Dziekuję za kolejny wartosciowy post.
No to ja znow sie wylamie.
Wydaje mi sie, ze autor po tym jak otrzasnal sie z tego "euforycznego uczucia" stwierdzil, ze to jednak nie jest TA kobieta. No i zaczelo sie - szukanie wad, problemow na miare tych 'rozwodowych', podkreslanie tego, co sam dla dobra sprawy czyni. Krotko mowiac -> zaczal sie etap usprawiedliwiania kolaczacej sie w glowie mysli o rozstaniu. Mysli, ktora poprze wiekszosc Forumowiczow, bo w koncu autor przedstawia sprawe w taki sposob, ze inaczej zareagowac nie mozna.
Ciekawie podchodzisz do tematu jednak znasz go tylko z krótkiego opisu tu na forum, a cala sprawa ma wymiar wielopłaszczyznowy. I tu nie chce relatywizować Twojego punktu widzenia - tak, myślę o rozstaniu, zresztą nie pierwszy raz. Nie mam prawa tak myśleć ? Dlaczego ?
Wad nie znajduje celowo. Wady znajdują się same, w ostatnim czasie (odstęp tygodnia) dwie po których miałem serdecznie dość bycia w takim związku. censored się na boku, przeczekałem - wróciłem. Przecież miał być ostatni raz, obiecała. Tydzień później, czuje jak z obietnic nici bo analogiczna sytuacja ma miejsce. Co mam myśleć ?
To nie usprawiedliwienie dla tego że chciałbym z nią zerwać. Mogłem to zrobić już kilka razy, ale za każdym razem - "będzie dobrze" i faktycznie jest - dopóki ona nie wypije.
To jest problem -reszta jest tłem w tym wypadku.
Zastanawiajace jest dlaczego autor glownie skupia sie na tym, jaki jest dobry i ze ta dobroc jest w pewnym sensie jego bledem. Wspomniane sniadania, wyprowadzanie pieska, "robienie czegos za kogos", odwalanie "lwiej czesci pracy" - to NIC nie ma do rzeczy jezeli chodzi o alkoholowy problem. Te teksty + te o poczuciu odpowiedzialnosci, checi pomocy i bezsilnosci sa tylko usprawiedliwieniem przed samym soba, ze najbardziej ma ochote:
click-else napisał/a:
trzasnac drzwiami i powiedziec "pierdole to"
Zrozum ze też mam prawo reagować emocjonalnie i w takim stanie byłem rano pisząc tego posta. Ktoś przegina pałę i w pewnym momencie sobie uswiadamiasz że coś z tym związkiem nie tak i wtedy musisz zmierzyć się ze wszystkimi problemami tego zwiazku. Inwestujesz w to mase czasu i serca a po każdej imprezie masz jazdę za nic.
W taki sposób przelatują mi myśli przez głowę, jest problem główny, i kilka innych które nie daja spokoju. Ty nie rozważasz nigdy decyzji ? Nie analizujesz problemu i nie starasz się jakoś poszukać rozwiązania ? Staram się dbać o związek tak bardzo jak mogę, jeśli komuś sprawia przyjemność zjedzenie śniadania rano, to jestem w stanie się na taki gest zdobyć. I wiesz dlaczego ? Bo to było na zasadzie zachęty - "nie podoba mi sie ze palisz, zmień to a ja bedę zmywał naczynia" - rozumiesz ? Nie wiem czy by licencjat skończyła gdybym jej nie motywował przy pisaniu pracy. Co jednak gdy ktoś nie jest w stanie się zdobyć na jakikolwiek wysiłek ? Tak trudno jest się nie upić równo w tydzień po tym jak się obiecało że się będzie uważać ? Jak byś się poczuła na moim miejscu ?
I teraz - czy moje podejście jest błędne ?
A może zmienić metod powinienem i oddać jej jak następnym razem będzie chciała mnie uderzyć ? Chciałem po prostu od razu zaznaczyć tym postem ze to nie tak "ty sie nie starasz to ona tez nie"
Dlaczego tak uwazam? Dlatego, ze:
1. autor jest doroslym facetem
2. sprawia wrazenie swiadomego i inteligentnego, a nie jakiegos gluptaka
3. sprawia tez wrazenie, ze wie, o co w zwiazku chodzi - a mimo wszystko najpierw rozmawia z nami, zamiast wyraznie i wprost powiedziec swojej kobiecie, ze
click-else napisał/a:
każda taka akcja to stąpanie po cienkim lodzie
bo chyba to jest w tym przypadku najbardziej nie fair

Ze my wiemy, a ona nie bardzo. Szczera rozmowa w zwiazku to podstawa, nawet jak ma zabolec jedna ze stron. Dorosly i odpowiedzialny facet potrafi jasno stawiac sprawe, a nie na boku (czyt. na forum) szuka zapewnienia, ze zrobil juz wszystko, co mozna bylo i przy jakiejs wiekszej okazji slusznie powie "papa", bo przeciez "to nie wolontariat".
