Tak czy inaczej pozwolę sobie na krótką historię...
Związek od samego początku zapowiadał się na "trudny"... Dwie osoby, zupełnie odmienne charaktery (Ona - żywa, energiczna, nie znosi odkładać czegoś na później, z mnóstwem znajomych, przyjaciół, wygadana... On - spokojny, nieśmiały, powoli, ale wytrwale dążący do celu). Mimo wszystko coś zaiskrzyło i stało się.. Zostaliśmy parą. Na początku - wiadomo: zafascynowanie sobą, zero poruszania jakichś poważniejszych problemów, beztroskie życie, spotkania co 2-3 dni (pomimo 30km odległości), spacery (mimo że środek zimy). Każdy wie, jak to jest na początku. Później przyszła faza pokazywania, że jest zaufanie, zaczęły się poważniejsze rozmowy, mówienie o swoich małych problemach... I tak zleciały 2 miesiące... Przyszedł pierwszy kryzys, małe spięcie.. Wyjaśnione.. Drugie - pozostało trochę niesmaku. Później coś się posypało. Pomijając to, co działo się później (czyli w sumie nic szczególnego - czar prysł, przez pewien czas byliśmy jedynie ze sobą po to, żeby być... zero emocjonalnego zaangażowania) Wiedzieliśmy w czym jest problem, ale jakoś nie dążyliśmy do jego naprawienia, wychodząc z założenia że powoli się wszystko wyjaśni). Po kilku dniach jakoś doszliśmy do porozumienia (przynajmniej pozornie), no i ciągnęło się dalej...
Teraz u niej w rodzinie pojawiły się problemy. I w największym skrócie dostałem wczoraj porcję wiadomości na GG typu: "nie radzę sobie z tym wszystkim, a nie chcę Cię mieszać w sprawy rodzinne", "nikt mi nie może pomóc", "chcę zwolnić tempo"... Tyle, że ja tak nie umiem życ.. Nie umiem stać obok i patrzeć jak cierpi, a ona nie chce ode mnie nawet dobrego słowa... Po prostu mnie od siebie odpycha, każe iść do kąta, a jak jej przejdzie to znów po mnie sięgnie.. Czuję się jak zabawka.. Słusznie?
Podjąłem decyzję, że wychodzę z tej piaskownicy. I to nie tylko dlatego, że chce mnie odstawić w kąt na jakiś czas. Na tą decyzję składa się wiele innych - przede wszystkim różnica charakterów (o czym wspominałem wcześniej). Ona - rodzina przede wszystkim, nawet ja nie miałbym szans chyba czuć się najważniejszą osobą... Ja? W sumie od 16 roku życia sam się próbuję utrzymywać.. Nie powiem - radzę sobie dość dobrze, jest ciężko, dużo pracy, ale każdą wolną chwilę starałem się poświecać dla Niej.. Jak najcześciej się widywać... A tu taki numer w podziękowaniu...
Ona nie chce tego kończyć, chce jedynie "odpocząć" ode mnie i zająć się problemami rodzinnymi. Chodzi o zdrowie, więc i tak niewiele pomoże.. Ale chce ciągle o tym myśleć i dla mnie już brakuje czasu. Zaproponowała, żebyśmy od siebie odpoczęli, jak Ona sobie poukłada wszystko w głowie to znów będziemy razem. Tyle, że odczuwam to albo jako tylko pretekst do zerwania (a prawdziwego powodu i tak nigdy nie poznam), albo chce mnie traktować jak zabaweczkę, którą można wziąć i odłożyć w każdej chwili). Chce utrzymwać kontakty, ale wyłącznie na stopie koleżeńskiej, bez wdawania się w swoje problemy... Mniej więcej na zasadzie: ja mam mówić, co mi jest, dlaczego mi smutno, jakie mam problemy, ale nie mam prawa wiedzieć, co się u niej dzieje...
Uzupełniając jeszcze informacje.. Ona ma 22 lata, ja 24, dla mnie to drugi związek (poprzedni skończył się po ponad 5 latach, o czym pisałem w innym wątku), dla niej to któryś z kolei, przy czym najdłuższy trwał 7 miesięcy.
Cały czas mam wątpliwości, czy dobrze robię. Bo z jednej strony do pewnego czas bardzo poważnie zastanawiałem się nad wspólną przyszłością, bo było naprawdę dobrze. Pomimo, że było ciężko od początku, postanowiłem walczyć. Ale sam nie umiem tego udźwignąć, a Ona najwyraźniej nie jest zainteresowana (pomimo tego, co mówi)... A jeśli teraz się odsuwa (biorę pod uwagę to, że może mi nie ufać na tyle, żeby mi mówić o problemach rodzinnych, ale Ona nawet nie chce żeby ją przytulić, powiedzieć dobre słowo, podtrzymać na duchu...), to co będzie później? Też mam się nie mieszać w jej życie? To co to za życie razem?
Zdaję sobie sprawę, że Wam będzie ciężko to ocenić "z zewnątrz", bo może za mało informacji.. Ale będę zaglądał w ten wątek i z pewnością udzielę jeszcze paru dodatkowych inforamcji i rozwieję wątpliwości... Na chwilę obecną chętnie poczytam, jakie jest Wasze zdanie na ten temat i z góry dziękuję za kubły zimnej wody na głowę