Szybko przyszło, szybko poszło (?)...

Zagadnienia związane ze sferą uczuciową, a także z problemami dotyczącymi tematów miłosnych oraz kontaktów emocjonalnych z płcią przeciwną.

Moderator: modTeam

Awatar użytkownika
gollum
Entuzjasta
Entuzjasta
Posty: 93
Rejestracja: 16 kwie 2006, 02:31
Skąd: Radom, Poland
Płeć:

Szybko przyszło, szybko poszło (?)...

Postautor: gollum » 21 kwie 2006, 16:24

No i tak... Od kilku dni zbierałem się, żeby napisać tu o swoich problemach w związku, prosić Was o poradę, czy jest sens się dalej w to pakować... A wczoraj wieczorem okazało się, że nie ma już o czym pisać...

Tak czy inaczej pozwolę sobie na krótką historię...

Związek od samego początku zapowiadał się na "trudny"... Dwie osoby, zupełnie odmienne charaktery (Ona - żywa, energiczna, nie znosi odkładać czegoś na później, z mnóstwem znajomych, przyjaciół, wygadana... On - spokojny, nieśmiały, powoli, ale wytrwale dążący do celu). Mimo wszystko coś zaiskrzyło i stało się.. Zostaliśmy parą. Na początku - wiadomo: zafascynowanie sobą, zero poruszania jakichś poważniejszych problemów, beztroskie życie, spotkania co 2-3 dni (pomimo 30km odległości), spacery (mimo że środek zimy). Każdy wie, jak to jest na początku. Później przyszła faza pokazywania, że jest zaufanie, zaczęły się poważniejsze rozmowy, mówienie o swoich małych problemach... I tak zleciały 2 miesiące... Przyszedł pierwszy kryzys, małe spięcie.. Wyjaśnione.. Drugie - pozostało trochę niesmaku. Później coś się posypało. Pomijając to, co działo się później (czyli w sumie nic szczególnego - czar prysł, przez pewien czas byliśmy jedynie ze sobą po to, żeby być... zero emocjonalnego zaangażowania) Wiedzieliśmy w czym jest problem, ale jakoś nie dążyliśmy do jego naprawienia, wychodząc z założenia że powoli się wszystko wyjaśni). Po kilku dniach jakoś doszliśmy do porozumienia (przynajmniej pozornie), no i ciągnęło się dalej...

Teraz u niej w rodzinie pojawiły się problemy. I w największym skrócie dostałem wczoraj porcję wiadomości na GG typu: "nie radzę sobie z tym wszystkim, a nie chcę Cię mieszać w sprawy rodzinne", "nikt mi nie może pomóc", "chcę zwolnić tempo"... Tyle, że ja tak nie umiem życ.. Nie umiem stać obok i patrzeć jak cierpi, a ona nie chce ode mnie nawet dobrego słowa... Po prostu mnie od siebie odpycha, każe iść do kąta, a jak jej przejdzie to znów po mnie sięgnie.. Czuję się jak zabawka.. Słusznie?

Podjąłem decyzję, że wychodzę z tej piaskownicy. I to nie tylko dlatego, że chce mnie odstawić w kąt na jakiś czas. Na tą decyzję składa się wiele innych - przede wszystkim różnica charakterów (o czym wspominałem wcześniej). Ona - rodzina przede wszystkim, nawet ja nie miałbym szans chyba czuć się najważniejszą osobą... Ja? W sumie od 16 roku życia sam się próbuję utrzymywać.. Nie powiem - radzę sobie dość dobrze, jest ciężko, dużo pracy, ale każdą wolną chwilę starałem się poświecać dla Niej.. Jak najcześciej się widywać... A tu taki numer w podziękowaniu...

