kiedy wiadomo, ze to już koniec?
Moderator: modTeam
kiedy wiadomo, ze to już koniec?
Witajcie. Uprzedzę, doskonale wiem, że to z Nim powinnam porozmawiać, że nikt nie zna odpowiedzi na moje pytania z resztą chyba sama ich nie oczekuje. Właściwie nie wiem co pragnę otrzymać, może po prostu muszę się anonimowo wypisać.
Bo nie wiem co czuję, nie wyobrażam sobie stanąć przed nim i powiedzieć: wiesz kochanie, nie wiem czy Ciebie jeszcze kocham. Melodramatycznie brzmi i tandetnie ale nie to jest najistotniejsze, chodzi o to, że gdy wyjechał (musiał) poczułam pewną ulgę a gdy wrócił, narastał we mnie pewien stan irytacji na jego osobę.
Nie wiem czy to jakiś kryzys z mojej strony, czy po prostu rzeczywiście przestałam go kochać. Z resztą strasznie długo broniłam się nawet przed takimi myślami.
Przeżyłam z nim 4 lata. Wspaniałe z resztą. Byliśmy ze sobą naprawdę na dobre i na złe. Gdy najważniejsza osoba w moim życiu - mój ojciec zachorował i trafił do szpitala. Gdy on został wyrzucony z domu, gdy jego matka umierała długimi miesiącami. Razem weszliśmy w te dorosłe życie. Akurat gdy ja szłam na studia, podejrzewam że wiele osób myślało, iż w takiej sytuacji rozsypie się to wszystko. Ale tak się nie stało, szczerze mówiąc mieliśmy w końcu czas dla siebie.
On nie był moim pierwszym chłopakiem, ale dopiero z nim poczułam życie tak intensywne. Tylko z nim rozmawiałam do piątej nad ranem. Nauczył mnie pięknej rzeczy: wiary, że z każdej sytuacji jest wyjście. Zawsze patrzyliśmy w tą samą stronę - nie zmieniło się to. Odnaleźliśmy wspólne pasje, które stały się naszym celem życiowym. Zdumiewał mnie i nadal to robi, szanuje go i podziwiam, za to, że potrafił się odnaleźć w życiu mimo sytuacji w jakiej się znalazł. Postanowiłam iść za nim w zaparte, uwierzyłam, że musi się nam udać, uwierzyłam, że mu się musi udać. Z resztą nadal w to wierzę.
Kiedy myślę o przeszłości, zalewa mnie fala miłości. Jednocześnie z pewnymi aspektami minionymi nie potrafię sobie poradzić do dziś. Okazuje się, że to co przeżyłam i z czym musiałam zawalczyć, dopiero dziś rodzi pytania bez odpowiedzi i chyba strach. Emocje nigdy nie wygasają do końca. Chciałabym czuć to co kiedyś. Zastanawiam się czy to zmęczenie...
Trywialne pytanie, które wiem, że nie będzie odpowiedzią na moją sytuację, ale kiedy wiedzieliście, że miłość się skończyła?
Bo nie wiem co czuję, nie wyobrażam sobie stanąć przed nim i powiedzieć: wiesz kochanie, nie wiem czy Ciebie jeszcze kocham. Melodramatycznie brzmi i tandetnie ale nie to jest najistotniejsze, chodzi o to, że gdy wyjechał (musiał) poczułam pewną ulgę a gdy wrócił, narastał we mnie pewien stan irytacji na jego osobę.
Nie wiem czy to jakiś kryzys z mojej strony, czy po prostu rzeczywiście przestałam go kochać. Z resztą strasznie długo broniłam się nawet przed takimi myślami.
Przeżyłam z nim 4 lata. Wspaniałe z resztą. Byliśmy ze sobą naprawdę na dobre i na złe. Gdy najważniejsza osoba w moim życiu - mój ojciec zachorował i trafił do szpitala. Gdy on został wyrzucony z domu, gdy jego matka umierała długimi miesiącami. Razem weszliśmy w te dorosłe życie. Akurat gdy ja szłam na studia, podejrzewam że wiele osób myślało, iż w takiej sytuacji rozsypie się to wszystko. Ale tak się nie stało, szczerze mówiąc mieliśmy w końcu czas dla siebie.
