mrt pisze:Ktoś cholernie zasadniczy, kto wcześniej postanowił być sam i jest konsekwentny.
Nie bardzo to sobie wyobrażam mimo wszytko. Samotność dla zasady. Gdy jest się zakochanym i nie ma żadnych przeszkód. To się chyba często nie zdarza.
mrt pisze:Pewnie tak, ale wolą tęsknotę za tym Nieosiągalnym niż samo Nieosiągalne. Bo może właśnie to ustawili jako sedno swojego bycia. I być może to pozwala im np. tworzyć, myśleć tak a nie inaczej, pozostawać na pozycji obserwatora.
Nieosiągalnego nie można zdobyć. Na tym polega właśnie jego Nieosiągalość. Nie jest to więc tak naprawdę wybór, tylko jedyna dostępna opcja (kompromis uczuciowy wyłączając).
mrt pisze:Samotność może wynikać z potrzeby odczuwania tęsknoty - wtedy jest to niejako pozytywna samotność, a odwrotna - negatywna, bo wymuszona.
Zgadza się. W tym konkretnym przypadku natomiast, kurtyzanę rozdzielono z jej kochankiem, jest więc to zatem samotność zdecydowanie negatywna. Co zresztą widać bardzo wyraźnie, kiedy ogląda się ten fragment.
mrt pisze:Ja już od dawna postrzegam społeczeństwo (każde) jak mrowisko. Liczy się funkcjonalność, dlatego inne rzeczy nie mają znaczenia i nie istnieją. To, że ktoś się ukulturalnia i czyta książki, oznacza tylko tyle, że ładuje akumulatory, aby móc prawidłowo nadal spełniać swoją funkcję w pracy, w domu, bloku i jako obywatel.
To z punktu widzenia tworu, jakim jest społeczeństwo. Z punktu widzenia jednostki zaś - niekoniecznie

Ludzie tak naprawdę nie żyją intelektualnie, lecz wegetują.
Dlaczego tak uważasz?
mrt pisze:Im bardziej ktoś naciska, że praca to on i spędza w korporacji 20 godzin na dobę, tym bardziej jest bezmyślną mrówką. Jak u mnie w pracy. Jedyną wartością jest wynik finansowy, a wszyscy tyrają na ten wynik i zasuwają jak w fabryce. I każdemu się wydaje, że jest mądry, zdolny, z potencjałem, interesujący i firma go dlatego kocha. A dla firmy nie liczy się on, tylko jego efektywność - liczba, która stanowi element na drodze do wykręcania wyniku.
Masz bardzo dużo racji, ale są różne rodzaje pracy. Nie każdy tyra dla bezdusznej, gargantuicznej korporacji. A i nawet tyrając dla takowej, można zachować indywidualność i spójność swoich celów. Wide np. różnego rodzaju prywatne firmy militarne zatrudniające ex-żołnierzy. Ci faceci całe życie poświęcają na trening i doskonalenie swoich umiejętności. Ich praca to oni. I uwielbiają ją. A że ktoś na tym zarabia grube miliony, to już inna rzecz.
mrt pisze:Elementy społeczeństwa nie myślą, one spełniają swoją funkcję. Mało kto nie wsiadł do tego pociągu. Ale też jest i druga strona medalu - nie wsiadł, ale korzysta z tego cyrku jak najbardziej. Pasożytuje jednym słowem, na tym, że mrówki zasuwają. Ktoś przecież, do cholery, musi tyrać w tym wszystkim

A i owszem. Ot, np. żony biznesmenów, którym czas mija na rozmyślaniach o tym, jaki zestaw wazoników podkreśli najlepiej charakter nowej półeczki ;d
Cóż, życie. Zawsze tak było i zawsze tak będzie

pani_minister pisze:Wszystko jest złudzeniem
![:] :]](./images/smilies/krzywy.gif)
Ale uczucia akurat najbardziej realnym. I konkretu tego uczucia nie podważysz, jest dla mnie dotykalne jak kamień czy drzewo.
Może nieprecyzyjnie się wyraziłam. Uczucie jest jak najbardziej prawdziwe, ale jego źródło to złudzenie. Tak jak w przypadku stanów lękowych i myśli prześladowczych. Rejestrujesz coś, czego nie ma i to, czego nie ma wywołuje uczucia jak najbardziej prawdziwe i niepodważalne.
pani_minister pisze:To nie jest tak, że z każdym można nawiązać
Pewnie, że można. Tylko się nam nie chce zwykle. A nie chce się, bo społeczni (mentalnie, nie organizacyjnie) nie do końca jesteśmy, wolimy siebie od innych.
Mówimy o dwóch różnych rzeczach. Nie każdy może nawiązać bliski duchowy, emocjonalny i intelektualny kontakt z każdym. Gdyby tak było różnice np. w wykształceniu nie stanowiłyby przeszkody w procesie wiązania się ludzi w pary. I co i rusz można by trafić na układy typu prosty robotnik emigrant + pani doktor filozofii. Tak się jednak nie dzieje.
pani_minister pisze:Myślący podobnie są dość nudni. Myślący odmiennie to majątek
![:] :]](./images/smilies/krzywy.gif)
I nie należy zapominać o nie-myślących, też bywają ciekawi.
W dyskusji - tak. W życiu - nie do końca. Poza tym, napisałam: "myślący podobnie", nie zaś "identycznie". Myślę, że wiesz o czym mowa. Chodzi o stan nazywany nadawaniem na podobnej fali. Ale nie tylko o to. Ważne są bowiem także wspólne cele i podobna wizja życia. Maniak sportów extremalnych marzący o szalonych podróżach po świecie nie stworzy harmonijnego, duchowego związku z prostą krawcową z Kresów Wschodnich, której życie kręci się wokół rodziny i tego, co napisali w Tinie

pani_minister pisze:Właśnie o to mi chodzi. Dlaczego [obecność] jest niepożądana? Dlaczego nie chcemy innych, skoro niby społeczni jesteśmy? A tu kopytami się zapieramy, żeby ich do światka wewnętrznego nie wpuścić - a wpuszczonych zdystansować.
Bo bycie istotą społeczną nie zakłada braku prywatności, która również jest jedną z potrzeb podstawowych

Takie "nie mogę" zachodzi przy każdym wyborze - bo nie możesz zwykle wybrać wszystkich dostępnych opcji. Jeśli wybierasz samotność (w sensie bez człowieka obok) - nie możesz jednocześnie wybrać związku. Jeśli wybierasz samotność w związku - nie możesz fizycznie pozostawać osobna.
Chodzi mi o to, że częstokroć wybór samotności wynika z tego, że nikt odpowiedni się po prostu nie trafia. I wtedy staje się przed dylematem - być z kimkolwiek, czy być samemu. W tym sensie samotność wiąże się z niemożnością. I także w tym, że poziomy pozostają dostępne tylko dla tych, którzy są razem.