Ona nie chce tego kończyć, chce jedynie "odpocząć" ode mnie i zająć się problemami rodzinnymi. Chodzi o zdrowie, więc i tak niewiele pomoże.. Ale chce ciągle o tym myśleć i dla mnie już brakuje czasu. Zaproponowała, żebyśmy od siebie odpoczęli, jak Ona sobie poukłada wszystko w głowie to znów będziemy razem. Tyle, że odczuwam to albo jako tylko pretekst do zerwania (a prawdziwego powodu i tak nigdy nie poznam), albo chce mnie traktować jak zabaweczkę, którą można wziąć i odłożyć w każdej chwili). Chce utrzymwać kontakty, ale wyłącznie na stopie koleżeńskiej, bez wdawania się w swoje problemy... Mniej więcej na zasadzie: ja mam mówić, co mi jest, dlaczego mi smutno, jakie mam problemy, ale nie mam prawa wiedzieć, co się u niej dzieje...

Uzupełniając jeszcze informacje.. Ona ma 22 lata, ja 24, dla mnie to drugi związek (poprzedni skończył się po ponad 5 latach, o czym pisałem w innym wątku), dla niej to któryś z kolei, przy czym najdłuższy trwał 7 miesięcy.

Cały czas mam wątpliwości, czy dobrze robię. Bo z jednej strony do pewnego czas bardzo poważnie zastanawiałem się nad wspólną przyszłością, bo było naprawdę dobrze. Pomimo, że było ciężko od początku, postanowiłem walczyć. Ale sam nie umiem tego udźwignąć, a Ona najwyraźniej nie jest zainteresowana (pomimo tego, co mówi)... A jeśli teraz się odsuwa (biorę pod uwagę to, że może mi nie ufać na tyle, żeby mi mówić o problemach rodzinnych, ale Ona nawet nie chce żeby ją przytulić, powiedzieć dobre słowo, podtrzymać na duchu...), to co będzie później? Też mam się nie mieszać w jej życie? To co to za życie razem?

Zdaję sobie sprawę, że Wam będzie ciężko to ocenić "z zewnątrz", bo może za mało informacji.. Ale będę zaglądał w ten wątek i z pewnością udzielę jeszcze paru dodatkowych inforamcji i rozwieję wątpliwości... Na chwilę obecną chętnie poczytam, jakie jest Wasze zdanie na ten temat i z góry dziękuję za kubły zimnej wody na głowę :)
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2006, 13:39 przez gollum, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Hyhy
Weteran
Weteran
Posty: 2611
Rejestracja: 29 mar 2004, 01:41
Skąd: Warszawa
Płeć:

Postautor: Hyhy » 21 kwie 2006, 16:28

W partnerstwie jak mi sie wydaje :D sa pewne sprawy ktore chcesz rozwiazac sam. I mysle ze w pewnym sensie ona ma do tego prawo. Ale z drugiej strony po to macie siebie zeby w najtrudniejszych momentach sie wspierac i jezeli ona tego nie chce w takim momencie to cos jest chyba nie tak. Ona w ogóle wie o co jej chodzi? Bo Ty nie wiesz i to normalne... :)
"Jest taka cierpienia granica, za ktora sie usmiech pogodny zaczyna...Hyhy "

hyhy e(L)o :)
Awatar użytkownika
Bianconeri921
Zaglądający
Zaglądający
Posty: 26
Rejestracja: 19 lis 2005, 11:30
Skąd: Wrocław
Płeć:

Re: Szybko przyszło, szybko poszło (?)...

Postautor: Bianconeri921 » 21 kwie 2006, 16:36

gollum pisze:Dwie osoby, zupełnie odmienne charaktery (Ona - żywa, energiczna, nie znosi odkładać czegoś na później, z mnóstwem znajomych, przyjaciół, wygadana... On - spokojny, nieśmiały, powoli, ale wytrwale dążący do celu)

dzięki Twojemu postowi chyba sobie zdałem sprawe, jak to dalej będzie ze mną i moją nieDzieczyna jeszcze..... :( Dokladnie to samo ja jestem taki jak opisujesz tu siebie o Ona taka jak opisujesz swoją dziewczyne :/
hmm a co do tego.... myśle, że czas wyjaśni wszystko :). Bo Kochasz ją prawda....?
"Chcieć - oznacza wpływać na przebieg wydarzeń"
Tyrese
Pasjonat
Pasjonat
Posty: 181
Rejestracja: 15 lut 2006, 19:18
Skąd: Grodzisk Maz.
Płeć:

Postautor: Tyrese » 21 kwie 2006, 16:38

Jakoś nie widze nic dziwnego w tym że dziewczyna sama chce poradzić sobie ze swoimi problemami. A takie odpoczęcie od siebie może wam pomóc.
Awatar użytkownika
Curly
Entuzjasta
Entuzjasta
Posty: 72
Rejestracja: 18 kwie 2006, 11:41
Skąd: z domku
Płeć:

Postautor: Curly » 21 kwie 2006, 16:39

Hmm, ja mam podobnie, przez 1 miesiąc, może 2 było cudownie, spotykaliśmy się codziennie... a póżniej chyba wkradła się jakaś nuda... nie wiem dlaczego... przestało nam ze soba byc dobrze. Ciągniemy to i szczerze mówiąc nie wiem co on czuje, mówi, że jest ok, a ja jestem w związku bo jestem i nie jestem szczęśliwa. Zamierzam niedługo od niego odejść, ale daje szanse i chcę zobaczyć jak będzie. Mi się wydaje, że to on się nie interesuje. (Z reszta więcej info znajdziesz tu: "skończyło się zanim się zaczęło", jak chcesz to sobie poczytaj)
Jeśli jednemu z dwojga nie zależy, jeśli coś jest u Was nie tak, to pogadajcie szczerze, jeśli nie jesteś szczęsliwy to odejdź, bo przeciąganie nie ma sensu. Życzę powodzenia i udanych decyzji.
Awatar użytkownika
Bianconeri921
Zaglądający
Zaglądający
Posty: 26
Rejestracja: 19 lis 2005, 11:30
Skąd: Wrocław
Płeć:

Postautor: Bianconeri921 » 21 kwie 2006, 16:47

hmmm w sumie miałem podobną sytuacje, dziewczyna chciała odpocząć dokladnie rok temu..... i odpoczywa tak do dziś :/. Próbowałem z nią pgadać po 0,5 roku, ale powiedziała tylko ze nie ma czasu.......
"Chcieć - oznacza wpływać na przebieg wydarzeń"
Awatar użytkownika
gollum
Entuzjasta
Entuzjasta
Posty: 93
Rejestracja: 16 kwie 2006, 02:31
Skąd: Radom, Poland
Płeć:

Postautor: gollum » 21 kwie 2006, 17:06

Tyrese pisze:Jakoś nie widze nic dziwnego w tym że dziewczyna sama chce poradzić sobie ze swoimi problemami. A takie odpoczęcie od siebie może wam pomóc.


Ja nie chce wtrącać się w jej problemy i w jej rodzinę, ale dla mnie rzeczą niepojętą jest to, że mam iść w odstawkę, dopóki ona sobie nie uporządkuje w głowie. To boli, że ktoś się od Ciebie odsuwa i pokazuje tym samym, że Ci nie ufa i że nie chce szukać w Tobie oparcia...

[ Dodano: 2006-04-21, 17:13 ]
Hyhy pisze:W partnerstwie jak mi sie wydaje :D sa pewne sprawy ktore chcesz rozwiazac sam. I mysle ze w pewnym sensie ona ma do tego prawo


Zgadzam się. Ale chodzi o zdrowie członków rodziny. Więc i tak nijak nie może pomóc...

Hyhy pisze:Ona w ogóle wie o co jej chodzi?


Nie wiem, nie mam pojecia... Podobno jestem najwazniejszy itd., ale jednak mnie odstawia na bok, bo "i tak nie mogę pomóc"...

Ma taki charakter, że chce, aby każdy jej się zwierzał z problemów, bo zawsze chętnie wysłucha i stara się pomóc, ale jak Ona ma problem, to od razu odstawia wszystkich na bok bo "i tak nikt Jej nie może pomóc". I nawet moje dobre słowo czy sama obecność jest zbędna, bo jej niepotrzebuje...