On nie był moim pierwszym chłopakiem, ale dopiero z nim poczułam życie tak intensywne. Tylko z nim rozmawiałam do piątej nad ranem. Nauczył mnie pięknej rzeczy: wiary, że z każdej sytuacji jest wyjście. Zawsze patrzyliśmy w tą samą stronę - nie zmieniło się to. Odnaleźliśmy wspólne pasje, które stały się naszym celem życiowym. Zdumiewał mnie i nadal to robi, szanuje go i podziwiam, za to, że potrafił się odnaleźć w życiu mimo sytuacji w jakiej się znalazł. Postanowiłam iść za nim w zaparte, uwierzyłam, że musi się nam udać, uwierzyłam, że mu się musi udać. Z resztą nadal w to wierzę.
Kiedy myślę o przeszłości, zalewa mnie fala miłości. Jednocześnie z pewnymi aspektami minionymi nie potrafię sobie poradzić do dziś. Okazuje się, że to co przeżyłam i z czym musiałam zawalczyć, dopiero dziś rodzi pytania bez odpowiedzi i chyba strach. Emocje nigdy nie wygasają do końca. Chciałabym czuć to co kiedyś. Zastanawiam się czy to zmęczenie...
Trywialne pytanie, które wiem, że nie będzie odpowiedzią na moją sytuację, ale kiedy wiedzieliście, że miłość się skończyła?
- ksiezycowka
- Weteran
- Posty: 12688
- Rejestracja: 13 paź 2004, 13:17
- Skąd: Wawa
- Płeć:
Pięknie piszesz o przyjaźni, ale gdzie w tym jest miłość partnerska?
Dla mnie miłość się nigdy nie kończy jeśli była, ale się zmienia.
Kiedy odczułam, że dobrą decyzję podjęłam jak rozstałam się z mężczyzną, którego kochałam? Kiedy po tygodniu nie wstawania z łóżka i wylewania łez dominującym uczuciem w moim sercu była ulga.
Dla mnie miłość się nigdy nie kończy jeśli była, ale się zmienia.
Kiedy odczułam, że dobrą decyzję podjęłam jak rozstałam się z mężczyzną, którego kochałam? Kiedy po tygodniu nie wstawania z łóżka i wylewania łez dominującym uczuciem w moim sercu była ulga.
Nie, nie byliśmy na odległość. Wyjechał na dwa tygodnie, gdy wrócił (widujemy się codziennie, a właściwie pomieszkujemy u siebie. właściwie od tych kilku lat czuję się jakbym miała dwa domy, dwie rodziny, dwa zobowiązania), po trzech dniach poczułam stan irytacji na jego osobę, na to by wyszedł, bym mogła się zająć czymś zupełnie innym. W innym momencie zapragnęłam by zaległa cisza, by nic nie mówił. Zapragnęłam być sama, bez niego.
I tak, ja studiuję.
Miłość, jak Ci mam ją opisać? Tego uczucia się chyba nie da opisać. Ja je czuję głęboko w środku. To momenty w których czułam że jesteśmy jedno. TO czas gdy leżeliśmy w nocy a ja czułam się szczęsliwa, najszczęśliwsza. To ogromny ból kiedy go bolało. Tęsknie za nim, dziś go nie ma. Ale gdy przychodzi ...to już sama nie wiem co czuję.
I tak, ja studiuję.
Miłość, jak Ci mam ją opisać? Tego uczucia się chyba nie da opisać. Ja je czuję głęboko w środku. To momenty w których czułam że jesteśmy jedno. TO czas gdy leżeliśmy w nocy a ja czułam się szczęsliwa, najszczęśliwsza. To ogromny ból kiedy go bolało. Tęsknie za nim, dziś go nie ma. Ale gdy przychodzi ...to już sama nie wiem co czuję.
