Myślę, że mój problem ma charakter podobny do innych proszących o radę, pomoc lub zdanie na temat, ale wiadomo, że każdy jest inny i sytuacja nieco odmienna ...
Mam 23 lata i właśnie przeżywam rozpad pierwszego związku w jakim byłem

Z czasem obracałem się w coraz węższym towarzystwie, w kilka osób, kilka koleżanek... Jedna , co teraz dopiero w pełni zdaję sobie sprawę, od bardzo dawna starała się do mnie zbliżyć, poznać mnie..oswoić? Ja głupi nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie wierzyłem, że taka fajna babka, piękna i inteligentna starościna grupy może być mną zainteresowana, że mam jakieś szanse u takiej kobiety jak ona.. nawet o niej nie myślałem jako ewentualnej partnerce... Ale czas leciał, byliśmy coraz bliżej, dużo rozmawialiśmy - na uczelni, gg, imprezach... Jak teraz stwierdzam jest mi najbliższą osobą zaraz po rodzinie... i dlatego tak boli... chyba...
W końcu pod koniec ostatniego roku akademickiego, przed sesją, tak samo wyszło, że się zeszliśmy (oficjalnie wobec siebie
Zaczęły się wakacje, dostałem pracę na sezon, a początki były ciężkie - mało było mnie w domu, gdzie jedynie spałem kilka godzin. Cały czas w terenie...Ale byliśmy w kontakcie - jak się potem okazało dla niej nie wystarczającym..

W najgorszym momencie, jakby się obraziła, gdy dzwoniłem - nie odbierała telefonu
A gdy poprosiłem na gg o spotkanie, o rozmowę - odpowiedziała, że nie chce ze mną rozmawiać - odp OK, uznając , że potrzebuje czasu... jak się potem dowiedziałem w tym momencie popełniłem największy błąd - ona chciałą rozmawiać, potrzebowała mnie, a ja uszanowałem jej zdanie, wolę i nie nalegałem

Kocham tę kobietę

Nie będę ukrywał, że przez dwa tygodnie miałem poważną depresję, złamane serce i te sprawy... Nie mogłem uwierzyć , że mi się to przytrafia..szczególnie, że świadomie nic złego jej nie zrobiłem.. Potrzebowała atencji, czułości i adoracji, ale nie mogłem wiedzie, że aż w tak wielkim stopniu..

Nasza pierwsza rozmowa na początku wyglądała tak, że ja ze łzami w oczach powiedziałęm jej wszystko co się wydarzyło, co czuję do niej i po rpostu, że ją KOCHAM... Wiem, wiem, ty głupku, po co, największy błąd, ale tak to wtedy czułem...i tak czuję to do dziaisiaj... Ona z kamienną twarzą odpowiedziałą, że dwa miesiące to bardzo dużo czasu, że zapomniałą o mnie i nie ma między nami nawet przyjaźni (!?)...

Zachowałem się spokojniej, jakby rozumiejąc, że słowami i wyznaniami nic nie zdziałam... Powiedziałem , że jestem jej przyjacielem, ale kochać jej nie przestanę... zgodziła się na to...
Teraz mija miesiąc od początku semestru... Kilka razy zdarzyło mi się ponownie ją stręczyć własną szczerością i uczuciem

Wiem, że powinienem ją zostawić w spokoju (i siebie zarazem), ale jak by to nie brzmiało KOCHAM JĄ, boli mnie jej zachowanie w stosunku do mnie...jak do jakiegoś tam kolegi ze studiów..z budynku w którym przebywa...


Wiem, że ją kocham (szczerze), wiem, że mnie lubi (może zamiotła uczucia do mnie bardzo głęboko..? ) i że teraz jest z kimś z kim jej dobrze (podobno)...
Jestem gotów poczekać jak jej się ułoży, jak nie, bardzo bym chciał ją odzyskać... Problem tylko w tym, że czego bym teraz nie robił, chyba się bardziej pogrążam... To co mówię, jak się zachowuję... Ona wie co czuję, wierzy mi, ale ...no jest z kimś... jestem zazdrosny o niego, zły na los, wściekły na swoją niewiedzę, brak wyczucia...
W poniedziałek ma urodziny... Książka dla niej czeka już u mnie na półce 4 miesiąc... (przyszła pocztą po tym jak się popsuło)...
POMOCY!? Brak mi snu, koncentracji i sił... Tak bardzo mi jej brakuje

Co czynić i jak czynić????????????
ps. Ona jest ruda i uparta ;p
ps.2 Powyżej opisałem wszystko..być może skrótowo , ale prawdziwie i szczerze tak jak to widzę..
Dajcie mi odrobinę nadziei