[ Dodano: 2006-04-21, 17:15 ]
Curly pisze:Jeśli jednemu z dwojga nie zależy, jeśli coś jest u Was nie tak, to pogadajcie szczerze, jeśli nie jesteś szczęsliwy to odejdź, bo przeciąganie nie ma sensu.


Zależy nam obojgu (podobno), ale ja się nie czuję szczęśliwy w takim układzie będąć odstawianym na bok w przypadku problemów...

[ Dodano: 2006-04-21, 21:19 ]
No i "po zawodach"..... :( Porozmawialiśmy, całkiem spokojnie, i doszliśmy do wniosku, że tak będzie najlepiej... Tak, tzn. żeby to zakończyć... Nie ukrywam, że miałbym odwagę spróbować jeszcze raz i dać nam obojgu jeszcze jedną szansę... Ale po Jej słowach "ja się nie zmienię, a nie chcę Cię ranić w przyszłości" jednak stwierdziłem, że nie jestem gotowy na takie ryzyko.. Bo jednak miałem nadzieję, że jednak jest w niej odrobina chęci...

I teraz mam kolejne wątpliwości... Czy naprawdę nie jest możliwe zmienienie pewnych rzeczy pod wpływem drugiej osoby i dla najbliższej osoby...? Dla mnie jest to niewyobrażalna sytuacja, i między innymi to skutecznie przekreśliło naszą wspólną przyszłość...

Teraz pewnie na forum będę trochę więcej pisał, ale niestety już jako "singiel"... :-(

PS. Swoje żale też pewnie wyleję jeszcze w związku z tą sytuacją, więc "lekarz" w pogotowiu jest niezbędny... ;)
Awatar użytkownika
Koko
Weteran
Weteran
Posty: 1105
Rejestracja: 25 gru 2004, 00:31
Skąd: Małopolska
Płeć:

Postautor: Koko » 22 kwie 2006, 00:42

gollum pisze:Czy naprawdę nie jest możliwe zmienienie pewnych rzeczy pod wpływem drugiej osoby i dla najbliższej osoby...?

Jak najbardziej JEST możliwe. Ale trzeba CHCIEĆ.

Ona nie chciała, mam wrażenie, że i zbywała Cię troszkę. Skup się jednak na tym pierwszym, lepiej, że wiesz teraz niż za lat kilka.
Głowa do góry :)
Wiem słowo jak krem
krem na zmarszczki w mojej głowie.
eathons
Zaglądający
Zaglądający
Posty: 14
Rejestracja: 20 kwie 2006, 14:46
Skąd: US
Płeć:

Postautor: eathons » 22 kwie 2006, 05:27

Gollum - masz tu odpowiedz od Bianconeri921, jak chcesz byc pajacem pod reka to smialo(bez urazy) Daj sobie siana i zrob dokladnie jak ona ci proponuje. Jak chce odpoczac daj jej odpoczac. To wszystko.

Dlaczego pojechalem z grubej rury. Dlatego ze mowi sie ze dziewczyny nie klamia, tylko prawdy nie mowia i sa naprawde dobre w wynajdowaniu sprytnych wymowek zeby miec jaks baze. Z tych informacji co podales to wystarczy zeby ci cos zaswitalo w glowie. Jezeli masz kogos bliskiego, albo czujesz sie z kims zwiazamy to chcesz dzielic z kims problemy - to naturalene. Nie mowi sie ze mam problem i musze sie uporac ale musze byc sama - wymowka jest problem, a problemem jestes ty i ten zwiazek. na pewno ona nie ma cie powaznie za kogos wyjadkowego dla niej bo nawet nie jestes przyjacielem bo w trudnych chwilach od ciebie ucieka niz szuka schronienia.