Ostatnio zmieniony 03 sty 2009, 18:18 przez Zadie, łącznie zmieniany 2 razy.
Ja tam widziałem miłość właśnie.księżycówka pisze:Pięknie piszesz o przyjaźni, ale gdzie w tym jest miłość partnerska?
Dlatego nie rozumie o co tak naprawdę autorce chodzi. Może zakochanie się skończyło i kochanie nie jest pewne czy ma się zacząć? Może przesyt związany z tym pomieszkiwaniem ciągłym? Za mało szczegółów.
Sęk w tym, że sama nie wiem co się dzieje. Są chwile gdy mnie irytuje, są godziny w których przechodzi mi na myśl uczucie, że dobrze mi samej. bez niego. Zatrzymuje się i uświadamiam sobie, że irytowała mnie jego obecność, że nie tęsknie. Właściwie przeraża mnie to. Zawsze było mi za mało jego obecności. Nigdy jego obecność, czy mówienie nie sprawiały, że rosła we mnie złość. A to zdarzyło mi się ostatnio.
Być może już rzeczywiście jestem zmęczona. Z resztą znaliśmy się już wcześniej, ot zwykłe cześć. Musiały minąć dwa lata, by nasze drogi znów się skrzyżowały. Od początku spotykaliśmy się dość intensywnie, po kilka czy kilkanaście godzin dziennie. Fruwałam nad ziemią. Patrzę teraz na nas i myślę sobie, że strasznie podobni jesteśmy do siebie a jednocześnie tak różni. Mam wspaniałą rodzinę, uwielbiam ich wady, kocham natrętną wścibskość i nigdy nie zapomnę wyrzutów, mamy "że mam przecież dom", "że matura przede mną". TO było czyste szaleństwo. Tak nagle potem i szybko musiałam dorosnąć. Jego mama okazała się...osobą "troszkę" niezrównoważoną, która doprowadziła mnie na sam skraj. A mimo to pamiętam jak dziś, jak w rozmowie z nią próbowałam ją przekonać do tego, by starała się na spokojnie z nim porozmawiać. Tak bardzo chciałam łagodzić jego gniew na nią. A teraz to już przeszłość. Jeszcze tak niedawno, musiał wyprowadzać się z domu, potem miesiące gdy ona leżała w szpitalu. Tego dnia gdy wraz z nim zapalaliśmy znicze, dokładnie kilka godzin później biegłam to mojego taty do szpitala.
Z całą pewnością jestem zmęczona przenoszeniem rzeczy z jednego mieszkania do drugiego. I niemych wyrzutów, z obu stron które rozumiem, że nie ma mnie tu a jestem tam.
Od dawna zastanawialiśmy się nad wspólnym mieszkaniem, ale nie wiem czy to można nazwać rozwiązaniem. Nie wiem, czy to, że odczuwam takie a nie inne uczucia można "zwalić" na zmęczenie, na takie "rozdwojenie". Ostatnią rzeczą jaką bym chciała zrobić to go skrzywdzić.
Być może już rzeczywiście jestem zmęczona. Z resztą znaliśmy się już wcześniej, ot zwykłe cześć. Musiały minąć dwa lata, by nasze drogi znów się skrzyżowały. Od początku spotykaliśmy się dość intensywnie, po kilka czy kilkanaście godzin dziennie. Fruwałam nad ziemią. Patrzę teraz na nas i myślę sobie, że strasznie podobni jesteśmy do siebie a jednocześnie tak różni. Mam wspaniałą rodzinę, uwielbiam ich wady, kocham natrętną wścibskość i nigdy nie zapomnę wyrzutów, mamy "że mam przecież dom", "że matura przede mną". TO było czyste szaleństwo. Tak nagle potem i szybko musiałam dorosnąć. Jego mama okazała się...osobą "troszkę" niezrównoważoną, która doprowadziła mnie na sam skraj. A mimo to pamiętam jak dziś, jak w rozmowie z nią próbowałam ją przekonać do tego, by starała się na spokojnie z nim porozmawiać. Tak bardzo chciałam łagodzić jego gniew na nią. A teraz to już przeszłość. Jeszcze tak niedawno, musiał wyprowadzać się z domu, potem miesiące gdy ona leżała w szpitalu. Tego dnia gdy wraz z nim zapalaliśmy znicze, dokładnie kilka godzin później biegłam to mojego taty do szpitala.
