pani_minister pisze:Rozmowy? Negocjacje? Kłótnie jeszcze do tego? Szkoda czasu, i tak liczy się to, co na końcu nastąpi.
to powinno wyjśc od stron wyjeżdzajacej, ja bym sama nie nagabywała, to on chce zmiany wprowadzac, niech on zacznie rozmawiać. Ale ja znam swojego narzeczonego i wiem, że jak by wpadł na taki pomysł, to starał by sie by było dobrze, mnie równiez by w swoich planach uwzględnił
pani_minister pisze:Poza tym mam przykry zwyczaj tracenia szacunku do kogoś, kto się przekonać prośbą, groźbą i miłością daje do rzeczy, których sam z siebie robić nie zamierzał i ochoty nie miał.
to tak jak ja, dlatego pisałam, ze ja bym nie chciała by facet został bo ja groziłam, kłóciłam sie i żebrałam o to. To własnie był by ten koniec
Mona pisze:to ludzie w czasie wojny byli rozdzielani niejednokrotnie siłą i to nagle, a i tak znaleźli później drogę do siebie i to po czasie dłuższym, aniżeli 3,5 roku
moja Babcia i Dziadek, prawie cztery lata byli osobno. Byli razem aż do śmierci dziadka
Pomyślałam i wiem, ze nie była bym zadowolona z takiej rozłąki, ale nie zabraniała bym. wiedziała bym, że to ważne dla niego. Skupiła bym sie raczej na tym by mimo wyjazdu to co jest miedzy nami przetrwała, na możliwościach spotykania sie, może nawet pojechała bym potem do niego. Niech sobie wyjdzie, ze nie kocham ale nie umiała bym stanąć na drodze mojemu facetowi, wiem, że jeśli chciał by tak to było by to ważne. Wiem, że gdyby zrezygnował, nie był by szczęśliwy, z mojej strony okazał by sie miękkim kapciem i szacunek zaczął by sie ulatniać