Prosze tez Curly zeby sie nie obrazala, ale czy jej post nie daje ci do myslenia?????
Prosze tu widac wszystko jakie sa kobiety. Ma faceta, nie jest szczesliwa, ma od niego odejsc ( juz chyba decyzja zapadla) ale jeszcze poczeka <boje_sie> NA CO!!!!!!!!!
na to zeby kolejny gosc pisal na tym forum jak go dziewczyna nagle zostawila. Ciekawe jak bedzie wymowka, bo gra juz sie zaczela i ona juz z nim zamieza zerwac. Pomysl Gollum, a Curly niech sie nie obraza. Dla nas facetow to jest chore, ale widocznie dla dziewczyn takie "daje szanse i chcę zobaczyć jak będzie" to wizja czegos co jest zludno i zycie chwila bez wnikana w dalsza przyszlosc. Co nie jest szczesliwa i nagle za tydzien bedzie. Szkoda pisac, zal mi juz tego goscia. Niestety tu przewage maja dziewczyny.
Awatar użytkownika
gollum
Entuzjasta
Entuzjasta
Posty: 93
Rejestracja: 16 kwie 2006, 02:31
Skąd: Radom, Poland
Płeć:

Postautor: gollum » 22 kwie 2006, 06:35

Koko pisze:Ona nie chciała, mam wrażenie, że i zbywała Cię troszkę. Skup się jednak na tym pierwszym, lepiej, że wiesz teraz niż za lat kilka.

Ona ma charakter indywidualistki i podejrzewam, ze to jest tutaj problemem.... Najlepiej jej sie zyje tak, ze w razie problemow w zyciu nie dzieli sie nimi z nikim, tylko sama trzyma to w sobie bo nie chce nikogo nimi obarczac. I faktem jest, ze lepiej teraz sie stalo tak jak sie stalo niz kiedys w przyszlosci...

eathons, zgadzam sie z tym co piszesz... Tyle ze to wszystko jest jak zwykle teorią, a w zycie ciezko jest to wszystko wdrozyc. Wiem, ze taki zwiazek nie ma szans przetrwania, bo nie chce byc razem tylko w dobrych chwilach, chce wlasnie - a moze przede wszystkim - byc w tych zlych chwilach razem i sie nawzajem wspierac. Jesli Ona nie czuje sie, zeby mi opowiedziec o problemach rodzinnych - rozumiem to. Za krotko sie znamy i nie mam prawa sie wtracac. Ale najbardziej zabolalo mnie w tym wszystkim to, w ze takiej sytuacji jestem nikim - bo tylko taka osobe mozna w chwilach zlych odepchnac, a miec ja tylko po to, zeby sie powyglupiac....

Zastanawiam sie caly czas nad tym wszystkim... Mimo, ze wczorajsze Jej zachowanie nie dalo mi praktycznie zadnych nadziei na to, ze cos sie zmieni, i to wczoraj ostatecznie przekonalo mnie do skonczenia tego zwiazku, to jednak przez noc znow pojawily sie watpliwosci, nadzieja, ze moze jednak mogloby byc inaczej... Wiele pokaza nastepne dni, bo jeszcze bedziemy sie musieli conajmniej raz spotkac, zeby przy okazji porozmawiac. Ciekawy jestem Jej zachowania, choc przyznam, ze nie chce sobie robic zadnej nadziei, a jednoczesnie wiem, ze jesli uslyszalbym - pozatym, ze jestem i zawsze bede dla Niej kims wyjatkowym i kogo bedzie kochac - to, ze przemyslala sobie to wszystko i jest w stanie sie zmienic, to nie zawahalbym sie zapomniec o wczorajszym dniu i dac nam jeszcze jedna szanse.. Zdaje sobie sprawe, ze istanialaby ogromna szans, ze bede znow wczesniej czy pozniej cierpial, ale dla tych kilku chwil byloby warto... Mozecie sie nawet ze mnie teraz smiac.... Inną sprawą jest to, ze na chwile obecna to sa tylko moje rozmyslania o przyszlosci, bo naprawde to jestem sam, po calej nieprzespanej nocy przepelnionej rozmyslaniami o tym wszystkim i z kazda chwila jest mi cholernie ciezko.. Duzo ciezej, niz wczoraj w chwili, kiedy o tym rozmawialismy.... :-(
Awatar użytkownika
Hyhy
Weteran
Weteran
Posty: 2611
Rejestracja: 29 mar 2004, 01:41
Skąd: Warszawa
Płeć:

Postautor: Hyhy » 22 kwie 2006, 08:46

Moja troche tez chyba chciala sama sobie radzic, brakowalo jej wlnosci... ale wydaje mi sie ze gdyby dzis cos zlego u niej w rodzinie sie stalo to bylbym pierwsza osoba do ktorej by sie "zglosila" choc moge sie mylic, moze np ten nowy pan :D bylby ta osoba no i na pewno jej przyjaciolka. Choc jednak mysle ze przyszla by do mnie. To chyba o czyms swiadczy nie :D hyhy

/edit

A Tobie kolego wcale sie nie dziwie. Tez bym nie zniosl czegtos takiego, przeciez to jest nienormalne?
"Jest taka cierpienia granica, za ktora sie usmiech pogodny zaczyna...Hyhy "



hyhy e(L)o :)
Awatar użytkownika
Olivia
Weteran
Weteran
Posty: 3859
Rejestracja: 17 wrz 2004, 23:03
Skąd: Z kontenera
Płeć:

Postautor: Olivia » 22 kwie 2006, 08:50

Różnica charakterów-to jest to. I za duża różnica nie wpływa dobrze na związek.
Tobie pozostaje zgodzić się na to rozstanie, bo Ona i tak nie ustąpi. Może rzeczywiście nie pasujecie do siebie?
Ja sobie nie wyobrażam, mając problemy rodzinne, żeby drugiego zostawić. Związek to wspieranie się nawzajem. A Ona zachowuje się nie jakbyś był zabawką, tylko uciążliwym balastem i chce się Ciebie pozbyć. Daruj sobie i nie czekaj na cud. Cudów nie ma.
"Miarkuj złość.
Po gniewu cienkim lodzie nie kręć się
Bo on za chwilę może trzasnąć"
Awatar użytkownika
gollum
Entuzjasta
Entuzjasta
Posty: 93
Rejestracja: 16 kwie 2006, 02:31
Skąd: Radom, Poland
Płeć:

Postautor: gollum » 22 kwie 2006, 12:21

Olivia pisze:Różnica charakterów-to jest to. I za duża różnica nie wpływa dobrze na związek.

Wiem, i dlatego od samego początku uważałem, że to wszystko będzie trudne. Ale na przekór wszystkiemu chciałem pokazać, że się da i to przezwyciężyć. I do pewnego momentu się udawało....
Olivia pisze:Tobie pozostaje zgodzić się na to rozstanie, bo Ona i tak nie ustąpi. Może rzeczywiście nie pasujecie do siebie?

Tyle tylko, że to ja nie wytrzymałem i powiedziałem że to dalej nie ma sensu... A Ona nawet nie próbowała mnie przekonać do zmiany tej decyzji, bo twierdzi, że się nie zmieni i że zawsze w przypadku problemów nie będzie nikogo obaczać swoimi... Tylko największy problem jest w tym, że ja Ją bardzo kocham, Ona mnie - przynajmniej tak twierdzi - również... Tyle że po takim zachowaniu nie bardzo już wiem, co o tym myśleć... Bo przecież gdyby bardzo kochała, to by czegoś takiego nie robiła... Chyba że ma taki sposób bycia i oczekiwała, że ja to zaakceptuję...
Olivia pisze:Ja sobie nie wyobrażam, mając problemy rodzinne, żeby drugiego zostawić. Związek to wspieranie się nawzajem. A Ona zachowuje się nie jakbyś był zabawką, tylko uciążliwym balastem i chce się Ciebie pozbyć.