Z całą pewnością jestem zmęczona przenoszeniem rzeczy z jednego mieszkania do drugiego. I niemych wyrzutów, z obu stron które rozumiem, że nie ma mnie tu a jestem tam.
Od dawna zastanawialiśmy się nad wspólnym mieszkaniem, ale nie wiem czy to można nazwać rozwiązaniem. Nie wiem, czy to, że odczuwam takie a nie inne uczucia można "zwalić" na zmęczenie, na takie "rozdwojenie". Ostatnią rzeczą jaką bym chciała zrobić to go skrzywdzić.
Ostatnio zmieniony 03 sty 2009, 21:18 przez Zadie, łącznie zmieniany 1 raz.
Według mnie powinniście odpocząć od siebie, bo wygląda na to, że to po prostu znudzenie sobą. Przecież świat nie może się ograniczać tylko do partnera. Spędzaj więcej czasu z rodziną, zajmuj się hobby. Jednak jeśli nie jesteś pewna, że juz nic do niego nie czujesz, to z nim nie zrywaj. Nie ma co przedwcześnie robić taki zamęt. Poczekaj, może czas sam rozjaśni, co do niego czujesz.
Czy znudzenie? Chyba trudno by o to było w tym sensie jakim ja to rozumiem, kiedy on pracuje (ma dwie zupełnie różne prace), ja się uczę, odbywam praktyki i w 3 różnych instytucjach odbywam wolontariat. To oczywiście nie zajmuje całego dnia (czy nawet tygodnia, ot kilka godzin w tygodniu), ale sprawia, że człowiek ma do czynienia z różnymi środowiskami. Mamy wspólną pewną pasję i ona rzeczywiście tworzy kolejny krąg ludzi - i faktycznie czasem nawet pracujemy ze sobą. Choć z drugiej strony, gdy są wolne dni spędzamy je całe ze sobą. Chyba, że któreś ma swoje męskie/babskie zgrupowanie.
Natomiast pytanie Shamana, sprawiło, że na te dwa dni postanowiłam parę rzeczy przemyśleć i chyba trochę wyszłam na prostą. Najgorzej czasem to za dużo myślec...
Natomiast pytanie Shamana, sprawiło, że na te dwa dni postanowiłam parę rzeczy przemyśleć i chyba trochę wyszłam na prostą. Najgorzej czasem to za dużo myślec...
Trudne pytanie zdałaś.
Jakiś czas temu też męczył mnie ten problem, tylko ja miałam dodatkowy bodziec - poznałam kogoś zupełnie innego, kto trochę otworzył mi oczy na to co mam, a co naprawdę chciałabym mieć. Ale początek był taki sam, tęskniłam za nim jak się nie widzieliśmy, a przy każdym spotkaniu mnie irytował, coraz bardziej i bardziej. Zaczęłam wybierać samotność i z czasem - przestało mi go brakować - ale tak jak mówię, to też miało związek z przelaniem uczuć na kogoś innego - zresztą nieszczęśliwe bardzo. Z drugiej strony 4 lata to sporo, całkiem uzasadnione wątpliwości czy to ten na całe życie...
Jakiś czas temu też męczył mnie ten problem, tylko ja miałam dodatkowy bodziec - poznałam kogoś zupełnie innego, kto trochę otworzył mi oczy na to co mam, a co naprawdę chciałabym mieć. Ale początek był taki sam, tęskniłam za nim jak się nie widzieliśmy, a przy każdym spotkaniu mnie irytował, coraz bardziej i bardziej. Zaczęłam wybierać samotność i z czasem - przestało mi go brakować - ale tak jak mówię, to też miało związek z przelaniem uczuć na kogoś innego - zresztą nieszczęśliwe bardzo. Z drugiej strony 4 lata to sporo, całkiem uzasadnione wątpliwości czy to ten na całe życie...
kokieteria to zachowanie, które ma dać drugiej osobie do zrozumienia, że spółkowanie jest możliwe, ale ta możliwość nie może być pewnością.
