Witam wszystkich, wszak to mój pierwszy post

.
Otóż nurtuje mnie pewna kwestia. Pomimo, żem jeszcze golowąs

wydaje mi się, że coś jednak o życiu wiem i w tej konkretnej sytuacji się nie mylę, ale jeśli usłyszę zdanie osób postronnych na pewno na tym skorzystam. OK, więc do rzeczy:
Jestem z pewną dziewczyną z przerwami jakieś 3,5 roku. Oczywiście jak to zwykle bywa (o czym wówczas nie wiedziałem) na początku było pięknie, jednak z czasem jęło się psuć. Otóż mojej lubej, nazwę ją Samarą

nie podobało się to, że spotykam się z inną dziewczyna. Musicie wiedzieć, że jest to moja przyjaciółka, z która poznałem się niedługo przed związkiem z Samara. Samara zarzucała, że dla przyjaciołki zawsze mam czas, a dla niej nie (co jest kompletną parodią, bo spędzalismy razem kilka h dziennie, a z przyjaciolka gora kilka h tygodniowo) i tym podobne. Wkrotce oznajmiła, że nie jest normalnym by facet przyjaznil sie z płcią piękną i kazała mi wybierać. Przez dlugi czas oponowalem, bo to dla mnie czysta głupota jest. TŁumaczylem, ze to tylko znajoma itd. Na próżno. Wkurzło mnie to (i nadal wkurza) bo raz, że nigdy jej nie dałem powodów do zazdrości, a dwa, że od czasu kiedy moj najlepszy kumpel wyjechal, naprawde nie mam do kogo gęby otworzyc, a kisić się ciagle z jedna osoba nie zamierzam. Ja chce poznawać nowych ludzi, sama miłość nie wystarczy, chocby dlatego, ze jesli cos sie psuje w zwiazku to zawsze mozna z przyjaciolka/lem pogadać o tym i konstruktywne wnioski wyciągnąc.
Moje argumenty do niej nie docierały, ciagle slyszalem spiewki w stylu nie kochasz mnie i takie tam... OK, na jakis czas zaprzestalem kontaktow z ta osoba. Jakis czas pozniej zlozylo sie ze dostalem propozycje otrzymywania lekcji gry na gitarze od kolezanki (i tu najwazniejsze: niezbyt urodziwej). I znowu spiewki w stylu ze to bezczelnosc spotykac sie z kolezankami jesli ma sie dziewczyne. Ja mowie do niej: o iel wczesniej sie moglas jeszcze ewentualnie obawiac, bo moja przyjaciolka jest atrakcyjna, to ta kolezanka od gitary niezbyt, no nie uwazasz ze glupota by bylo byc o nia zazdrosna?
Przytaknela mi itd. Za kilka dni jednak znowu zrobila o to wojnę. I tu moje pytanie: czy to ja jestem ignorantem w sprawach damsko męskich, czy ona jest po prostu zajebiscie zaborczą osoba? Nie potrafie tak zyc, wiec mowcie: slusznie czynie planujac rozstanie czy tez jestem bez serca?

A ja myślę, że całe zło tego świata bierze sie z myślenia. Zwłaszcza w wykonaniu ludzi całkiem ku temu nie mających predyspozycji.