Tymbardziej, że jasno dałem Jej do zrozumienia, że nie oczekuję, aby opowiadała o tych problemach, jeśli nie czuje się na siłach... Ja tylko chcę, żeby mnie nie odtrącała i potrafiła się po prostu przytulić... Czuć we mnie oparcie... A jeśli tego nie ma, to faktycznie chyba coś jest nie w porządku....
Ja odczuwam to tak, że Ona by chciała być ze mną tylko "na dobre", a jak jest coś złego w Jej życiu to po prostu mniej zwraca na mnie uwagę, bo nie jestem najważniejszy.... Z tego wynika, że to nie jest miłość, ale jak mam się do tego ustosunkować, jeśli Ona ciągle twierdzi, że mnie bardzo kocha...?
Dodatkowym utrudnieniem dla mnie w obecnej sytuacji jest to, że bardzo nalega, abyśmy nie tracili ze sobą kontaktu... Abyśmy rozmawiali na GG tak jak dotychczas, abyśmy do siebie dzwonili i nawet się widywali (pomimo odległości 30km o której wspominałem)... Nie wiem czy będę tak potrafił, bo z chciałbym o tym wszystkim zapomnieć, aby przynajmniej się z tym oswoić, a dla Niej znów to, że zniknę będzie jeszcze większym bólem... Z jednej strony muszę teraz zadbać o siebie, ale z drugiej nie umiem Jej zranić... :-(
Olivia pisze:Daruj sobie i nie czekaj na cud. Cudów nie ma.

Staram się uwierzyć, że cudów nie ma i w tej sytuacji nie będzie... Moim problemem w tej chwili jest to, że ja ciągle wierzę, że Ona jest w stanie przynajmniej się ode mnie nie odsuwać jeśli ma problemy. Ciągle wierzę, że (szczególnie teraz) dotrze do Niej, jak wiele znaczę w Jej życiu (jeśli oczywiście znaczę, bo nie mogę się do końca sugerować tym co mówi... Wszak powiedzieć można wszystko...). I mimo tego, że staram się zejść na ziemie i przenieść ten związek do przeszłości, to nie potrafię... Jest we mnie zbyt duża nadzieja na to, że jednak będziemy potrafili jeszcze coś z tego skleić... :(

Nie pamiętam już, czy wcześniej pisałem, ale najwyżej sie powtórzę.. Ona tylko chciała "zwolnić tempo" w naszym związku, bo ma inne problemy i nie umie sobie dać ze wszystkim rady.. A problemy są na pierwszym miejscu i ważniejsze niż My... To mnie delikatnie mówiąc zdenerwowało i praktycznie bez żadnych głębszych wyjaśnień powiedziałem, że to dalej nie ma sensu... Później dopiero zaczęliśmy trochę o tym wszystkim rozmawiać, ale mimo wszystko nie zauważyłem oznak chęci poprawy z Jej strony... Dziś rano była jeszcze krótka wymiana zdań na gg, że sobie poukładała pare spraw przez noc, że nie chce tracić kontaktu itp., i że bardzo by chciała jeszcze raz porozmawiać na żywo, bo zostało parę kwestii do wyjaśnienia... Z jednej strony boję się, że wyjaśnimy sobie na tyle, że być może w mojej głowie zrodzi się tak wielka nadzieja, że zdecyduję się zaryzykować (choć wiem, że w przyszłości znów będę cierpiał), z drugiej strony boję się, że powiemy sobie za dużo, czego będziemy żałować, bo mogą ponieść nas nerwy.... Tak czy inaczej na dzień dzisiejszy nie umiem bez Niej żyć (bo tak naprawde pozatym, że w trudnych chwilach mnie odtrąca, nie mam aż takich zastrzeżeń do Jej charakteru, które mogłyby nas rozdzielić) i z każdą minutą, kiedy to do mnie dociera, jest mi coraz gorzej :(
Awatar użytkownika
Curly
Entuzjasta
Entuzjasta
Posty: 72
Rejestracja: 18 kwie 2006, 11:41
Skąd: z domku
Płeć:

Postautor: Curly » 22 kwie 2006, 15:25

eathons pisze:Co nie jest szczesliwa i nagle za tydzien bedzie. Szkoda pisac, zal mi juz tego goscia. Niestety tu przewage maja dziewczyny.