Mysiorek myślę, że nie zawsze wszystko jest takie proste. Co do mnie dałam sobie czas "spokoju" na ten tydzień, jakoś mi lżej. Zdarzyła nam się w międzyczasie bardzo spora kłótnia, po niej (o dziwo) jakby atmosfera się oczyściła.
Myślę, że wiele procesów które zachodzą między ludźmi jest zbyt skomplikowanych by mówić o poprawach z dnia na dzień.
Przede wszystkim przestałam się zadręczać (non stop myśleć o jednym), trochę posłuchałam rady Shamana, na swój własny sposób.
Dużo rzeczy dzieje się u mnie na uczelni i poza nią. Jest mi po prostu lepiej.
Myślę, że wiele procesów które zachodzą między ludźmi jest zbyt skomplikowanych by mówić o poprawach z dnia na dzień.
Przede wszystkim przestałam się zadręczać (non stop myśleć o jednym), trochę posłuchałam rady Shamana, na swój własny sposób.
Dużo rzeczy dzieje się u mnie na uczelni i poza nią. Jest mi po prostu lepiej.
Ostatnio zmieniony 08 sty 2009, 18:14 przez Zadie, łącznie zmieniany 1 raz.
Zadie pisze:Zdarzyła nam się w międzyczasie bardzo spora kłótnia, po niej (o dziwo) jakby atmosfera się oczyściła.
Uuu... czyli nie rozmawiacie ze sobą?
Rozmowa zawsze zbliża, w sensie: z kim ja jestem. Gdy się nie gada, wtedy trzeba "głębszej" rozmowy, w sensie: kłótnia. Też dobre, tylko po co, skoro można gadać ciągle. Nie o pierdołach jeno.
Zadie pisze:nie zawsze wszystko jest takie proste
I zapamiętaj: wszystko jest proste!
KOCHAJ...i rób co chcesz!
Może inaczej patrzymy na życie Mysiorek.
Uważam, że ideałów nie ma. A jak już są jakieś byty doskonałe, to na ziemi ich nie ma. Dlatego, każdej parze zdarzają się kłótnie i kryzysy. Z resztą, spoglądając na to z jakiegoś ludzkiego spojrzenia, najcenniejsze są te "egzemplarze", które mają skazy. Normalnie wizerunek prezydenta z trzecim okiem jest do wyrzucenia, dla kolekcjonerów staje się bezcenny.
Poza tym można rozmawiać ciągle, a kłócić się o pierdoły
Odnoszę wrażenie, iż myślisz, że kłótnia dotyczyła tego co tu napisałam. Muszę Cię wyprowadzić z błędu. Choć podejrzewam, iż wysuniesz tezę, że podszyta ta kłotnia mogła być zupełnie czymś innym niż o to co poszło...Za parę lat powiem Ci jak było naprawdę...
Co do mnie, mój stan irytacji minął. Nakreśliłam sobie troszkę inne "zasady", w myśl że "można zmieniać tylko siebie. Innych jedynie kochać". Dziś taki optymistyczny mam dzień.
Uważam, że ideałów nie ma. A jak już są jakieś byty doskonałe, to na ziemi ich nie ma. Dlatego, każdej parze zdarzają się kłótnie i kryzysy. Z resztą, spoglądając na to z jakiegoś ludzkiego spojrzenia, najcenniejsze są te "egzemplarze", które mają skazy. Normalnie wizerunek prezydenta z trzecim okiem jest do wyrzucenia, dla kolekcjonerów staje się bezcenny.
