdy mnie nie okłamie (byłam naiwna ze w to wierzyłam ale miałam do niego głębokie zaufanie). Walentynki spędzliśmy razem. Nie chciał mnie puścić... Obiecał, ze następnego dnia się zobaczymy. Następnego dnia powiedział, ze zobaczymy się ale kolega go prosił zeby odwiózł gości z wesela, prosił zebym do niego przyszła (jesteśmy sąsiadami). Przyszłam do niego...widziałam, ze sie ucieszył ale zachowywał się dosć dziwnie...obraził się na mnie, bo gdy przyszłam to odśnieżał i powiedziałam mu, ze nie przeszkadza mi to żeby dokończył co robił i głupio mi ze przeze mnie tego nie dokończy. Gadalismy dość długo...nie chciał zebym od niego szła ale musiałam... nie chciał mnie odprowadzić... Gdy pojechał "odwozić gości" mówił mi ze ma zły dzień, ze mnie przeprasza i mnie kocha. Później wyłączył telefon... Martwiłam sie o niego, myślałam, ze padła mu bateria, ze coś mu się stało. Zadzwoniłam do jego kolegi, który go o to poprosił, powiedział słowo w słowo to co mój (ech... już nie mój) chłopak. Bardzo się o niego martwiłam, bo na drodze było wyjatkowo ślisko. Zadzwoniłam do mojego kuzyna, z pytaniem czy go widział... nie chciał mi powiedzieć ale wiedziałam, ze cos jest nie tak. Później przyjechał do mnie mój kuzyn... powiedział mi, ze widział go z inna dziewczyną (na dodatek oni byli dobrymi kumplami, a ta dziewczyna do której pojechał podobała sie mojemu kuzynowi). Poprosiłam kuzyna żeby do niej zadzwonił bo nie wierzyłam ze to moze byc prawda...zadzwonił, poprosił Mariusza...później ja zabrałam telefon i powiedział mi ze juz chyba nie jesteśmy razem... mój świat się rozsypał, serce mi pękło.... ostatnie dni były i nadal są dla mnie okropne... nie jem, nie śpie. Napisał do mnie jednego sms-a o treści "wiem ze to nie pomoze ale przepraszam nie chciałem tego

:(:(:(:(:(:(:(:(" nie odpisałam... ta dziewczyna pisała do mnie... napisała, ze bardzo mu na nim zalezy, ze oboje chcą byc razem... znaja się tydzień!!!! na dodatek później dowiedziałam sie, ze po tym jak zerwał ze mna przez telefon też go olała i powiedział koledze, ze teraz stracił i mnie i tamtą dziewczyne... ta dziewczyna ma opinie taka, ze daje chłopaką to czego chcą...miała ich już wielu... z wiekszością spała... Ja nie chciałam w tak młodym wieku rozpoczynać życia seksualnego... myślałam, ze skoro sie kochamy to to nas jeszcze bardziej wzmocni i mamy na to czas...Mariusz nie nalegał. Nie odzywam się do niego... nie umiem... jemu jak widać nie zależalo na mnie bo napisał tylko tego sms-a... dostałam od niego wiele rzeczy...wszystko spakowałam ale nie wiem jak mu to oddać... Wszyscy mi mówią, zebym sie nie odzywała do niego, pokazała ze mi nie zalezy, ze mnie nie zniszczył, żebym się szanowała... Ale jak skoro ja nadal go kocham? mam taka wielka ochote porozmawiać z nim i wszystko sobie wyjaśnić...chciałabym żeby mi powiedział prosto w oczy, ze mnie nie kocha, ze to koniec. Pogubiłam się w tym wszystkim... nie wiem co myśleć o tym wszystkim, odezwać się do niego? wszyscy sa tym tacy zaskoczeni...mówią, ze to nie możliwe ze on mnie zabardzo kochał żeby mi to zrobić. A ja mimo to wszystko co mi zrobił to nadal go kocham... chciałabm się do niego przytlic. NIe wyobrażam sobie mojego życia bez niego, tego że juz nigdy nie będziemy razem... Wszyscy mówią, ze to nie była prawdziwa miłosć, ze na pewno kogoś sobie znajde, ze bede szczęśliwa. Póki co nie umiem w to uwierzyć... Potrzebujepomocy! Co mam myśleć o tym wszystkim? jak rozumieć jego zachowanie? odezwac się do niego...? proszę niech pani mi pomoże...
Magda.