Z jakiegoś powodu nie umiem zrezygnować z tego związku i nie wiem dlaczego ... hmm uczucia się to chyba nazywa... Ale czuję się źle w pewnych momentach, nie mam nadzieji na zmianę, przynajmniej jak dotąd sygnalizowane były jedynie "chęci".... Bardziej jednak się boję tych momentów w których nie wiem z kim tak naprawdę mam do czynienia. Rozmawialas kiedys ze schizofrenikiem ? To mniej wiecej takie uczucie. W jendej sekundzie to towja dziewczyna, chwile później - sam nie wiesz kto - dostajesz z liscia a ona nic nie pamieta....
I nie wiem dlaczego napisałaś "najpierw rozmawia z nami". zanim napisałem sprawa już była w toku, choć nie mielismy możliwosci usiąść i porozmawiać w 4 oczy, bo wcześnie wstaje do pracy...
Za godzinę będziemy się widzieć. Do tego czasu dzięki przeczytaniu tych wszystkich postów w jakiś szerszy sposób mogłem na całą sytuację spojrzeć, przedyskutować ze samym sobą i przygotować się merytorycznie do rozmowy i wiem ze rozmowa będzie rzeczowa i spokojna...
Tyle tylko ze niepokojącym jest fakt, że to już nie pierwsza tego typu rozmowa, na której padnie wiele wielkich słów i deklaracji ale po raz kolejny mam zamiar uwierzyć że coś jeszcze jesteśmy w stanie dla siebie zrobić...
Dziękuję wszystkim za posty, możne za jakiś czas napiszę jak wypadła rozmowa.
Pozdrawiam
[ Dodano: 2008-09-09, 22:21 ]Dziekuję za kolejny wartosciowy post.
No to ja znow sie wylamie.
Wydaje mi sie, ze autor po tym jak otrzasnal sie z tego "euforycznego uczucia" stwierdzil, ze to jednak nie jest TA kobieta. No i zaczelo sie - szukanie wad, problemow na miare tych 'rozwodowych', podkreslanie tego, co sam dla dobra sprawy czyni. Krotko mowiac -> zaczal sie etap usprawiedliwiania kolaczacej sie w glowie mysli o rozstaniu. Mysli, ktora poprze wiekszosc Forumowiczow, bo w koncu autor przedstawia sprawe w taki sposob, ze inaczej zareagowac nie mozna.
Ciekawie podchodzisz do tematu jednak znasz go tylko z krótkiego opisu tu na forum, a cala sprawa ma wymiar wielopłaszczyznowy. I tu nie chce relatywizować Twojego punktu widzenia - tak, myślę o rozstaniu, zresztą nie pierwszy raz. Nie mam prawa tak myśleć ? Dlaczego ?
Wad nie znajduje celowo. Wady znajdują się same, w ostatnim czasie (odstęp tygodnia) dwie po których miałem serdecznie dość bycia w takim związku. censored się na boku, przeczekałem - wróciłem. Przecież miał być ostatni raz, obiecała. Tydzień później, czuje jak z obietnic nici bo analogiczna sytuacja ma miejsce. Co mam myśleć ?
To nie usprawiedliwienie dla tego że chciałbym z nią zerwać. Mogłem to zrobić już kilka razy, ale za każdym razem - "będzie dobrze" i faktycznie jest - dopóki ona nie wypije.
To jest problem -reszta jest tłem w tym wypadku.