Poza tym można rozmawiać ciągle, a kłócić się o pierdoły

Odnoszę wrażenie, iż myślisz, że kłótnia dotyczyła tego co tu napisałam. Muszę Cię wyprowadzić z błędu. Choć podejrzewam, iż wysuniesz tezę, że podszyta ta kłotnia mogła być zupełnie czymś innym niż o to co poszło...Za parę lat powiem Ci jak było naprawdę...
Co do mnie, mój stan irytacji minął. Nakreśliłam sobie troszkę inne "zasady", w myśl że "można zmieniać tylko siebie. Innych jedynie kochać". Dziś taki optymistyczny mam dzień.
Zadie pisze:kiedy wiedzieliście, że miłość się skończyła?
Ja poznałam po tym, że coś w środku, w mojej głowie "pękło". Z długich miesięcy bycia w pełni kontent, poprzez wątpliwości aż do tego momentu, gdzie czujesz, że coś się wypaliło i wiesz, że cokolwiek od tej chwili nie zrobisz- będzie to tylko oszukiwaniem siebie. Zaczyna się myślenie o tym jak to wszystko dobrze zakończyć, jak nie zranić za bardzo tej osoby, długie nieświadomie nachodzące na Ciebie rozważania "za i przeciw". Kiedy musisz o związku myśleć w kategorii "za i przeciw", wtedy jest już koniec.
Ainsi sera, groigne qui groigne.
Grumble all you like, this is how it is going to be.
Grumble all you like, this is how it is going to be.
czyli kocha się tylko raz? a miłość jest wieczna?
To co w takim razie, gdy druga połowa umiera? A człowiek zakocha sie drugi raz, to nie jest już miłość? miłość nie kończy się wraz z odejściem partnera wg twojej koncepcji. Czyli co? Można kochać wiele osób? Ale jeżeli tak, to są różnie odcienie miłości...z resztą uczucia się zmieniają ewoluują. Ludzie również się zmieniają - może rozstania są wynikiem, nie tego żeby to była "nie-miłość", ale że właśnie osoba, którą kochaliśmy się zmieniła - "odeszła".
To co w takim razie, gdy druga połowa umiera? A człowiek zakocha sie drugi raz, to nie jest już miłość? miłość nie kończy się wraz z odejściem partnera wg twojej koncepcji. Czyli co? Można kochać wiele osób? Ale jeżeli tak, to są różnie odcienie miłości...z resztą uczucia się zmieniają ewoluują. Ludzie również się zmieniają - może rozstania są wynikiem, nie tego żeby to była "nie-miłość", ale że właśnie osoba, którą kochaliśmy się zmieniła - "odeszła".
Ostatnio zmieniony 12 sty 2009, 17:14 przez Zadie, łącznie zmieniany 2 razy.
Andrew pisze:miłosc nigdy sie nie konczy , jesli to ma miejsce to znaczy iż tylko My myslelismy ze to była ona , a tak naprawde to jej nie było
Zastanawiam się, dlaczego ten wyświechtany slogan zdobył taką popularność
pan nie jest moim pasterzem
a niczego mi nie brak
nie przynależę i nie wierzę
i chociaż idę ciemną doliną
zła się nie ulęknę i nie klęknę.
a niczego mi nie brak
nie przynależę i nie wierzę
i chociaż idę ciemną doliną
zła się nie ulęknę i nie klęknę.
to jeszcze pokłosie romantyzmu przecież. A nieszczęsna epoka siedzi nam strasznie w głowach. Wydaje mi się też, że wielu ludziom służy ona do właśnie "przywiązywania" partnera do siebie i to przed czym broni się Andrew (przynajmniej tak rozumiem go po przejrzeniu forum) zawłaszczenia partnera czy też jego uprzedmiotowienia.Zastanawiam się, dlaczego ten wyświechtany slogan zdobył taką popularność
Zadie pisze:To co w takim razie, gdy druga połowa umiera? A człowiek zakocha sie drugi raz,
Nie trzeba nawet uciekać się do tak drastycznego wyjścia jak śmierć. Jest też taki slogan, że "każda miłość jest pierwsza".
