Sytuacja ma się następująco:
- poznaje jakiegos faceta, jest mną bardzo zauroczony (na swoj wyglad nie moge narzekac, raczej ciezko przejsc obok nie zauwazajac mnie)
- potem rozmawiamy i odbiera ze jestem inteligentną i nie pustą kobietą
- decyduje sie ze mną probować
- mija miesiąc i wszystko sie konczy słowami: "chodzi mi o to ze jestes super dziewczyna ladna inteligatna itd... jestes moim idealem ale jest jedna rzecz, do perfektu brakuje mi uczucia"
i tak słyszę przy kazdym facecie, wlasnie po miesiącu bycia, obojetnie czy spotykamy sie raz na tydzien, czy codziennie. Jesli jakis zwiazek trwa 2 mies to tylko dlatego ze jest "przechodzony" ale zmierza juz ku wymarciu.
Dlaczego tak jest ze nikt nie potrafi mnie pokochac?
Nikt z moich bliskich tego nie rozumie. Jedni twierdza ze zbyt sie poswiecam i angazuje, kiedy ja czuje ze tak naprawde nic wielkiego nie robie. Zwykle na początku to ja jestem na nie, a jak sie wkrece to oni nie..
Zawsze podczas tego miesiaca spotykamy sie, smiejemy, całujemy, jest cudownie. Jakbysmy sie znali od zawsze i doskonale rozumieli. A potem szlag trafia. Ni z gruchy ni z pietruchy. Coraz czesciej wierze ze juz nikt nie pokocha mnie. Mam za soba tyle porazek ze zębów mi nie starczy do policzenia. Why?????????
I co ja mam o tym myslec :'(