Zastanawiajace jest dlaczego autor glownie skupia sie na tym, jaki jest dobry i ze ta dobroc jest w pewnym sensie jego bledem. Wspomniane sniadania, wyprowadzanie pieska, "robienie czegos za kogos", odwalanie "lwiej czesci pracy" - to NIC nie ma do rzeczy jezeli chodzi o alkoholowy problem. Te teksty + te o poczuciu odpowiedzialnosci, checi pomocy i bezsilnosci sa tylko usprawiedliwieniem przed samym soba, ze najbardziej ma ochote:
click-else napisał/a:
trzasnac drzwiami i powiedziec "pierdole to"
Zrozum ze też mam prawo reagować emocjonalnie i w takim stanie byłem rano pisząc tego posta. Ktoś przegina pałę i w pewnym momencie sobie uswiadamiasz że coś z tym związkiem nie tak i wtedy musisz zmierzyć się ze wszystkimi problemami tego zwiazku. Inwestujesz w to mase czasu i serca a po każdej imprezie masz jazdę za nic.
W taki sposób przelatują mi myśli przez głowę, jest problem główny, i kilka innych które nie daja spokoju. Ty nie rozważasz nigdy decyzji ? Nie analizujesz problemu i nie starasz się jakoś poszukać rozwiązania ? Staram się dbać o związek tak bardzo jak mogę, jeśli komuś sprawia przyjemność zjedzenie śniadania rano, to jestem w stanie się na taki gest zdobyć. I wiesz dlaczego ? Bo to było na zasadzie zachęty - "nie podoba mi sie ze palisz, zmień to a ja bedę zmywał naczynia" - rozumiesz ? Nie wiem czy by licencjat skończyła gdybym jej nie motywował przy pisaniu pracy. Co jednak gdy ktoś nie jest w stanie się zdobyć na jakikolwiek wysiłek ? Tak trudno jest się nie upić równo w tydzień po tym jak się obiecało że się będzie uważać ? Jak byś się poczuła na moim miejscu ?
I teraz - czy moje podejście jest błędne ?
A może zmienić metod powinienem i oddać jej jak następnym razem będzie chciała mnie uderzyć ? Chciałem po prostu od razu zaznaczyć tym postem ze to nie tak "ty sie nie starasz to ona tez nie"
Dlaczego tak uwazam? Dlatego, ze:
1. autor jest doroslym facetem
2. sprawia wrazenie swiadomego i inteligentnego, a nie jakiegos gluptaka
3. sprawia tez wrazenie, ze wie, o co w zwiazku chodzi - a mimo wszystko najpierw rozmawia z nami, zamiast wyraznie i wprost powiedziec swojej kobiecie, ze
click-else napisał/a:
każda taka akcja to stąpanie po cienkim lodzie
bo chyba to jest w tym przypadku najbardziej nie fair

Ze my wiemy, a ona nie bardzo. Szczera rozmowa w zwiazku to podstawa, nawet jak ma zabolec jedna ze stron. Dorosly i odpowiedzialny facet potrafi jasno stawiac sprawe, a nie na boku (czyt. na forum) szuka zapewnienia, ze zrobil juz wszystko, co mozna bylo i przy jakiejs wiekszej okazji slusznie powie "papa", bo przeciez "to nie wolontariat".
Z jakiegoś powodu nie umiem zrezygnować z tego związku i nie wiem dlaczego ... hmm uczucia się to chyba nazywa... Ale czuję się źle w pewnych momentach, nie mam nadzieji na zmianę, przynajmniej jak dotąd sygnalizowane były jedynie "chęci".... Bardziej jednak się boję tych momentów w których nie wiem z kim tak naprawdę mam do czynienia. Rozmawialas kiedys ze schizofrenikiem ? To mniej wiecej takie uczucie. W jendej sekundzie to towja dziewczyna, chwile później - sam nie wiesz kto - dostajesz z liscia a ona nic nie pamieta....
I nie wiem dlaczego napisałaś "najpierw rozmawia z nami". zanim napisałem sprawa już była w toku, choć nie mielismy możliwosci usiąść i porozmawiać w 4 oczy, bo wcześnie wstaje do pracy...
Za godzinę będziemy się widzieć. Do tego czasu dzięki przeczytaniu tych wszystkich postów w jakiś szerszy sposób mogłem na całą sytuację spojrzeć, przedyskutować ze samym sobą i przygotować się merytorycznie do rozmowy i wiem ze rozmowa będzie rzeczowa i spokojna...
Tyle tylko ze niepokojącym jest fakt, że to już nie pierwsza tego typu rozmowa, na której padnie wiele wielkich słów i deklaracji ale po raz kolejny mam zamiar uwierzyć że coś jeszcze jesteśmy w stanie dla siebie zrobić... MAm tez nadzieje ze tym razme na obietnicach sie nie skonczy...
Dziękuję wszystkim za posty, możne za jakiś czas napiszę jak wypadła rozmowa.
Pozdrawiam