Można kochać parę razy, za każdym razem inaczej. Może być ta jedna miłość, która stwarza jakąś definicję i jest najlepiej wspominana, co nie znaczy, że może istnieć tylko ona jedna.
Ainsi sera, groigne qui groigne.
Grumble all you like, this is how it is going to be.
Grumble all you like, this is how it is going to be.
Dokładnie - MATKA kocha wszystkie swe dzieci - kazde inaczej , ale wszystkie kocha nawet jak jest ich 7 - o wyjatkach wspominac nie bedę bo te zdarzaja sie w kazdej dziedzinie zycia !
Wiesz Lolli Byc moze Ty jesli mówisz do swojego "kocham cie " to i jest to sloganem ! Byc moze i jemu owa sciema wystarczy , rózni ludzie, rózne potrzeby !
Uprzedmiotowienie ///??
wiele jeszcze zrozumiec musisz ...
odpowiedz masz wyzej - tak jest wieczna jesli jest ! szczegulne przypadki bardzo zadkie zdarzenia mogą ją zabic.
Dokładnie tak !
a niby co ... tylko jedną ?
uczucia tak - miłosc NIE
Tu zgoda .... kochamy osobe jaką była , a nie jaką jest ...
Wiesz Lolli Byc moze Ty jesli mówisz do swojego "kocham cie " to i jest to sloganem ! Byc moze i jemu owa sciema wystarczy , rózni ludzie, rózne potrzeby !
Uprzedmiotowienie ///??
![.[:D]. [:D]](./images/smilies/zadowolony.gif)
Zadie pisze:czyli kocha się tylko raz? a miłość jest wieczna?
odpowiedz masz wyzej - tak jest wieczna jesli jest ! szczegulne przypadki bardzo zadkie zdarzenia mogą ją zabic.
nic ! a co by mialo byc , dalej ja kochasz ....Zadie pisze:To co w takim razie, gdy druga połowa umiera?
Zadie pisze: miłość nie kończy się wraz z odejściem partnera wg twojej koncepcji.
Dokładnie tak !
Zadie pisze: Czyli co? Można kochać wiele osób?
a niby co ... tylko jedną ?
Zadie pisze:z resztą uczucia się zmieniają ewoluują.
uczucia tak - miłosc NIE
Zadie pisze:- może rozstania są wynikiem, nie tego żeby to była "nie-miłość", ale że właśnie osoba, którą kochaliśmy się zmieniła - "odeszła".
Tu zgoda .... kochamy osobe jaką była , a nie jaką jest ...
Ostatnio zmieniony 13 sty 2009, 08:24 przez Andrew, łącznie zmieniany 2 razy.
poszukuje radia CEZAR - QUADRO unitry diora
ogólnie to się z Tobą nie zgadzam, poza tym każdy musi się uczyć przez całe życie, ty również. Dlatego może pewnego pięknego dnia, to ty będziesz musiał przyjąć koncepcję innych.
Skoro miłości są różne, to jak miłość może być jedna? Moim zdaniem miłość dojrzewa, przecież człowiek musi się w którymś momencie zakochać, potem wiele zależy od nas. A skoro kochamy osobę jaką była, jej zmiana może doprowadzić (nie musi) do tego, że miłość do aktualnej osoby już nie zaistnieje, choć nadal na pewien szczególny sposób będziemy do niej czuli pewien rodzaj miłości.
Twoja teoria niestety sprawia, że jeśli miłość naszego życia umrze, to już nie odnajdziemy tej drugiej miłości, bo przecież tamta odeszła. Tamta największa, czyli kolejna nie będzie największa, będzie tylko marnym następstwem.
Ja wierzę, że z wieloma osobami można stworzyć udany związek. Wiele jest osób o podobnych predyspozycjach, miłość rodzi się natomiast z pracy nad tym związkiem. Rodzice kochają dzieci, bo są częścią ich samych, są wysiłkiem który weń włożyli, dzieci kochają rodziców za całą tą opiekę...miłość jest wypracowywana co w cale nie oznacza, że jest interesowna i że kocha się za coś. Ale nie jest ona jaką siłą kosmiczną, która zjawia się znikąd.
