Alamakota, akurat forma w jakiej przedstawiłaś swoje zdanie odbiegająca od mojego w powyższej wypowiedzi do mnie przemawia, bo w sposób inteligentny i rzeczowy powstała przeciwwaga do moich zachowań i przemyśleń.
Alamakota pisze:Twoje wyjście jest lepsze od opisanego, co nadal nie oznacza, że jest dobre.
Nigdy nie twierdziłem że jest, jednakże też nigdy nie byłem altruistą wobec osób które próbowały wyrządzić mi krzywdę, dlatego też takie zachowanie, nie będące krzywdzącym dla drugiej osoby (właśnie na zasadzie niegroźnego prztyczka w nos) nie jest wg mnie jakimkolwiek przejawem złośliwości czy mściwości.
Alamakota pisze:Natomiast fakt, że stawiasz swoją wygodę ponad dobro drugiej osoby, bo tak oceniam tą sytuację - jest.
nie nie nie nie nie

gdybym stawiał tak tą sytuację, to raczej opierałbym się na doprowadzeniu do stanu, w którym ona by mnie rzuciła - wtedy ja mógłbym umyć ręce że nie jestem jak to napisałaś tym złym i to byłaby wygoda.
Alamakota pisze:(rzuca się do nóg? serio?)
Serio i nie tylko to. Nie chciałbym przekroczyć granicy dobrego smaku, czy balansować na linii tego co się powinno mówić, a co nie, ale jako że jest to forum, na którym jesteśmy zupełnie anonimowi, więc najdziwniejszą i najbardziej zastanawiającą formą próby zatrzymania mnie było zrobienie czegoś ponad swoje przekonania i granice. Jako miłośnik eksperymentowania w łóżku udało mi się kiedyś przekonać ją do seksu analnego, potem drugi raz i choć wiedziała że mi się to spodobało, nie potrafiła zmusić się do tego nigdy później poprzez jakiegoś rodzaju traumę związaną z bólem, niecodziennością itp. Pomimo tego wszystkiego, propozycja pokazania mi swojego poświęcenia dla pozostania razem oparła się właśnie na seksie analnym. Tak, że sama widzisz, że czyny dostosowane do słów są utrudnione, gdy ktoś podejmuje tak desperackie kroki.
Alamakota pisze:I tego całego "prztykania w nos" kompletnie nie rozumiem. Po co?
Po prostu, czy zawsze musi być jakiś powód? Jednakże jako człowiek ceniący przede wszystkim rozmowę, szczerą rozmowę, podjąłem się ostatnio wytłumaczenia jej że nic z tego nie będzie, odpuszczając to prztykanie w nos. Popłakała, powiedziała, że jeszcze coś do mnie jednak czuje, ja jej powiedziałem na koniec, że niech rozsądek jej podpowie, czy chce żyć tak dalej jak przez ostatnie pół roku, że nie widziałem żadnych starań o ratowanie związku z jej strony, pocałowałem wymownie w czółko i wyszedłem
Odnośnie tekstów shamanopodobnych, bo widzę że rozpętała się dyskusja

Pozwólcie że przytoczę takie swoje przemyślenia. Pomimo studiów całkiem innym kierunku, zawód jakiego się imam jest ściśle związany z motoryzacją, mam swój zakład itp. Wypowiadam się też na różnych forach i zauważyłem pewną regułę. Osoby, które znam od dłuższego czasu, których wiedza jest naprawdę wielka, każdemu nowopojawiającemu się użytkownikowi, który przedstawia swoje problemy (zazwyczaj dla nas będące błahymi i powtarzalnymi) - zawsze odpowiadają tak, by czytający wiedział jak je rozwiązać, co zrobić żeby ktoś go nie przekręcił na kasę itp. Sam też staram się czy to na forum, czy klientowi (nawet największemu laikowi) wytłumaczyć jak najwięcej. Zdarzają się jednak tacy, którzy coś gdzieś usłyszeli, coś tam spróbowali sami zrobić i udają ekspertów, obrażają ludzi, którzy dysponują wiedzą jaką sami nie tak dawno jeszcze dysponowali, wcale nie pomagają, ale muszą w większości tematów pokazać, że oni są pro, a reszta to laicy motoryzacyjni. Gdzie jest ta klasa? gdzie jest szacunek? Dla mnie to śmieszni zakompleksieni ludzie, którzy myślą, że jeśli komuś pojadą od zer motoryzacyjnych, to zdobędą uznanie wśród ludzi mających wiedzę, a ci którym pojechali poczują do nich respekt. Jedyny sposób dla takich na dowartościowanie się? Może i tak, dla mnie to żałosne i śmieszne, tym bardziej że ta ich wiedza teoretyczna nie idzie w parze z praktyką, no ale w internecie każdy może udawać "madafakę"
Sytuacja adekwatna do wypowiedzi pseudomądrali mających równie adekwanty nick - bo ci wszyscy plemienni znachorzy też się ch znają ale zgrywają posiadaczy mistycznej wiedzy
