Wydawalo mi sie ,ze to nie mozliwe a jednak ... zakochalam sie. Plakalam niedawno po rozstaniu , nie dopuszczalam mysli ,ze to juz koniec. Ten drugi byl gdzies obok, czasem mnie rozsmieszal, czasem rozweselal ... Sylwestra spedzilismy oddzielnie ,choc mialam isc do niego na impreze , ale zrezygnowalam. Po sylwestrze przestalam o nim myslec ... na troche. Dzisiaj znowu go spotkalam ... i zrozumialam ,ze chyba sie zakochalam. Chcialabym go przytulic itd. jednak to moj kolega z uczelni... co prawda juz nie raz dal mi do zrozumienia ,ze bardzo mu sie podobam , ale boje sie ,ze moje uczucia a raczej ja nad nimi trace kontrole ... a on pewnie nie chcialby slyszec deklaracji , zreszta nie wiem , trudno go wyczuc. Czekac na jego gest? Czy moze zwyczajnie samej isc za glosem serca? Ale to chyba bez sensu , bo jak okaze sie ,ze on nic nie czuje ... tylko przyjazn -> to chyba nawet ta przyjazn sie rozleci <http://f.kafeteria.pl/emotikony/smutas.gif>
Wiem ,ze temat jeden z wielu , ale kochane moje -> czy mozecie cos podsunac. Jakies mozliwie najlepsze rozwiazanie...czuje ,ze gdy bede udawala,ze jest mi obojetny ... nigdy nic sie nie stanie , ze w koncu go strace. On nie raz zachowywal sie tak ,ze wskazywaloby to iz jest zainteresowany alejednak boje sie odkryc ,ze jestem w nim zakochana- bo dobrzy sa z nas "kumple"- zawsze rozumiemy swoje zarty. On do tej pory wiedzial,ze jestem troszke niedostepna ... tak jakby troszke mnie zdobywal - ale jednak chyba nie bylo takiej sytuacji ,ze czulam iz moglabym mu to powiedziec.Boje sie ,ze sie sploszy.
Ok koniec... tak to mniejwiecej wyglada. Sporo w mojej glowie roznych mysli. Co zrobic ... juz teraz czuje ,ze on sie troche oddala, jednak wciaz tak jakby zabiega - ale no wlasnie -> tak naprawde nie wiem czy jako o kolezanke ( bo mnie strasznie lubi) czy jako kogos wiecej .
PROSZE ODPOWIEDZCIE. CO ZROBILIBYSCIE NA MOIM MIEJSCU.