Skoro miłości są różne, to jak miłość może być jedna? Moim zdaniem miłość dojrzewa, przecież człowiek musi się w którymś momencie zakochać, potem wiele zależy od nas. A skoro kochamy osobę jaką była, jej zmiana może doprowadzić (nie musi) do tego, że miłość do aktualnej osoby już nie zaistnieje, choć nadal na pewien szczególny sposób będziemy do niej czuli pewien rodzaj miłości.
Twoja teoria niestety sprawia, że jeśli miłość naszego życia umrze, to już nie odnajdziemy tej drugiej miłości, bo przecież tamta odeszła. Tamta największa, czyli kolejna nie będzie największa, będzie tylko marnym następstwem.
Ja wierzę, że z wieloma osobami można stworzyć udany związek. Wiele jest osób o podobnych predyspozycjach, miłość rodzi się natomiast z pracy nad tym związkiem. Rodzice kochają dzieci, bo są częścią ich samych, są wysiłkiem który weń włożyli, dzieci kochają rodziców za całą tą opiekę...miłość jest wypracowywana co w cale nie oznacza, że jest interesowna i że kocha się za coś. Ale nie jest ona jaką siłą kosmiczną, która zjawia się znikąd.
Andrew pisze:iesz Lolli Byc moze Ty jesli mówisz do swojego "kocham cie " to i jest to sloganem ! Byc moze i jemu owa sciema wystarczy , rózni ludzie, rózne potrzeby !
Po co piszesz "lolli", skoro nie odniosłeś się do mojej wypowiedzi?

pan nie jest moim pasterzem
a niczego mi nie brak
nie przynależę i nie wierzę
i chociaż idę ciemną doliną
zła się nie ulęknę i nie klęknę.
a niczego mi nie brak
nie przynależę i nie wierzę
i chociaż idę ciemną doliną
zła się nie ulęknę i nie klęknę.
lollirot pisze:Andrew napisał/a:
miłosc nigdy sie nie konczy , jesli to ma miejsce to znaczy iż tylko My myslelismy ze to była ona , a tak naprawde to jej nie było
Ja się z tym nie zgadzam, bywa, że miłość się kończy tak jak wszystko inne. Ludzie się zmieniają, chcą czegoś innego,mają inne cele i priorytety, bywa, że druga osoba zaczyna hamować nasz rozwój lub oddala się, rozstają się, ale co, to znaczy, że nigdy nie kochali? nie. Nie mogłabym powiedzieć, że nie kochałam swojego bylego, po prostu po kilku latach nasze drogi się rozeszły. Widujemy się, sentyment pozostał, ale miłości już w tym nie ma.
kokieteria to zachowanie, które ma dać drugiej osobie do zrozumienia, że spółkowanie jest możliwe, ale ta możliwość nie może być pewnością.
właśnie że się odniosłem , a cytować cię wcale nie muszę. Sentyment to coś innego niż miłosćlollirot pisze:Andrew pisze:iesz Lolli Byc moze Ty jesli mówisz do swojego "kocham cie " to i jest to sloganem ! Byc moze i jemu owa sciema wystarczy , rózni ludzie, rózne potrzeby !
Po co piszesz "lolli", skoro nie odniosłeś się do mojej wypowiedzi?
Ostatnio zmieniony 14 sty 2009, 12:17 przez Andrew, łącznie zmieniany 2 razy.
poszukuje radia CEZAR - QUADRO unitry diora
Andrew pisze:właśnie że się odniosłem
Nie nazwałam słów "kocham cię" sloganem, Ty mi to zarzuciłeś - nie, nie odniosłeś się.
Ostatnio zmieniony 13 sty 2009, 20:04 przez lollirot, łącznie zmieniany 1 raz.
Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 141 gości