Było tak.
Poznaliśmy sie 3 lata temu, po 2 dniach stweridzilismy ze to wlasnie jest to, ze na siebie tyle czekalismy. Po tygodniu czulem sie jakbysmy sie znali juz dobre pare lat, bylo super. Minął rok, poltora. Jak w każdym związku było troche kłutni ale kochalismy sie na maksa i niewyobrażalismy sobie życia bez siebie. Były plany, wspólne marzenia...
Nagle bum. Ona mi pewnego dnia mowi ze chce byc moja kolezanka....
I jak kazdy, zalamalem sie, zrobilem duzo glupich rzeczy. Ona mnie zdradzila, w sumie to juz nei była ze mna.
Teraz ma nowego faceta.
Od naszego zerwania minely 4 miesiace. A ja jak jakis swir ciagle o niej mysle. Nie 4 razy na dzien, tylko kurde 4 razy na 10 minut. Boje sie ze to jest juz jakas choroba hehe. Naprawde to juz mnie meczy.
Spac nie moge non stop, wszystkie proby odkochania sie nie daly rady.
Dla mnie - nawet po tym co zrobila jest najwspnialsza kobieta na swiecie. Nie jeden by mi powedzial ze robie z siebie ciote ze tak o niej mysle, po tym co mi zrobila i ze nie jestesmy juz razem

Macie jakies pomysly - inne kobiety nie wchodza w gre bo i tak wiem ze to nic nie zmieni.

Jak ktos mial podobnie to niech mi napisze na priv.