Zastanawiam się nad jednym. Skoro zauważyłam, że facet wyrażnie się ode mnie oddalił i zaczęłam myślec poważnie nad rozpadem naszego związku i chciałam odejść, to co robić? Ostatnio zaczął do mnie dzwonić, chce się spotkać, mówi, że przyjedzie itd... to co mam robić.
Czy wtedy nie będę ta "zła", że nie daje szansy? Wiem, że tu nie jest poruszany mój problem, ale co robić, kiedy dziś do mnie zadzwonił 1 raz od jakiś paru dni i chce się spotkać i szczerze pogadać.
Co myśli facet mówiąc mi, (gdy chce z nim o nas pogadać na gadu, bo praca i nie ma czasu na nic), że to nie rozmowa na gg i kończy rozmowe , po czym dzwoni i mówi , że możemy pojechac w ustronne miejsce i pogadać.
Dlaczego faceci są tacy, że najpierw się oddalają i kobiety myślą o najgorszym i chcą odejść, a póżniej wracają i jest ok. To co ma zrobić taka laska i czemu jest Ci go żal?

A jeśłi chodzi o temat, to moze ona po prostu się wstydzi mówić o swoich problemach rodzinnych. Chce to jakos załatwić sama a Ciebie nie mieszać w to?
Awatar użytkownika
gollum
Entuzjasta
Entuzjasta
Posty: 93
Rejestracja: 16 kwie 2006, 02:31
Skąd: Radom, Poland
Płeć:

Postautor: gollum » 22 kwie 2006, 17:25

Curly pisze:moze ona po prostu się wstydzi mówić o swoich problemach rodzinnych. Chce to jakos załatwić sama a Ciebie nie mieszać w to?


Pisałem wcześniej, że ja się nie dziwię, że po 3 miesiącach nie ma do mnie jeszcze aż takiego zaufania... I nie neguję tego. Nie nalegam, żeby mi mówiła o swoich problemach w rodzinie... Cały problem tkwi w tym, że mam wrażenie, że problemy rodzinne Ją przerosły, we mnie nie chce nawet widzieć żadnego oparcia. Nawet nie chce czasem na mnie spojrzeć... A co dopiero mówić, żeby się przytulić... To mnie potwornie boli...

Drugą stroną medalu jest to, że parę tygodni temu sama mnie do siebie przekonała na tyle (tzn. tak bardzo Jej zaufałem), że wyciągnęła ze mnie rzeczy, których nigdy nikomu innemu nie mówiłem - nawet swojej poprzedniej dziewczynie, z którą byłem ponad 5 lat... Więc wychodzi na to, że ode mnie oczekuje wiele, a sama może dać tak niewiele....

Nadal mam wątpliwości, co powinienem zrobić... Ale zaczynam godzić się z myślą, że to zależy od nas obojga.. A nawet tylko od Niej teraz... Bo to Ona musi się określić, czego ode mnie, czego oczekuje i co może dać... Spróbuję jutro raz jeszcze porozmawiać szczerze i już na spokojnie i bez emocji... I na tej podstawie spróbuję jeszcze raz wszystko przeanalizować i podjąć jakąś decyzję...

Żal mi wszystko kończyć, bo mi zbyt bardzo na tym związku zależy (Jej zresztą też - przynajmniej tak mi daje odczuć), ale nie wiem, czy jestem w stanie na dzień dzisiejszy zaakceptować Jej zachowanie... Być może mi się to uda, jeśli zobaczę, że są nadzieje na poprawę... Tylko pozostaje pytanie, czy w ogóle słusznie robię, że się w ogóle nad tym zastanawiam a nie zakopię tego wszystkiego do ziemi i po prostu nie zapomnę....? :(

Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 207 gości